niedziela, 25 listopada 2012

rozdział 3

- dzięki, tak w ogóle jestem Zayn.
- to akurat już wiem - uśmiechnęłam się niepewnie - Natala.
- ah no tak - chłopak chwycił się za głowę.
- nie, to nie tak! Nie jestem waszą fanką. To, że byłam na waszym koncercie to wina młodszej siostry - po tych słowach na twarz Malika wkradła się dziwna mina. Nie mogłam z niej nic wyczytać. Było to zawiedzenie pomieszane z ulgą? tak chyba tak - chodźmy już - chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę windy - ale teraz uważaj jak chodzisz! - wytknęłam mu język.
- to nie jest śmieszne - burknął - jutro mamy sesje.
- wszystko będzie dobrze, te wasze stylistki już o to zadbają.
- jesteś pewna, że dadzą radę TO ukryć? - towarzysz uważnie przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
- ee, tak - jęknęłam, starając się być przy tym przekonywująca, choć wiedziałam, że na zamazanie tego cholerstwa nie ma najmniejszych szans.
- chłopacy mnie zabiją - jęknął, gdy winda się zatrzymała.
2 godziny później
          Obiecuję, naprawdę obiecuje, że nigdy więcej nie będę oceniać ludzi po pozorach. Akurat w przypadku owego one direction, a dokładniej jednego członka tego zespołu pomyliłam się w stu procentach. Ze zdania, że jest zapatrzoną w siebie gwiazdką, przekonałam się, że jest zupełnie inaczej. Właśnie siedzimy w hotelowej kawiarni i gadamy ze sobą tak swobodnie, jakbyśmy się znali od stu lat. 
- Natala - usłyszałam za sobą już znajomy mi głos - szukam cię od godziny!
- co się stało?
- co się stało? Jesteś spóźniona na koncert idiotko!
- co?! Która godzina?
- wpół do ósmej - wtrącił mulat.
- zabije cię! - przeniosłam wzrok na chłopaka - wszystko przez ciebie - warknęłam, odeszłam od stołu i pobiegłam w kierunku pokoju. Wiedziałam, że już nie opłaca się jechać, bo zanim dotarłybyśmy na miejsce byłaby już końcówka występu.
         Rzuciłam się na łóżko, przykryłam kocem, wzięłam komputer w ręce i usłyszałam ciche pukanie. Ślamazarnie zwlekłam się z łóżka i chwyciłam za klamkę, moim oczom ukazał się nikt inny, jak Zayn.
- przepraszam, nie wiedziałem.
- daj spokój.
- może mogę ci to jakoś wynagrodzić? - uniósł jedną brew do góry, opierając się o framugę drzwi. 
- raczej nie, jutro wracamy do domu.
- przed nami cała noc, chodź - chwycił mnie za rękę.
- przepraszam - wyrwałam dłoń z jego uścisku - ale nie - chciałam zamknąć drzwi, lecz chłopak postawił swojego buta tak, ze zablokował mi wykonanie tej czynności.
- jak zmienisz zdanie to zadzwoń - podał mi białą karteczkę.
- okej - zamykając drzwi czułam ogromną satysfakcję. Wiedziałam, że siostra zje mnie z zazdrości. Tak jak myślałam, po chwili wpadła do pokoju.
- co on chciał?
- nic.
- jak to nic? 
- przyszedł przeprosić, że przez niego nie poszłam na koncert, tyle. A teraz daj mi spokój, chcę spać.
tydzień później 
          Dziś mija siódmy dzień od tego feralnego koncertu, a tym samym rozpoczynają się ukochane ferie zimowe. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia włączyłam komputer i weszłam na Twittera. Przeglądałam twetty, gdy nagle natrafiłam na coś, co od razu wywołało na mojej twarzy niemały uśmiech. Tweet od Zayna:
nie czekając długo odpisałam:

Nie upłynęło pięć minut, a usłyszałam charakterystyczny dźwięk nadchodzącego sms'a. Szybko chwyciłam moją starą nokię w dłoń i dziwnie się poczułam czytając wiadomość od nieznanego mi numeru: zapraszam was do nas, bo wiem, że macie ferie. Zaraz wybrałam numer nadawcy i aż się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam znajomy już głos w słuchawce.
- halo?
- to ty - jęknęłam.
- więc jak? Wpadniecie?
- ee nie, to znaczy tak, nie wiem.
- o nic się nie martw, za wszystko płacę ja - usłyszałam cichy śmiech.
- nie o to chodzi Zayn.
- więc o co?
- po pierwsze: rodzice, po drugie: nie mam pojęcia, czy opłaca się lecieć tam na półtora tygodnia.
- a po trzecie - przerwał mi - twoja siostra z całą pewnością się ucieszy. Czekam na was jutro, do zobaczenia - po tych słowach się rozłączył. Najzwyczajniej w świecie się rozłączył, nawet nie dał mi dokończyć. No cóż...nie pozostało mi nic innego, jak zejść na dół namówić moich rodziców i jeżeli się zgodzą, poinformować moją siostrę, która rozsadzi wszystko w promieniu kilometra (oczywiście ze szczęścia). 
          Kolejnego dnia znalazłyśmy się w samolocie do Londynu. Całą podróż praktycznie przespałam. Po wyjściu z maszyny czekała na nas czarna limuzyna, a bagażami zajął się facet po czterdziestce, chyba szofer. Z auta wysiadł Zayn. Mulat nieznacznym gestem ręki zaprosił nas do środka, gdzie czekał Harry. Ruszyliśmy i nastała niezręczna cisza, której tak bardzo nienawidzę.
- może powiedz nam coś o sobie - zwrócił się do mnie Harry. 
- hm, niedawno stałam się pełnoletnia, w wolnych chwilach troszkę śpiewam i gram.
- co robisz? - spytał.
- śpiewam – powiedziałam nieco głośniej.
- naprawdę? – wtrącił się Zayn.
- nie, na niby – podsumowałam z pogardą. Nie chciałam, żeby zabrzmiało to aż tak wrednie. Nie chciałam, żeby to w ogóle zabrzmiało wrednie. Cóż..ujawniłam jedną z moich wad. Najpierw mówię, później myślę. Przez następne pół godziny zrobiłam się niewidzialna. Moja siostra stała się centrum uwagi obojga chłopaków, a ja? Ja siedziałam i przysłuchiwałam się ich jakże "interesującej" rozmowie o tym jak Monika ich wszystkich bardzo kocha.

____________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział jest tak krótki i tak beznadziejny, ale chyba będę chora i ciepię na totalny brak weny!:c
       



wtorek, 20 listopada 2012

rozdział 2

          Obudziło mnie rytmiczne stukanie kropel deszczu o parapet. Na zegarze było kilka minut po dziewiątej. Nie spałam długo, czekał mnie prawdopodobnie jeden z najgorszych dni mojego życia. Wyjrzałam przez okno pokoju, widok wydawał mi się dziwnie znajomy. Nie zauważyłam nawet, że moja siostra gdzieś zniknęła. Otworzyłam drzwi na korytarz i ujrzałam nikogo innego, jak Monikę. Szła w moją stronę z wielką tacą jedzenia.
- pomyślałam, że będziesz głodna - wyszczerzyła się w moim kierunku.
- nie, dzięki.
- jak wolisz - warknęła, a ja zamknęłam za nią drzwi i poszłam do łazienki.
           Równo o godzinie piątej byłam gotowa. Siedziałam już w taksówce, kiedy Monika podbiegła i oznajmiła, że musimy jeszcze chwilę poczekać, bo zapomniała wziąć z góry biletów. Po upływie pięciu minut wróciła i ruszyłyśmy. Włożyłam słuchawki w uszy i oparłam głowę o szybę.
          Z oddali było widać, że to właśnie tutaj odbywa się ten cały cyrk. Milion samochodów, jeszcze więcej ochroniarzy przy wejściach, wszędzie plakaty z uśmiechniętymi twarzami chłopaków i obok mnie ona - moja siostra, która piszczy i skacze ze szczęścia.
           Początek występu był zapowiadany na godzinę 19 , jednak przedłużył się do 19.30 z powodu problemów technicznych.  Tłumy ludzi schodziły się coraz bliżej sceny słysząc pierwsze bicie gitar i głosy wokalistów. Podczas występu zdarzały się przypadkowe omdlenia, płacz i krzyki największych fanów. W połowie koncertu Harry Styles zszedł ze sceny, aby być bliżej swojej publiczności, jednak jego przywitanie nie trwało dłużej jak minutę, ponieważ fani, a raczej zakochane w nim fanki zmierzały do tego, aby wydostać się zza ochronnych drabinek. Zakończenie koncertu przewidziane było na godzinę 21 , jednak potrwał on aż do godziny 22.30. Chyba nie muszę dodawać tego, że byłam zmuszona zostać do samego końca. Dyskografia tego koncertu była oparta na wspomnieniu zeszłego roku. Jestem przekonana, że ten występ pozostanie w pamięci większości go oglądających, w mojej również. Mimo tego, że byłam do niego wrogo nastawiona okazał się być całkiem znośny. 
           Była godzina 2:30, kiedy dotarłyśmy do naszego tymczasowego lokum. Dlaczego tak późno? Otóż dlatego, że moja siostrunia ubzdurała sobie, że nie wyjdzie stamtąd dopóki nie zdobędzie autografów co najmniej połowy zespołu, a ja? Ja jako, że ponoszę za nią całą odpowiedzialność musiałam stać obok i wysłuchiwać tych wszystkich krzyków i pisków. Nie czekając długo rzuciłam się na łóżko, a po chwili całkowicie odpłynęłam. 
kilka godzin później
- Nati wstawaj, bo się spóźnimy - usłyszałam stłumiony głos siostry.
- pięć minut - jęknęłam.
- jak chcesz, ale nie czepiaj się, jak się spóźnimy - warknęła, a ja raptownie się podniosłam.
- dzięki mała - poczochrałam ją po włosach i pognałam do łazienki. Szybki prysznic, make-up, klik, godzina czasu wolnego, Bob Marley w głośnikach, czekolada i nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba, bynajmniej tak myślałam dopóki moja siostrunia nie usiadła po drugiej stronie pokoju i całkowicie mnie zagłuszyła. "Brawo młoda" - pomyślałam i wyszłam z pokoju na bordowy korytarz ze złotymi dodatkami, który wyłożony był jasnobrązową wykładziną łączoną na środku paskiem tego samego koloru. Gdy tylko wyłoniłam się zza drzwi moim oczom ukazał się ten sam brunet, który wtedy chciał wręczyć mi bilet. 
- cześć sąsiadko - posłał w moim kierunku ciepły uśmiech. Gołym okiem było widać, że jest takim samym leniwcem, jak ja. Dlaczego jestem tego tak pewna? Otóż dlatego, że chłopak zamiast chodzić, jak normalny, cywilizowany człowiek, szurał nogami po podłodze.
- cześć - odparłam, a z braku ochoty na konwersację z nim od razu udałam się w kierunku windy.
- czekaj - złapał mnie za rękę - może kawa? 
- czemu nie - posłałam mu niepewnie spojrzenie.
            Pomimo tego, że chłopak nie szedł już sam dalej szurał, aż w końcu zahaczył o fragment paska, który akurat w tym miejscu odstawał i poleciał prosto na drzwi, znajdujące się naprzeciw niego, wgniatając tym samym kawałek, w który uderzył. Chłopak leżał i się nie ruszał. Mimo tego, że na początku wyglądało to przekomicznie teraz zaczęło robić się poważnie.
- żyjesz? - podbiegłam do niego, łapiąc go za ramię.
- chyba już nie długo - jęknął.
- wstawaj gwiazunio - wyciągnęłam w jego kierunku rękę, a gdy tylko mnie złapał pociągnęłam go do góry. Chłopak stanął przede mną, a ja wybuchnęłam śmiechem. Tak - wiem, że to niekulturalne, ale nie mogłam się powstrzymać. Brunet miał całe czoło czerwone od uderzenia - chodź sieroto do kuchni, przyłożymy ci lód do czoła, bo twoja "piękna" - zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - twarzyczka już nie będzie taka piękna.
- dzięki, tak w ogóle, jestem...




środa, 14 listopada 2012

rozdział 1

          Dziś trzydziesty pierwszy października, czyli Halloween. Nienawidzę tego "święta" odkąd tylko pamiętam, przeciwnie do mojej siostry, która je ubóstwia i właśnie biega z dziećmi z całej ulicy po domach prosząc o cukierki.
          Wybiła godzina 21:42, kiedy do mojego pokoju wbiegła zadowolona Monika, przerywając mi tym samym oglądanie filmu, który szczerze mówiąc zaczynał mnie powoli nudzić.
- Nati! Nie uwierzysz, co się stało! - mówiąc to zaczęła odprawiać jakiś dziki taniec radości.
- zamknij się - warknęłam.
- ale... 
- zamknij się! - powtórzyłam, a w oczach małej pojawiły się łzy - chodź - wskazałam ręką miejsce obok siebie. Najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się jej szkoda - o co chodzi?
- wiesz..tam naprzeciwko nas mieszka ta dziwna baba - zrobiła śmieszną minę, która wyrażała wstręt do tej kobiety - i dała mi to - znów zaczęła piszczeć i skakać. 
- tyle kasy za koncert takiego marnego boysbandu? - warknęłam - lepiej to sprzedać.
- sprzedać? Oszalałaś?! Ja tam pojadę, czy będziesz tego chciała, czy nie - młoda wyrwała mi bilety z ręki i wybiegła z pokoju, trzaskając przy tym niemiłosiernie głośno drzwiami. Wyłączyłam film, po czym ukazało mi się pięć uśmiechniętych twarzyczek chłopaków, takie minusy dzielenia pokoju z młodszą siostrą, która jest psychofanką owego zespołu. Wie o nich dosłownie wszystko, na każdej ścianie wisi ich plakat, a gdy tylko włączę youtube słyszę little things. Ja w jej wieku zachowywałam się o wiele normalniej. Co prawda też miałam swoich idoli, ale nie ześwirowałam na ich punkcie aż tak, jak ona. Gdybym wiedziała, że te bilety tak diametralnie zmienią moje życie spaliłabym je od razu. Postaram się opisać wszystko w skrócie.
- Natala proszę! Tylko z tobą mogę tam jechać! - od dwóch tygodni siostra próbuje mnie przekonać, żebym się z nią wybrała na wcześniej wspomniany koncert. Niestety (lub stety) ja nienawidzę zespołów, które wybiły się przez ładne twarzyczki i bogatych rodziców, ale moi genialni rodziciele wymyślili, że Monika będzie mogła jechać tylko i wyłącznie wtedy, kiedy ja pojadę z nią (jakby nie mogli jej tego całkowicie zabronić). Odkąd się urodziła ja spadłam na dalszy plan i tylko słyszę: Monika to, Monika tamto. Mam ochotę ją udusić.
- nie ma mowy, nie zawracaj mi tym głowy! - za każdym razem, kiedy jej odmówiłam wpadała w atak histerii i biegła do rodziców na skargę, na co oni jej tylko odpowiadali, że to nie od nich zależy moje zdanie - co akurat jest prawdą.
3 miesiące później
          Te jedenaście tygodni zleciało mi tak szybko, jakby ich wcale nie było. Właśnie siedzę w samolocie do Londynu. Tak, dobrze czytacie - zgodziłam się, ale tylko i wyłącznie dlatego, że dzień po koncercie One Direction w tym samym miejscu występuje Damian Marley. Nie wiem, czy już wspominałam wcześniej, ale uwielbiam reggae i wszystkie rzeczy z tym związane więc rozumiecie, że nie mogłam przegapić takiej okazji. Przed wyjazdem postanowiłam sobie trzy rzeczy: po pierwsze – nie ulegnę urokowi mojej siostry i nie zgodzę się na bieganie za chłopakami; po drugie – jadę tam tylko i wyłącznie po to, żeby zobaczyć Damiana; po trzecie: zostajemy tam cztery dni i ani sekundy dłużej! 
          Po wyjściu z samolotu moim oczom ukazało się wielkie lotnisko, o wiele większe, niż to w Warszawie. Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer taxi, widniejący na wielkim plakacie wiszącym na ścianie poczekalni. Nie czekałyśmy długo.
- witam - zwrócił się do nas miły, starszy pan po 40-stce - dokąd?
- do najbliższego hotelu proszę - wysłałam mu niepewny uśmiech, po czym poczułam stukanie w ramię. Tak, to była Monika.
- do najbliższego hotelu? pogięło cię?! Mogłaś powiedzieć, że do najbliższego hotelu przy miejscu koncertu! Wtedy widziałybyśmy wszystko przez okno!
- nie panikuj mała, będzie dobrze - pogłaskałam wkurzoną dwunastolatkę po włosach, co wzbudziło w niej atak histerii.
- nigdy więcej nie ruszaj moich włosów! - burknęła , obracając się w kierunku okna.
          Po godzinie byłyśmy na miejscu. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego hotelu, co prawda widziałam bardzo podobne na filmach, ale tylko i wyłącznie tam. Ponad piętnaście minut zajęło nam zakwaterowanie się. Udałyśmy się do winy, a potem pod wskazany numerek. Pokój, który dostałyśmy jest chyba z pięć razy większy od naszego. Dwa duże wodne łóżka, które stały na środku jako pierwsze rzuciły mi się w oczy. Nad nimi wisiały dwa obrazy. Jeden z jakąś gołą kobietą, drugi w kwiaty. Ściany o jasno-niebieskim kolorze nadawały uroku całemu pomieszczeniu. Po drugiej stronie znajdowały się białe meble. 
          Miałam zamiar się rozpakować i nawet już wyciągnęłam jedną rzecz z mojej niedużej walizki, kiedy usłyszałam rytmiczne pukanie do drzwi. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i chwyciłam za klamkę. Otworzyłam i zobaczyłam wysokiego bruneta.
- cześć - wyszczerzył się.
- cześć? 
- jutro mam koncert i rozdaję wszystkim to - wyciągnął w moją stronę małą karteczkę, którą już w październiku pokazała mi siostra. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać - coś mam na twarzy? - zapytał zdezorientowany.
- nie hahaha po prostu hahaha mam ten bilet już od października - wytknęłam mu język.
- no to do zobaczenia - uśmiechnął się ponownie i udał do pokoju lokatora naprzeciwko. Co za palant - warknęłam, gdy tylko zamknęłam drzwi.
- kto to był? - usłyszałam głos siostry, dobiegający z łazienki.
- obsługa! - oczywiście skłamałam. Przecież, gdybym powiedziała prawdę Monika wydrapałaby mi oczy. 



pytania:

Obserwatorzy