poniedziałek, 24 grudnia 2012

rozdział 8

             Tej nocy nie spałam zbyt długo. Nie mam pojęcia czy to przez kilkugodzinne namawianie mojej siostry, żeby zostać tutaj do końca, czy przez to co wczoraj usłyszałam, czy przez telefon od mamy Oli, a może przez coś jeszcze innego. Końcem końców: dałam się namówić mojej siostrze i zostajemy tutaj, a Monika postara się zrobić wszystko, żebym jak najmniej czasu spędzała z tą dwójką. Nie uważacie, że to trochę dziwne, że przez lata poznajmy setki, tysiące osób, aż pewnego dnia spotkasz tą jedną, która zmienia twoje dotychczas spokojne życie i nagle coś w tobie pęka? Tracimy kontrole nad tym wszystkim. Żaden dzień się już nigdy nie powtórzy. Żadnych słów nie możemy cofnąć. Nie możemy cofnąć tego cholernego czasu, który nieubłaganie leci do przodu. Mówią, ze wszystko z biegiem czasu odchodzi w niepamięć, ale czy aby na pewno? Cały czas coś czymś zastępujemy. Ludzi, miejsca, uczucia, nawet smak szczęścia, czy smutku.
          Na zegarku wybiło piętnaście po szóstej. Zauważyłam, że drzwi zaczęły się otwierać. Wystraszyłam się, bo nie miałam pojęcia, kim jest osoba, która właśnie weszła. Ze strachu zawzięcie udawałam, że śpię. Po chwili nieznajomy zaczął się cichutko przemieszczać. Na początku myślałam, że to złodziej, jednak szybko wyrzuciłam tą myśl z głowy, gdyż to niemożliwe, żeby do tej willi ktokolwiek się włamał. Zeszłam z łóżka, zaszłam przestępce od tyłu i z całej siły chwyciłam za nadgarstek. Serce waliło mi jak młot, zwłaszcza, że nieznajomy zaczął się bronić. Miałam ochotę się wydrzeć tak głośno, że cała okolica by mnie usłyszała, jednak nieznajomy mi to uniemożliwił, zakrywając moje usta swoją dłonią.
- Nati? - zapytał całkowicie znajomy mi głos.
- Harry? - wybeblałam przez jego dłoń - co tu robisz?
- nie mogę spać - tłumaczył się.
- em, a po co tu przyszedłeś?
- w sumie to sam nie wiem - jęknął, a ja pociągnęłam nosem - co ty płaczesz?
- nie - skłamałam i chciałam się położył, jednak on mi to uniemożliwił.
- coś się stało? - spytał, a po chwili przytulił mnie mocno.
- nic, jest po prostu źle.
- chcesz pogadać? - spytał, widząc moje spuchnięte od płaczu oczy.
- nie, chcę zostać sama - obróciłam się i położyłam na łóżku.
- okej, rozumiem - podszedł do drzwi.
- czekaj - krzyknęłam, kiedy jedną nogą był już na korytarzu - chyba jednak nie chcę być sama - jęknęłam cicho i zaczęłam płakać. Harry podszedł i położył się obok mnie.
- Harry? - odwróciłam się w jego stronę.
- tak?
- chyba mam problem.
- jaki?
- muszę wrócić do domu, ale tak bardzo nie chcę robić tego Monice.
- ale jak to, dlaczego?
- nie ważne - po moim policzku pociekła kolejna łza.
- ej - złapał mój podbródek i podniósł go do góry tak, żebym patrzyła mu w oczy.
- przestań!
- ale co?
- nigdy więcej tego nie rób! Nigdy więcej nie patrz mi w oczy!
- oh! Czyżby moje spojrzenie działało na wiecznie niedostępną Natalię?
- oh, chyba nie - odwróciłam wzrok.
- ależ tak, chodź - dodał po chwili, przez kilka sekund patrzyłam na niego jak na idiotę, aż w końcu przybliżyłam się nieco, a ten przytulił mnie mocno.
- co się dzieje?
- nic, naprawdę.
- wiem, ze mnie nie lubisz, ale jedyne co mogę ci zapewnić to to, że jestem inny.
- oh czyżby? po tym co słyszałam wczoraj, nie sądzę - pomyślałam, jednak nie chciałam być wredna więc dodałam: to nieprawda, że cię nie lubię.
- a teraz mów - wyszczerzył się.
- no dobra - jęknęłam, chwilę się wahałam, aż w końcu zaczęłam - dzwoniła do mnie pani Kwaśniewska, mama mojej przyjaciółki. Harry z nią jest źle - łkałam - bardzo źle. Ona ma raka, zostało jej kilka ostatnich miesięcy życia.
Zamilkłam, on zamilkł, nastała okropna cisza, której tak bardzo nienawidzę.
- będzie dobrze - dodał po chwili.
           Obudziłam się około czternastej. Postanowiłam iść doprowadzić się do porządku. Wstałam cichutko, żeby nie obudzić Harrego, który jeszcze spał. Spojrzałam na niego i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że prawie nic na sobie nie ma. No może poza jakimiś bokserkami ze śmiesznym nadrukiem (klik). Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam do łazienki. Gdy wróciłam już go nie było. Cicho na palcach zeszłam po schodach i pobiegłam do kuchni. Zastałam tam Nialla i Harrego. Styles był naprawdę uroczy. Przymrużone oczy, lekki, niesforny uśmieszek na ustach i ten totalny nieogar na głowie.
- cześć - cmoknął mnie delikatnie w usta i niewzruszony poszedł do siebie, szurając nogami.
- ej! - powiedziałam przez śmiech.
- między wami coś jest? - spytał zalotnie blondyn.
- Niall chyba cię za bardzo wyobraźnia ponosi.
- Nati, błagam nie rób nic głupiego. 
- wiem i jeżeli chodzi ci o Zayna to ja go naprawdę lubię, blondasku - wysłałam mu promienny uśmiech.
- to może mu to po prostu powiedz?
- nie mogę.
- dlaczego?
- po pierwsze: cholernie się boje, po drugie: niedługo wracam do domu, po trzecie: on ma dziewczynę.
- Nati, on też cię lubi - wyszczerzył się.
- skąd wiesz?
- bo stoi za tobą i się uśmiecha.
Na początku myślałam, ze to głupi żart Horana, jednak kiedy się obróciłam zamarłam. Cholera! On naprawdę stał tam z tyłu i przysłuchiwał się temu wszystkiemu.
- to może ja was zostawię.

Cześć! Wiem, że rozdział jest krótki i być może dla wielu z was beznadziejny, ale pisałam go dzisiaj w nocy na szybko więc z góry za wszystko przepraszam! Jeszcze raz życzę wam wesołych świąt,a tymczasem lece robić krokiety! :)
P.S. dzisiaj późnym wieczorem albo jutro dodam kilka zdjęć głównej bohaterki!:)

niedziela, 23 grudnia 2012

MERRY CHRISTMAS!

WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!


Życzę wam czytelnikom dużo cierpliwości (w oczekiwaniu na rozdziały, hehe) i wam piszącym dużo weny! 
Życzę wam spędzenia tych świąt w gronie najbliższych, żeby były jak najlepsze i najwspanialsze!
Nie będę tutaj marudzić o zdrowiu, szczęściu i pieniądzach, bo tego się nasłuchacie pewnie podczas dzielenia się opłatkiem ;p
Życzę wam jeszcze spełniania najskrytszych marzeń, spotkania One Direction na swojej drodze życia i wspaniałego chłopaka! Ot to! :)

P.S. w ramach świątecznego prezentu co wybieracie?:D
a) nowy rozdział jutro.
b) nowość na blogu, np. galerie, czat czy coś w tym stylu.
c) konkurs.

piątek, 21 grudnia 2012

rozdział 7

           Poczułam, jak Zayn dotyka mnie swoimi wielkimi i gorącymi dłońmi. Zaczął od ud i przesuwał je coraz wyżej, oplotłam go nogami w pasie. Całował mnie coraz bardziej zachłannie i namiętnie. Czułam, jak wsuwa swoje dłonie pod moją bluzkę. Nie trwało długo, zanim pozbawił mnie dolnej części bielizny. Nie protest...obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, oblana zimnym potem. 
- chyba serio się pogodziliście - uradował się Styles, który właśnie wparował do pokoju. 
- zabiję cię!! - warknęłam, wyswobodziłam się z uścisku Zayna i wyminęłam w drzwiach chłopaka.
- przepraszam, ale przynajmniej już się lubicie - uśmiechnął się.

- powiedzmy - usłyszałam głos mulata.
Na korytarzu zatrzymał mnie Niall, szczerzący się jak psychopata. Nie zdołał jeszcze wydusić z siebie ani słowa, a podszedł do mnie Malik, pocałował w policzek i poszedł dalej.
- Zayn kurde!
- Nati wyluzuj - powiedział Malik - to żarty, przecież wszyscy wiedzą, że nie dopuściłabyś mnie do siebie.
- jakoś mnie takie żarty nie bawią.
- ale wy coś ten tegos? - blondyn zaczął śmiesznie gestykulować rękami.
- nie sypiam z Zaynem! I nigdy nie będę! Co wy sobie ubzduraliście? Przecież ja go nawet nie lubię! - wpadłam w szał.
- też tutaj jestem - usłyszałam nagle głos Zayna. Odwróciłam się i zobaczyłam go, opierał się o framugę drzwi od łazienki. Miał smutną minę.
- Zayn - powiedziałam cicho, ale chłopak wszedł do pomieszczenia, zamykając drzwi. Nastała okropna cisza. Zdawałam sobie sprawę, że go zraniłam. Nawet bardzo, ale nie widziałam dlaczego to zabolało także  mnie.
- mocne - stwierdził Niall, poklepując mnie po ramieniu.
- Boże, jaka ja jestem głupia - krzyknęłam, uderzając się otwartą ręką w czoło.
- nie jesteś, może spróbuj go przeprosić? - usłyszałam dobrze znany mi już głos Harrego.
- nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens - machnęłam ręką, udając się w  kierunku swojego pokoju. 
          Nie wytrzymałam, zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z domu. Musiałam pobyć trochę sama, a akurat gdzie jak gdzie, ale u nich w mieszkaniu to nie byłoby to możliwe. Szłam prosto przed siebie, tracąc zupełnie rachubę czasu. Nagle dostrzegłam chłopaka, który bardzo przypominał Zayna. Stał tam z jakąś dziewczyną, przytul..CHWILA! Czy oni się całują?! Musiałam się upewnić, czy to na pewno on. Kiedy byłam już odpowiednio blisko, zdałam sobie sprawę, że to rzeczywiście on. 
- Natala! - odezwał się na mój widok. Wydawał się być bardzo spokojny.
- co tu robisz? - przeniosłam wzrok na dziewczynę, która sprawiała wrażenie, jakby nie rozumiała co mówię.
- kto to? - wtrąciła się blondynka.
- to jest Natala - stwierdził.
- tak, Natala - uśmiechnęłam się sztucznie - a ty? Mogę wiedzieć, kim ty jesteś?
- Perrie - uśmiechnęła się jeszcze bardziej sztuczniej, niż ja przed chwilą, po czym dodała : jego dziewczyna.
Nie powiem - zagięło mnie. Spojrzałam na nią, wysłałam Zaynowi mordercze spojrzenie i odeszłam z tak zwanym fochem. 
pół godziny później
- przeprosiłaś go? - zapytał Styles, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
- chciałam, ale nigdy więcej już się tak nie poniżę.
- co się stało? - podeszłam do przyjaciela, bo chyba mogę go tak nazwać, prawda? I usiadłam obok niego.
- chciałam go przeprosić, ale skoro on woli się ściskać z jakąś francuską to proszę bardzo! Nie będę mu przeszkadzać! - starałam się być spokojna.
- Perrie - jęknął niemal niesłyszalnie, jednak ja słyszałam wszystko bardzo dobrze.
- tak, właśnie tak mi się przedstawiła.
- niech on tylko wróci do domu - Harry zerwał się na równe nogi - zabiję go! Zabiję go jak Boga kocham!
- Harry - złapałam go za dłoń - nie warto.
- ale on obiecał! Obiecał, ze nigdy więcej się nie nią nie spotka - jęknął.
- czyli na dodatek mnie okłamał? Pięknie!
- okłamał? - Styles zrobił zdezorientowaną minę.
- no tak. Powiedział mi, że to fanka.
- fanka - zaśmiał się tak sarkastycznie, ze aż zabolały mnie uszy.
- Harry - złapałam go za ramię - możesz mi powiedzieć o co tutaj chodzi? Bo to przestaje być zabawne.
- długa historia.
- ale ja mam czas - zajęłam wygodne miejsce na kanapie, poklepując miejsce obok siebie, na znak, że Styles ma zrobić dokładnie to samo co ja. Usiadł i zamilkł. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak on potrafi taką postawą człowieka doprowadzić do szału.
- więc? - zaczęłam.
- Nati, naprawdę nie wiem, czy powinienem ci to mówić.
- Harry do cholery jasnej! Mów! - wydarłam się.
- spokojnie - załapał mnie za ramię - Perrie byłą kiedyś naszą stylistką, pewnie jak wiesz albo i nie teraz jest nią Lou i wiesz ona ma taką fajną, małą córeczkę i ona...
- Harry, błagam! Na temat!
- no dobra - wbił wzrok w ziemię - więc...Zayn i Perrie były kiedyś razem. Nati, on ją strasznie kochał i kocha nadal. Pewnie sam sobie nie zdaje sprawy jak bardzo. Wydaje mi się, że już nigdy nikogo tak nie pokocha jak jej.
- dlaczego się rozstali?
- zostawiła go, suka - burknął.
- dlaczego? Harry, konkrety!
- musiała... - Styles nie zdołał dokończyć, bo do pokoju wpadł Malik.
- o tu jesteś! Wszędzie cię szukałem - krzyknął w moim kierunku - chodź, musimy pogadać.
- idź - wyszczerzył się Styles - tylko pamiętaj: nic nie wiesz - wyszeptał mi do ucha, po czym popchnął mnie tak, że wpadłam prosto w ramiona Zayna, ten korzystając z okazji złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku swojego pokoju.
- więc, o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - zapytałam, gdy mulat zamknął drzwi od sypialni.
- o na..
- nie ma nas - przerwałam mu - nie ma i nie będzie - na twarzy chłopaka pojawiła się dziwna mina, coś jakby zakłopotanie?
- pewnie Harry ci już powiedział o Perrie?
- mi? nie. No coś ty.
- nie umiesz kłamać - uśmiechnął się, przybliżył i w przeciągu kilku sekund pocałował.  Moje ciało opanowała fala przyjemnych dreszczy. W podświadomości chciałam, aby to trwało jak najdłużej, jednak wiedziałam, że szybko musi się skończyć i niesamowicie obawiałam się co będzie dalej. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem w oczach. Przecież jeszcze kilka godzin temu robił to samo z inną dziewczyną. Chciałam coś powiedzieć, ale naprawdę nie wiedziałam co.  Patrzyłam na niego, on zaś nie spuszczał wzroku z moich ust. Delikatnie się uśmiechnął i wyszedł. Kilka dobrych minut zajęło mi dojście do siebie, a gdy tylko to się stało również opuściłam pokój w celu znalezienia go i wygarnięcia mu jakim jest dupkiem. Moją uwagę przykuły jednak tajemnicze szepty dochodzące z pokoju Stylesa.
- ojjjj stary, mało kiedy któraś ci odmawia - zakpił (chyba) Liam.
- zamknij się - burknął wkurzony Malik - zobaczysz, jeszcze kiedyś będzie moja.
- hahah chyba śnisz, dobrze wiesz, że to ja byłem pierwszy. Muszę tylko poczekać na odpowiedni moment - usłyszałam zadowolony głos Stylesa. Nie mogłam dłużej tego słuchać, pobiegłam do pokoju i zaczęłam pakować swoje walizki.

P.S. wesołego końca świata!!:D

sobota, 15 grudnia 2012

rozdział 6

            Przez kolejnych kilka piosenek nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, dopiero gdy Malik dostrzegł leżący tuż obok mnie segregator, wziął go do ręki i zaczął przeglądać.
- masz ładne pismo - stwierdził niemal niesłyszalnie. Czy tylko ja mam wrażenie, że to jakieś pieprzone deja vu?
- kolejny.
- ah no tak Harry - jęknął - mogę cię o coś spytać?
- nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Przepraszam. - doskonale wiedziałam, o czym Zayn chce ze mną rozmawiać.
- okej - przez kolejne piętnaście minut jechaliśmy w zupełnej ciszy, aż w końcu mulat ponownie się odezwał - a tobie co?
- słucham?!
- dziewczyno! Wczoraj odstawiasz nie wiadomo co, dzisiaj się do mnie nie odzywasz! O co ci chodzi?!
- a ty co? Może lepszy? Nie widziałeś NICZEGO, a strzelasz fochy jak rasowa baba!

- doskonale wiem, co tam się działo. Nie potrzebuję wiedzieć niczego więcej!
- ah! Czyżby?! Czyli od dzisiaj mam do ciebie mówić Zayn 007 - agent do zadań specjalnych?! - po tych słowach ponownie przestaliśmy się odzywać, aż NARESZCIE dojechaliśmy na miejsce. 
           Każdy udał się w kierunku studio, jednak ja nie miałam najmniejszej ochoty tam siedzieć i słuchać tych kłamstw o tym jak wszystko i wszyscy są wspaniali. Przemierzałam szare ulice, mijałam szarych ludzi, wszystko było takie szare i ponure.
15 minut później
            Moją uwagę przykuła kawiarnia. Sprawiała całkiem dobre wrażenie. Weszłam do środka i zamówiłam gorącą czekoladę. Zajęłam miejsce przy oknie. Zaczęłam szukać telefonu w torbie, jednak moją uwagę przykuł pewien chłopak. Siedział przy stoliku naprzeciwko. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że zachowywał się co najmniej dziwnie. Na głowie miał kaptur i okulary słoneczne (w ogrzewanym lokalu, gdzie lampy raczej nie drażnią oczu do tego stopnia, żeby mieć na nosie okulary) i słuchawki w uszach. Siedział, a nawet mogłabym rzec: leżał na fotelu i dziwnie spoglądał w moim kierunku. Wydawało mi się to podejrzane. Postanowiłam szybko wypić czekoladę i wrócić do studio. Już prawie kończyłam, kiedy zauważyłam, że nieznajomy zmierza w moją stronę. Zaczęłam wstawać, ale wtedy on podbiegł i pociągnął mnie za nadgarstek tak, że ponownie znalazłam się w pozycji siedzącej. Sam zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- co tu się kur... - zaczęłam jednak nieznajomy mnie uciszył.
- ciii- syknął, po czym zdjął okulary i się uśmiechnął.
- o nie.
- cześć - powiedział, wlepiając we mnie te swoje zielone tęczówki.
- żegnam - wstałam.
- czekaj - powiedział tak głośno, że z powrotem założył okulary - usiądź - poprosił cicho.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, jednak już po chwili zaczęłam tego żałować, gdyż pan Styles ma takie poczucie humoru, które zamiast rozbawić, wkurwia.
- poczekaj, odwiozę cię - chwycił mnie za nadgarstek, gdy łapałam za klamkę od drzwi.
- poradzę sobie.
- jak chcesz, tylko się nie zgub.
- nie bądź taki mądry - pomyślałam i ruszyłam przed siebie. Im dalej szłam, tym bardziej żałowałam swojej decyzji. Tylko się nie zgub - cholera! Właśnie to zrobiłam! usiadłam bezsilna na krawężniku przy uliczce, na której nie było ani jednej żywej duszy. Żadnego samochodu, żadnego roweru. Żadnego człowieka, żadnego psa, kota, a nawet żadnego szczura. Tylko ja i ta cholerna cisza wokół mnie. Po upływie jakiś dwudziestu minut (ah tak! Zapomniałam wspomnieć, że zasięgu też tutaj nie ma) zauważyłam zbliżające się auto. Raptownie się podniosłam i zaczęłam machać w jego kierunku mając nadzieję, że jakimś cudem się zatrzyma. Tak jak pragnęłam - zaczął zwalniać, aż w końcu stanął. Po chwili szyba zaczęła się obniżać. Coraz niżej i niżej. Już miałam coś powiedzieć, kiedy zobaczyłam Stylesa.
- czyżby ktoś się zgubił?
- nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
- chociażby stąd, że stoisz tutaj, zamiast być w domu - uśmiechnął się triumfalnie. 
- Styles jesteś jeszcze głupszy niż myślałam, skoro nie wyczułeś tego sarkazmu - pomyślałam - dobra, nie ważne - powiedziałam i z powrotem usiadłam na krawężnik.
- powodzenia! Zajrzę do ciebie jutro sprawdzić czy żyjesz, czy może zamarzłaś, bo tą drogą nikt nie jeździ - powiedział, wychylając się - to jak? Wsiadasz?
kolejny dzień
            Tej nocy nie spałam za dobrze. Spojrzałam na zegarek, było piętnaście po siódmej. Nigdy tak wcześnie nie wstaje, gdy mam wolne. Ubrałam na nogi kapcie i w piżamie (klik) zeszłam na dół. Zmęczona zmierzałam do kuchni. Podeszłam do lodówki, jednak nie było niczego na co miałam akurat ochotę więc postanowiłam wrócić do pokoju i spróbować jeszcze zasnąć. Zrobiłam szybki obrót o sto osiemdziesiąt stopni i zamarłam. W drzwiach stał Zayn, który opierał się o framugę i mi się przyglądał.  Uśmiechał się.
- co tutaj robisz?
- miłe powitanie - jęknął i ruszył w moim kierunku.
- długo tak stałeś?
- wystarczająco. Ładnie wyglądasz - zaśmiał się, zbliżając się jeszcze bardziej.
- głupek - stwierdziłam, wymijając go. Nie czekając długo ruszyłam w stronę pudrowego pokoju, jednak po drodze zaczepił mnie Harry, który stwierdził, że musimy koniecznie porozmawiać, bo to sprawa życia i śmierci. Dopiero przy drzwiach stwierdził, że wszystko to jego wina i strasznie mnie przeprasza. Nie wiedziałam o co mu chodziło do czasu, kiedy nie weszłam do pokoju. Było ciemno, a ja poczułam, ze na kogoś wpadłam.
- Zayn? - jęknęłam niepewna - co robisz w moim pokoju?! - zapytałam juz nieco pewniejszym tonem.
- ee..Harry - zaczął również zaskoczony tą sytuacją, kiedy usłyszeliśmy, że ktoś przekręca zamek w drzwiach. 
- Harry, mogę się dowiedzieć co ty najlepszego wyprawiasz?
- nie wypuszczę was stamtąd dopóki się nie pogodzicie - krzyknął, a w jego głosie wyczułam nutkę zadowolenia.
- Harry do cholery jasnej!! Wypuść mnie!! - zaczęłam krzyczeć - Styles jeżeli w tej chwili mnie nie wypuścisz to jak Boga kocham wyrwę ci nogi z dupy! - krzyczałam coraz głośniej.
- Nat.. - zaczął Zayn, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.
- siedź cicho! - warknęłam.
- oj z tego co słyszę to szybko stąd nie wyjdziecie - usłyszałam roześmiany głos mojej siostry.
- Monika, proszę - jęknęłam zrezygnowana.
- mnie w to nie mieszaj, ale radzę wam zatrzeć topór wojenny, bo Harry jest zawzięty. Idę na dół, pa!
- Monia ty też przeciwko mnie? Błagam! - jednak odpowiedział mi tylko i wyłącznie tupot stóp. 
- Natala, to nic nie da. Za dobrze ich znam.
- znasz? TO dlaczego nic nie zrobisz?! Nic do cholery! Siedzisz i się ciągle gapisz! Siedzisz i to na dodatek na moim łóżku! Złaź!
Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie i usiadł pod ścianę, a ja sama zajęłam jego miejsce. Obserwowałam go uważnie, bardzo uważnie. Siedział smutny. Miał w swoim spojrzeniu coś, co wywoływało u mnie te cholerne poczucie winy.
- no dobra, chodź - powiedziałam poklepując pościel obok siebie.
- jednak są w tobie ludzkie odruchy - wyszczerzył się.
- spadaj - uderzyłam go pięścią w ramię. Chłopak złapał moją dłoń w celu ściągnięcie jej ze swojej górnej części ciała. Przybliżył się trochę do mnie. Dziwnie się czułam.
- halo! Żyjecie? - usłyszałam głos Liama.
- Liam zrobię wszystko co chcesz, ale otwórz te cholerne drzwi! - powiedziałam szybko, odrywając się od Zayna. 
- wszystko?
- tak, absolutnie wszystko!
- dobra, daj mi chwilę - sekundę później usłyszałam jak grzebie w zamku.
- Liam odbiło ci? - usłyszałam nagle głos Harrego.
- ale jest już okej.
- haha, jasne. Oni kłamią. Myślisz, że oni by się tak szybko pogodzili?! Jedno jest bardziej uparte od drugiego. Nie ma szans!! - ponownie usłyszałam ten cholerny tupot stup.
- wszystko przez ciebie! Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym ci teraz przywalić! - warknęłam przyciskając Zayna do ściany. Szybko się przekonałam, że Malik ma o wiele więcej siły ode mnie. Jeden zwinny ruch i teraz ja jestem przyciśnięta.
- nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna - wyszeptał mi do ucha. Zbliżył swoją twarz do mojej. Bliskość tego chłopaka działała na mnie dziwnie. 
- puść - szepnęłam. Poczułam po chwili, jak jego usta delikatnie ocierają się o moje. Nie był to pocałunek, raczej coś w stylu delikatnego muśnięcia. 
- jak sobie życzysz - wyszeptał patrząc na moje usta i odwrócił się idąc w stronę łóżka. Zostawił mnie samą pod ścianą. Niby sama tego chciałam, ale jestem pewna, że chłopak zrobił to specjalnie. Osunęłam się i usiadłam na ziemi.
- i co teraz robimy? - spytałam po chwili.
- nic - stwierdził i odchylając głowę do tyłu zamknął oczy.
- mam dość...nie chciałam tutaj w ogóle przyjeżdżać, a co dopiero użerać się z tobą! - mówiłam naprawdę wkurzona.
- to dlaczego tutaj jesteś, skoro nie chciałaś tutaj być?
- wystarczyło, że moja siostra chciała.
- zimno ci? - spytał, widząc jak gładzę dłońmi o swoje ramiona.
- trochę - szepnęłam. Zdziwiło mnie bardzo kiedy Zayn podszedł do mnie,  objął i przytulił. Bardzo mocno przytulił. Kilka razy pociągnęłam nosem, aby skutki mojego potajemnego płakania nie wypłynęły na zewnątrz. Na marne.
- nie płacz - powiedział cicho, a ja zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam jak śpiewa. Te nucenie działało na mnie kojąco. Wtuliłam się w niego i po chwili zasnęłam.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

rozdział 5

            Poderwaliśmy się z łóżka i pobiegliśmy na dół, to znaczy Zayn pobiegł, ale gdy tylko zorientował się, że ja nie mogę zrobić tego samego cofnął się i pomógł mi zejść.
- no gołąbeczki - zaczął Lou, ale Zayn mu przerwał - oj, nie denerwuj się tak - Tomlinson zwinnym ruchem wyminął wściekłego chłopaka - biedna Natala, wpadła w szpony naszego lovelaska - Louis podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.
- to nie tak - jęknęłam, czując jak robię się czerwona - a tak po za tym chyba nie po to nas tu zawołaliście - uniosłam pytająco brew.
- fakt, ustaliliśmy wspólnie z twoją siostrą - Harry przeniósł wzrok na młodą - że urządzamy karaoke.
- ale, j... - zaczęłam, jednak nie było dane mi dokończyć.
- nie ma żadnego ale! Monika poinformowała nas już, że śpiewasz genialnie!
- zabiję cię młoda - warknęłam.
- nie martw się, obronie cię kochanie! - Harry szybko podbiegł do dziewczyny i zaczął ją przytulać. Uwierzcie, wyglądało to przekomicznie.
- ustalmy zasady - wtrącił się Liam - oceniać będzie Edd i Paul, podzielmy się na trzy grupy.
- ja jestem z Natalą - wyrwał się od razu Zayn, co u każdego wywołało niemały uśmiech na twarzy. 
            Mówiąc w skrócie: pierwsza grupa to: Harry i Monica, którzy swój zespół nazwali: Harrmonica (hahaha), druga: Niall, Lou i Liam o nazwie: ogórki skład (hahahax2) i trzecia, czyli my.
- jako pierwsza wystąpi drużyna ogóóóóóóóórki skład - zaczął Paul - ich menadżer. Odetchnęłam z ulgą, gdyż bardzo stresowałam się tym, co za chwilę ma się tutaj wydarzyć. Po cichu wstałam z miejsca i wyszłam na korytarz. Oparłam się o ścianę i zaczęłam swój inteligentny monolog: co ja tu kurwa robię?!
- dobrze się czujesz? - usłyszałam głos za sobą.
- ta-tak - momentalnie się wyprostowałam.
- na pewno?
- Zayn, przecież mówię, że tak.
- nie umiesz kłamać, chciałaś po prostu zwiać - wyszczerzył się i mało brakowało, żeby nie wybuchnął śmiechem.
- ja? no coś ty!
- Natala, Zayn! Wasza kolej! - usłyszałam głos Paula dobiegający z salonu.
- pięknie wyglądasz, gdy się rumienisz - szepnął mi do ucha, gdy przekraczałam próg pokoju - wyluzuj się, będzie dobrze.
            Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki "naszej" piosenki. Miałam zacząć, ale zamiast tego zwiałam, tak po prostu chciałam opuścić pomieszczenie, w którym odbywało się to killerskie karaoke. Dlaczego chciałam to zrobić? Dokładnie sama nie wiem, chyba obszedł mnie tak wielki strach, że nie myślałam wtedy racjonalnie.
- wracaj tu! - krzyknął Zayn z uśmiechem. Spojrzałam na niego ze zdezorientowaną miną i lekko rozchylonymi ustami - nie rób takiej miny tylko wracaj tu! Raz, dwa! Bez ciebie to nie ma sensu!
- mhm - jęknęłam niemrawo, po czym zaczęłam wolnym krokiem wracać na swoje miejsce. Ponownie zaczęły lecieć dźwięki Queen, tym razem chłopak mocno (bardzo mocno!) złapał mnie za rękę (żebym czasem znów nie uciekła) i zaczął. Przez pierwsze wersy topiłam się w jego magicznym głosie, jednak gdy zaczął doskwierać mi ból śródręcza, szepnęłam: poluźnij uścisk, bo niedługo będę miała połamaną nie tylko nogę.
I wtedy rozpoczął się mój wers: you big disgrace  - zaczęłam i znów usłyszałam głos mulata: przepraszam, a tak po za tym ładnie śpiewasz. Nic mu nie odpowiadając, czyniłam dalej swoją powinność, jednak szybko nastąpiła jego kolej i właśnie teraz postanowiłam pokazać swoje kolejne oblicze: wredność. Zaczęłam podśpiewywać mu do ucha byle co, żeby tylko się pomylił, aż w końcu, gdy nastąpiła linia melodyczna jęknął: przestać tyle gadać, bo znów ścisnę mocno, na co szybko odpowiedziałam: to cię podrapię.
- nie kłam, masz za dobre serce - wyszczerzył się.
- podrapię.
- kłamiesz, nie zrobisz tego - w jego głosie wyczułam zadowolenie.
- jak mówię, że coś  zrobię to zrobię.
- zobaczmy - powiedział i ścisnął moją rękę tak, że sekundy dzieliły moje kości od pęknięcia. Nie zastanawiając się długo, wbiłam swoje paznokcie (które wcale (klik) wcale nie ułatwiały mi zadania) w jego dłoń najmocniej, jak potrafiłam.
- ała! - jęknął, momentalnie mnie puścił i złapał się za miejsce bólu. Jakie szczęście, że akurat skończyła się piosenka. Nie chcąc dłużej oglądać tego cyrku i dużych dzieci w nim, udałam się do swojego pudrowego pokoju. Musiałam wziąć długą i relaksującą kąpiel. Tak, tego teraz potrzeba mi najbardziej. Ledwo co pozbyłam się Zayna, a usłyszałam jak Harry mnie woła. Czy mi się wydaje, czy on właśnie wszedł do mojego pokoju bez pukania?! Czy oni wszyscy tutaj są pozbawieni jakiejkolwiek kultury?!
- daj mi minutę! - krzyknęłam i w ekspresowym tempie włożyłam na siebie szlafrok.
- tak wyglądasz o niebo lepiej - jęknął Styles, kiedy weszłam do pokoju, jednak widząc moją zdezorientowaną minę dodał: no taka naturalna i wyluzowana.
Obróciłam się do niego tyłem i zaczęłam rozczesywać włosy. Chłopak skrupulatnie się mi przyglądał. Czułam, jak przeszywa mnie wzorkiem.
- kręcisz z Zaynem? - spytał po chwili.
- a co? Zazdrosny? - obróciłam się w jego kierunku.
- hahahahahah chyba hahahahah nie hhahahahahha.
- chyba?
- nie, więc?
- nie, a ty kręcisz z Tay? - spytałam z podstępnym uśmieszkiem.
- zazdrosna?
- nie mam o co, więc? - na twarz Harrego wkradł się smutek wymieszany z uśmiechem, a po chwili pokręcił głową na znak, że nie. 

            Gdy chłopak dostrzegł leżący na półce segregator wbrew moim sprzeciwom wziął go do ręki i zaczął przeglądać.
- masz ładne pis.. - nie dokończył, bo trafił na stronę, gdzie nieudolnie próbowałam go narysować.
- zostaw to - burknęłam, zabierając mu z przed nosa moją własność.
- no ej - Styles zrobił smutną minę - to było ładne!
- przestań.

- kiedy ja mówię prawdę - jęknął wyraźnie zasmucony.
- powiedzmy, że ci wierzę - po tych słowach chłopak zaczął się niebezpiecznie zbliżać.
- Harry, nie - powiedziałam cicho, jednak w tym samym momencie do pokoju wpadł Zayn. Patrzył się na nas z niedowierzaniem, po czym naprawdę wkurzony wyszedł trzaskając przy tym niemiłosiernie głośno drzwiami.

kolejny dzień
            Chłopacy mają dziś wywiad, oczywiście Monika uparła się, żeby jechać z nimi. O godzinie ósmej byłam już zwarta i gotowa, czekaliśmy jedynie moją siostrunie, która zgubiła gdzieś telefon. Po piętnastu minutach pospiesznie wsiadłam do busa i zorientowałam się, że siedzę obok Zayna. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Miał na sobie bluzę z kapturem, a w uszach słuchawki. Również postanowiłam się czymś zająć, wyjęłam z torby mój segregator, który zabieram wszędzie i zaczęłam pisać: czy też czujesz to co ja? W sobie smutek, smutek i żal równocześnie wsłuchując się w rytm muzyki, który pieścił moje uszy od jakiś pięciu sekund. W nawyku już mam bujanie się w rytm piosenki, a co gorsza: podśpiewywanie jej pod nosem. Tak też było tym razem. Poczułam, że ktoś mnie szturcha, gdy tylko dotarło do mnie co najlepszego zrobiłam spaliłam niezłego buraka i jęknęłam tylko: przepraszam, już więcej nie będę. 
- nie, nie o to mi chodziło, mogę słuchawkę?
- aa, tak. Tylko jest jeden problem: raczej mamy inne gusta muzyczne - powiedziałam, gdy chłopak wsadzał słuchawkę do ucha.
- czyżby? - Malik rozpiął bluzę, a moim oczom ukazała się bluzka z Bobem Marleyem. Na mojej twarzy zagościł jeden wielki uśmiech.

sobota, 1 grudnia 2012

rozdział 4

             Około szesnastej znaleźliśmy się w ich londyńskiej posiadłości, która nie różniła się wiele od hotelu, w którym byłyśmy ostatnio. Ponad trzy godziny zajęło mi poznanie chłopaków. Moja siostra zrobiła to wiele szybciej, w końcu wie o nich dosłownie wszystko, ze mną nie było tak łatwo. Przecież nie wiedziałam nawet jak oni mają na imię, nie wspominając o nazwiskach. 
             Gdy oderwałam moją siostrę od Harrego, którego non stop przytulała poszłyśmy się rozpakować. Pokój, który dostałam jest ogromny, naprawdę. A co lepsze! Nie ma w niej walniętej Moniki! Wielkie białe łóżko jako pierwsze rzuciło mi się w oczy, nad nim dosłownie identyczny obraz z gołą panią jak ten w hotelu, czy oni się do cholery zmówili?! Białe meble i pudrowe ściany nadawały uroku całemu pomieszczeniu. Jednak była jedna rzecz, która dała mi do myślenia, a mianowicie: trzy pary drzwi. Jedne to oczywiście te wejściowe, drugie łazienka, ale trzecie? Nie myśląc długo chwyciłam za klamkę, a to co ujrzałam zwaliło mnie z nóg. Garderoba wielkości mojego pokoju w Polsce!
           Wyszłam z tymczasowego lokum , żeby zapoznać się z resztą domu, ewentualnie resztą lokatorów. Gdy tylko zamknęłam drzwi, ujrzałam moją siostrę.
- o jesteś! Właśnie cię szukałam. Harry kazał ci przekazać, że idziemy do klubu i pyta się, czy czasem nie chciałabyś się zabrać z nami.
- nie, dzię...chwila! Idziemy?
- no tak - ton siostry dalej był poważny.
- no chyba nie myślisz, że cię puszczę - zakpiłam.
- nie musisz, pójdę sama.
- spróbuj, a wracasz do Polski.
- ale Natala! To niespr... - nawet nie zauważyłam, że tej całej chorej sytuacji przygląda się Styles. Stał na drugim końcu korytarza ze zdezorientowaną miną, cóż..nie ma co się dziwić..w końcu rozmawiałyśmy w języku, w którym on nie zna ani jednego słowa. Skupiając swoją uwagę na chłopaku, nie dostrzegłam, że siostra znacznie się ode mnie oddaliła, po czym mocno trzasnęła drzwiami.
- wszystko w porządku? - usłyszałam głos Harrego.
- tak - posłałam mu niepewny uśmiech.
- na pewno?
- tak.
- idziemy?
- nie, nie zostawię Moniki samej tutaj.
- o to się martw - poczochrał mnie po włosach - może zostać z naszym menadżerem, więc? - uniósł jedną brew ku górze.
- okej - jęknęłam, po czym chłopak w natychmiastowym tempie chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku schodów.
- Harry...
- nie marudź.
- Harry! Mam iść w starych i podartych dresach?!
- ah no tak - chłopak złapał się za głowę - masz pięć minut - wyszczerzył się i w tym momencie zrobiłam coś, czego żałuję do tej pory. Spojrzałam w jego cudowne, zielone oczy, jednak szybko się ocknęłam, pobiegłam do pokoju i wrzuciłam na siebie klik. Około pół godziny zajęło mi doprowadzenie się do stanu normalności. Gdy zeszłam na dół wszyscy czekali już tylko na mnie. Czułam na sobie ich spojrzenia, nienawidzę tego uczucia. 
- możemy już iść - wyszczerzyłam się, będąc przy przedostatnim schodku, a że ja to ja i nie jestem przyzwyczajona do chodzenia w TAK wysokich butach i zawsze, naprawdę zawsze muszę coś dowalić potknęłam się o ostatni stopień i poleciałam prosto przed siebie. Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? Coś cię boli? Żyjesz? - usłyszałam wszystkie głosy naraz.
- trochę boli mnie noga - jęknęłam.
- musimy jechać do szpitala - usłyszałam przerażony głos Malika.
- boli, ale nie aż tak. Spokojnie!
- nie marudź! - po chwili byłam już niesiona do samochodu przez Zayna, a Niall po drodze usiłował ściągnąć mi buty z nóg, jednak bez większego efektu. Mówiąc w skrócie: z wypadu do klubu nici, noga w gipsie za kolano, złamana w dwóch miejscach. W domu byliśmy około dwudziestej. Od razu powędrowałam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku z laptopem. Weszłam na Facebooka, żeby zobaczyć co słychać u moich "znajomych", czytanie przerwało mi stukanie do drzwi. Nie łatwym wyczynem w tym stanie było zejście z łóżka i podejście do drzwi, aby otworzyć je winowajcy całego zajścia. Chwyciłam za klamkę, a przed moimi oczami zobaczyłam Zayna.
- wszystko okej? - uśmiechnął się. 
- jak widać – odpowiedziałam otwierając szerzej drzwi, a chłopak wszedł do środka.
- twoja siostra jest nienormalna – stwierdził rzucając się na łóżko.
- wiem - usiadłam koło niego - więc po co przyszedłeś, bo chyba nie tylko po to, żeby powiedzieć mi całą prawdę o Monice?
- właśnie, że tak - rzuciłam mu mordercze spojrzenie, a on usiadł i złapał mnie za ramiona – żartuje  – uśmiechnął się.
- więc?
- mam coś dla ciebie - wyszczerzył się, sięgając po jakiś przedmiot do kieszeni, po chwili wyciągnął z niej czekoladę, malinową! Moją ulubioną! - na poprawę humoru - dodał.
- dziękuję!!
- no dalej! Na co czekasz? podziel się – wyszczerzył się.
- ależ nie ma sprawy – rozerwałam papierek i połamałam na kostki. Spojrzałam na Malika, potem na czekoladę. Zaczęłam jeść kostkę po kostce, a on siedział i się przyglądał.
- pasowalibyście do siebie z Niallem - jęknął po chwili.
- słucham?!
- jak tak na ciebie patrzę to jesz tyle co on.
- spadaj - walnęłam go z całej siły w ramię, po czym wstałam i udałam się do łazienki.
- uuuuu – usłyszałam Zayna, gdy wróciłam do pokoju – pisałaś o mnie!
- zostaw mojego laptopa! - krzyknęłam i zaczęłam wlec się w jego kierunku - gdyby nie ta cholerna noga to zabiłabym cię! - warknęłam. Przecież nie mógł przeczytać tego, co pisałam Oli - mojej przyjaciółce z Polski o nim.
- zrozumiałem tylko moje imię – zrobił smutną minę i wtedy zorientowałam się, że to wszystko jest niepotrzebne, gdyż cała moja konwersacja z Olą była przeprowadzona po Polsku. Na mojej twarzy zagościł ogromny uśmiech, natomiast Malik obrócił się do mnie plecami i skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej.
- no dobra! Pooowiem tylko się nie obrażaj!
- słucham – ucieszył się i obrócił z powrotem w moim kierunku.
- cytuję - zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - Zayn jest całkiem fajnym chłopakiem.
- kłamiesz – przybliżył się do mnie. Nasze twarze dzieliły minimetry. Spojrzałam w jego oczy. Byłam gotowa, lecz zamiast dotyku jego ust, usłyszałam tylko głośny krzyk Harrego.

niedziela, 25 listopada 2012

rozdział 3

- dzięki, tak w ogóle jestem Zayn.
- to akurat już wiem - uśmiechnęłam się niepewnie - Natala.
- ah no tak - chłopak chwycił się za głowę.
- nie, to nie tak! Nie jestem waszą fanką. To, że byłam na waszym koncercie to wina młodszej siostry - po tych słowach na twarz Malika wkradła się dziwna mina. Nie mogłam z niej nic wyczytać. Było to zawiedzenie pomieszane z ulgą? tak chyba tak - chodźmy już - chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę windy - ale teraz uważaj jak chodzisz! - wytknęłam mu język.
- to nie jest śmieszne - burknął - jutro mamy sesje.
- wszystko będzie dobrze, te wasze stylistki już o to zadbają.
- jesteś pewna, że dadzą radę TO ukryć? - towarzysz uważnie przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
- ee, tak - jęknęłam, starając się być przy tym przekonywująca, choć wiedziałam, że na zamazanie tego cholerstwa nie ma najmniejszych szans.
- chłopacy mnie zabiją - jęknął, gdy winda się zatrzymała.
2 godziny później
          Obiecuję, naprawdę obiecuje, że nigdy więcej nie będę oceniać ludzi po pozorach. Akurat w przypadku owego one direction, a dokładniej jednego członka tego zespołu pomyliłam się w stu procentach. Ze zdania, że jest zapatrzoną w siebie gwiazdką, przekonałam się, że jest zupełnie inaczej. Właśnie siedzimy w hotelowej kawiarni i gadamy ze sobą tak swobodnie, jakbyśmy się znali od stu lat. 
- Natala - usłyszałam za sobą już znajomy mi głos - szukam cię od godziny!
- co się stało?
- co się stało? Jesteś spóźniona na koncert idiotko!
- co?! Która godzina?
- wpół do ósmej - wtrącił mulat.
- zabije cię! - przeniosłam wzrok na chłopaka - wszystko przez ciebie - warknęłam, odeszłam od stołu i pobiegłam w kierunku pokoju. Wiedziałam, że już nie opłaca się jechać, bo zanim dotarłybyśmy na miejsce byłaby już końcówka występu.
         Rzuciłam się na łóżko, przykryłam kocem, wzięłam komputer w ręce i usłyszałam ciche pukanie. Ślamazarnie zwlekłam się z łóżka i chwyciłam za klamkę, moim oczom ukazał się nikt inny, jak Zayn.
- przepraszam, nie wiedziałem.
- daj spokój.
- może mogę ci to jakoś wynagrodzić? - uniósł jedną brew do góry, opierając się o framugę drzwi. 
- raczej nie, jutro wracamy do domu.
- przed nami cała noc, chodź - chwycił mnie za rękę.
- przepraszam - wyrwałam dłoń z jego uścisku - ale nie - chciałam zamknąć drzwi, lecz chłopak postawił swojego buta tak, ze zablokował mi wykonanie tej czynności.
- jak zmienisz zdanie to zadzwoń - podał mi białą karteczkę.
- okej - zamykając drzwi czułam ogromną satysfakcję. Wiedziałam, że siostra zje mnie z zazdrości. Tak jak myślałam, po chwili wpadła do pokoju.
- co on chciał?
- nic.
- jak to nic? 
- przyszedł przeprosić, że przez niego nie poszłam na koncert, tyle. A teraz daj mi spokój, chcę spać.
tydzień później 
          Dziś mija siódmy dzień od tego feralnego koncertu, a tym samym rozpoczynają się ukochane ferie zimowe. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia włączyłam komputer i weszłam na Twittera. Przeglądałam twetty, gdy nagle natrafiłam na coś, co od razu wywołało na mojej twarzy niemały uśmiech. Tweet od Zayna:
nie czekając długo odpisałam:

Nie upłynęło pięć minut, a usłyszałam charakterystyczny dźwięk nadchodzącego sms'a. Szybko chwyciłam moją starą nokię w dłoń i dziwnie się poczułam czytając wiadomość od nieznanego mi numeru: zapraszam was do nas, bo wiem, że macie ferie. Zaraz wybrałam numer nadawcy i aż się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam znajomy już głos w słuchawce.
- halo?
- to ty - jęknęłam.
- więc jak? Wpadniecie?
- ee nie, to znaczy tak, nie wiem.
- o nic się nie martw, za wszystko płacę ja - usłyszałam cichy śmiech.
- nie o to chodzi Zayn.
- więc o co?
- po pierwsze: rodzice, po drugie: nie mam pojęcia, czy opłaca się lecieć tam na półtora tygodnia.
- a po trzecie - przerwał mi - twoja siostra z całą pewnością się ucieszy. Czekam na was jutro, do zobaczenia - po tych słowach się rozłączył. Najzwyczajniej w świecie się rozłączył, nawet nie dał mi dokończyć. No cóż...nie pozostało mi nic innego, jak zejść na dół namówić moich rodziców i jeżeli się zgodzą, poinformować moją siostrę, która rozsadzi wszystko w promieniu kilometra (oczywiście ze szczęścia). 
          Kolejnego dnia znalazłyśmy się w samolocie do Londynu. Całą podróż praktycznie przespałam. Po wyjściu z maszyny czekała na nas czarna limuzyna, a bagażami zajął się facet po czterdziestce, chyba szofer. Z auta wysiadł Zayn. Mulat nieznacznym gestem ręki zaprosił nas do środka, gdzie czekał Harry. Ruszyliśmy i nastała niezręczna cisza, której tak bardzo nienawidzę.
- może powiedz nam coś o sobie - zwrócił się do mnie Harry. 
- hm, niedawno stałam się pełnoletnia, w wolnych chwilach troszkę śpiewam i gram.
- co robisz? - spytał.
- śpiewam – powiedziałam nieco głośniej.
- naprawdę? – wtrącił się Zayn.
- nie, na niby – podsumowałam z pogardą. Nie chciałam, żeby zabrzmiało to aż tak wrednie. Nie chciałam, żeby to w ogóle zabrzmiało wrednie. Cóż..ujawniłam jedną z moich wad. Najpierw mówię, później myślę. Przez następne pół godziny zrobiłam się niewidzialna. Moja siostra stała się centrum uwagi obojga chłopaków, a ja? Ja siedziałam i przysłuchiwałam się ich jakże "interesującej" rozmowie o tym jak Monika ich wszystkich bardzo kocha.

____________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział jest tak krótki i tak beznadziejny, ale chyba będę chora i ciepię na totalny brak weny!:c
       



wtorek, 20 listopada 2012

rozdział 2

          Obudziło mnie rytmiczne stukanie kropel deszczu o parapet. Na zegarze było kilka minut po dziewiątej. Nie spałam długo, czekał mnie prawdopodobnie jeden z najgorszych dni mojego życia. Wyjrzałam przez okno pokoju, widok wydawał mi się dziwnie znajomy. Nie zauważyłam nawet, że moja siostra gdzieś zniknęła. Otworzyłam drzwi na korytarz i ujrzałam nikogo innego, jak Monikę. Szła w moją stronę z wielką tacą jedzenia.
- pomyślałam, że będziesz głodna - wyszczerzyła się w moim kierunku.
- nie, dzięki.
- jak wolisz - warknęła, a ja zamknęłam za nią drzwi i poszłam do łazienki.
           Równo o godzinie piątej byłam gotowa. Siedziałam już w taksówce, kiedy Monika podbiegła i oznajmiła, że musimy jeszcze chwilę poczekać, bo zapomniała wziąć z góry biletów. Po upływie pięciu minut wróciła i ruszyłyśmy. Włożyłam słuchawki w uszy i oparłam głowę o szybę.
          Z oddali było widać, że to właśnie tutaj odbywa się ten cały cyrk. Milion samochodów, jeszcze więcej ochroniarzy przy wejściach, wszędzie plakaty z uśmiechniętymi twarzami chłopaków i obok mnie ona - moja siostra, która piszczy i skacze ze szczęścia.
           Początek występu był zapowiadany na godzinę 19 , jednak przedłużył się do 19.30 z powodu problemów technicznych.  Tłumy ludzi schodziły się coraz bliżej sceny słysząc pierwsze bicie gitar i głosy wokalistów. Podczas występu zdarzały się przypadkowe omdlenia, płacz i krzyki największych fanów. W połowie koncertu Harry Styles zszedł ze sceny, aby być bliżej swojej publiczności, jednak jego przywitanie nie trwało dłużej jak minutę, ponieważ fani, a raczej zakochane w nim fanki zmierzały do tego, aby wydostać się zza ochronnych drabinek. Zakończenie koncertu przewidziane było na godzinę 21 , jednak potrwał on aż do godziny 22.30. Chyba nie muszę dodawać tego, że byłam zmuszona zostać do samego końca. Dyskografia tego koncertu była oparta na wspomnieniu zeszłego roku. Jestem przekonana, że ten występ pozostanie w pamięci większości go oglądających, w mojej również. Mimo tego, że byłam do niego wrogo nastawiona okazał się być całkiem znośny. 
           Była godzina 2:30, kiedy dotarłyśmy do naszego tymczasowego lokum. Dlaczego tak późno? Otóż dlatego, że moja siostrunia ubzdurała sobie, że nie wyjdzie stamtąd dopóki nie zdobędzie autografów co najmniej połowy zespołu, a ja? Ja jako, że ponoszę za nią całą odpowiedzialność musiałam stać obok i wysłuchiwać tych wszystkich krzyków i pisków. Nie czekając długo rzuciłam się na łóżko, a po chwili całkowicie odpłynęłam. 
kilka godzin później
- Nati wstawaj, bo się spóźnimy - usłyszałam stłumiony głos siostry.
- pięć minut - jęknęłam.
- jak chcesz, ale nie czepiaj się, jak się spóźnimy - warknęła, a ja raptownie się podniosłam.
- dzięki mała - poczochrałam ją po włosach i pognałam do łazienki. Szybki prysznic, make-up, klik, godzina czasu wolnego, Bob Marley w głośnikach, czekolada i nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba, bynajmniej tak myślałam dopóki moja siostrunia nie usiadła po drugiej stronie pokoju i całkowicie mnie zagłuszyła. "Brawo młoda" - pomyślałam i wyszłam z pokoju na bordowy korytarz ze złotymi dodatkami, który wyłożony był jasnobrązową wykładziną łączoną na środku paskiem tego samego koloru. Gdy tylko wyłoniłam się zza drzwi moim oczom ukazał się ten sam brunet, który wtedy chciał wręczyć mi bilet. 
- cześć sąsiadko - posłał w moim kierunku ciepły uśmiech. Gołym okiem było widać, że jest takim samym leniwcem, jak ja. Dlaczego jestem tego tak pewna? Otóż dlatego, że chłopak zamiast chodzić, jak normalny, cywilizowany człowiek, szurał nogami po podłodze.
- cześć - odparłam, a z braku ochoty na konwersację z nim od razu udałam się w kierunku windy.
- czekaj - złapał mnie za rękę - może kawa? 
- czemu nie - posłałam mu niepewnie spojrzenie.
            Pomimo tego, że chłopak nie szedł już sam dalej szurał, aż w końcu zahaczył o fragment paska, który akurat w tym miejscu odstawał i poleciał prosto na drzwi, znajdujące się naprzeciw niego, wgniatając tym samym kawałek, w który uderzył. Chłopak leżał i się nie ruszał. Mimo tego, że na początku wyglądało to przekomicznie teraz zaczęło robić się poważnie.
- żyjesz? - podbiegłam do niego, łapiąc go za ramię.
- chyba już nie długo - jęknął.
- wstawaj gwiazunio - wyciągnęłam w jego kierunku rękę, a gdy tylko mnie złapał pociągnęłam go do góry. Chłopak stanął przede mną, a ja wybuchnęłam śmiechem. Tak - wiem, że to niekulturalne, ale nie mogłam się powstrzymać. Brunet miał całe czoło czerwone od uderzenia - chodź sieroto do kuchni, przyłożymy ci lód do czoła, bo twoja "piękna" - zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - twarzyczka już nie będzie taka piękna.
- dzięki, tak w ogóle, jestem...




pytania:

Obserwatorzy