wtorek, 30 kwietnia 2013

rozdział 22


04.04.2012r, Liceum Ogólnokształcące w Świebodzinie.
          Pierwszy dzień w szkole zawsze jest najgorszy, zwłaszcza pierwszy dzień po tak długiej przerwie. Stoję właśnie przed potężnym budynkiem, w którym spędzę siedem godzin i czterdzieści pięć minut. Przekroczyłam próg, który zwany jest przez wielu progiem szatana. Skierowałam się automatycznie do szafki, aby zostawić w niej niepotrzebne rzeczy. Kiedy schyliłam się, żeby sięgnąć książkę od geografii, poczułam lekkie szturchanie w ramię. Nie zdążyłam się obrócić, a już znalazłam się w ramionach Magdy - mojej przyjaciółki, właściwie to bliskiej koleżanki. Po śmierci Oli chyba nigdy już nie zdołam nazwać kogoś tak ważnym mianem jakim jest miano przyjaciela.
- No szczęściaro, musisz mi wszystko opowiedzieć - pisnęła i zapewne zaczęłaby podskakiwać w miejscu, gdyby nie fakt, że położyłam moją dłoń na jej ramieniu.
- Jasne - uśmiechnęłam się niemrawo i ruszyłam w stronę klasy. Tak naprawdę nie miałam ochoty jej o niczym mówić. Wspomnienia z pobytu w Londynie - owszem - były miłe, ale do czasu. Po ostatnich wydarzeniach zmieniły się na bardziej bolesne, niż przyjemne. Dzwonek zadzwonił już, kiedy wchodziłyśmy po schodach do góry. Zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie w tyle klasy, kiedy nagle poczułam silny ból w dole brzucha.
 Za zgodą nauczycielki udałam się do toalety. 
          Obudziłam się podłączona do miliona kabelków. Otaczały mnie przytłaczające białe ściany. W mojej sali znajdowały się również dwie inne dziewczyny, które były w zaawansowanej ciąży. Dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka, przez odstający brzuch. Ledwo, co zdążyłam otworzyć oczy, a moja mama wybiegła z pomieszczenia, aby po chwili wrócić z lekarzem. 
- Jak się czujesz? - spytał starszy mężczyzna, około czterdziestki.
- Mamo, możesz wyjść? 
- Ale ..
- Mamo, proszę - uśmiechnęłam się do niej niepewnie, po czym rodzicielka niechętnie opuściła pomieszczenie.
- co z nim? - spuściłam wzrok na swój brzuch. Mężczyzna od razu wiedział, o co pytam. Zauważyłam zakłopotanie na jego twarzy, jednak taka jest jego praca. Musi przekazywać swoim pacjentom informacje zarówno te dobre, jak i te złe.
- Niestety, przykro mi - lekarz pogłaskał moją rękę, po czym ruszył do wyjścia.
- Proszę pana - mężczyzna obrócił się w moją stronę - mama wie?
- Sama jej o tym powiedz. 
          Czułam się jakbym dostała obuchem w łeb. W jednej chwili straciłam coś, co było dla mnie teraz jedną z najważniejszych rzeczy. Mimo tego, że nie na początku ta wiadomość nie wywołała u mnie pozytywnych emocji, teraz zdążyłam już do niej przywyknąć, pokochać. Mimo tego, że "ojciec" dziecka mnie skrzywdził, pokochałam je. Wiem, że jestem młoda, ale w swojej głowie zaczęłam już knuć plany co do przyszłości związanej z nim albo może nią. Teraz niestety mogę tylko i wyłącznie pogdybać, bo wszystko prysło jak bańka mydlana.
- Natala, słonko! - poczułam mocny uścisk na ramionach. To była moja mama. Chciała się dowiedzieć, co się stało. Próbowałam jej odpowiedzieć, ale nie mogłam. Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydukać z siebie ani jednego słowa.
- Ja, ja.. - zaczęłam, ale rodzicielka przyłożyła palec do moich ust.
- Spokojnie, kochanie. Mamy czas.
05.04.2012r, godz. 12.02.
szpital w Świebodzinie.
            Ta noc była najgorszą nocą jaką przeżyłam do tej pory. Nie zmrużyłam oka nawet na sekundę. Za każdym razem, kiedy próbowałam zasnąć w moim umyśle tworzyły się jakieś straszne i jednocześnie chore obrazy. Przewracałam się z boku na bok, ale nawet to nie pomagało. Przystałam na wpatrywaniu się w księżyc, który swoją drogą akurat tej nocy był piękny. "Koleżanki" z mojej sali kilka razy próbowały nawiązać ze mną kontakt, na marne. Moimi jedynymi odpowiedziami na ich pytania było tylko: tak i nie, ewentualnie aha lub no. Rano pielęgniarki przyniosły mi śniadanie, które nawiasem mówiąc bardziej wyglądało jak paćka dla małego, niż posiłek dla osoby w wieku osiemnastu lat. Aktualnie mama próbuje mi to na siłę wsadzić do buzi z marnym skutkiem. W międzyczasie zdążyłam jej powiedzieć wszystko (dosłownie wszystko) o moim stanie, na co zareagowała rzewnym płaczem i wyszła z sali. Zdezorientowana i jednocześnie zawstydzona zaistniałą sytuacją opadłam na poduszki. Po chwili jednak musiałam się podnieść, bo usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.
Nie zastanawiając się długo szybko mu odpisałam, a nasza rozmowa potoczyła się w zaskakującym tempie.

(reszta wiadomości będzie w języku polskim, żebym nie musiała każdej tłumaczyć).






Dopiero, kiedy kliknęłam "wyślij" zdałam sobie sprawę, co najlepszego zrobiłam. Niall nie miał zielonego pojęcia o mojej ciąży, tak samo jak cała reszta (oprócz Zayna) więc teraz pewnie będą snuć domysły, dlaczego jestem w szpitalu. Nie zdążyłam nawet walnąć się w głowę, żeby odzyskać zdrowy rozsądek, a "one love" rozdzwoniło się w całej sali. Oczywiście to był Niall, gdzie w tle było słychać całą resztę. Musiałam zmyślić przyczynę mojego pobytu tutaj. Przecież nie mogłam im najzwyczajniej w świecie zdradzić naszej tajemnicy. Zdawało się by, że rozmowa przebiegła pomyślnie i każdy uwierzył w moje delikatne kłamstewko, ale nigdy nie byłam dobrym kłamcą. Kiedy już chciałam się z nimi pożegnać telefon przechwyciła osoba, która teraz była ostatnią na calusieńkim świecie, z którą bym chciała rozmawiać.
- Halo, halo! Jesteś tam? - usłyszałam TEN głos. 
- Ta-tak.
- Czy to coś związanego z maleństwem? 
- Powiedziałeś im? - krzyknęłam z przerażeniem w głosie. Moje ciało ogarnął paraliż.
- Nie, nie, spokojnie. Wyszedłem do innego pomieszczenia. Powiedz mi, czy coś wam się stało?
- Go już nie ma - załkałam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

DZISIAJ DO 23 ODPOWIEM NA KAŻDE PYTANIE NA ASKU. ASK ONLINE hahah:) zapraszam do rozmowy ze mną :)
Nie bójcie się, nie gryzę ;>
      

czwartek, 11 kwietnia 2013

rozdział 21

          Siedzę w pokoju. Ogarnia mnie cisza. Cisza, która niegdyś była moim ukojeniem, a teraz jest bólem. Bólem nie do zniesienia. Zayn wyszedł stąd jakąś godzinę temu, bez słowa trzaskając drzwiami. Zostałam sama. Sama ze swoim problemem. Pogubiłam się w swoim życiu. Nie wiem co jest dobre, a co złe. Położyłam się na kanapę i obróciłam twarzą do ściany. Nagle usłyszałam ciche, delikatne pukanie. Pomyślałam, że to mama więc krzyknęłam "proszę". Nie chciałam z nią rozmawiać więc nawet się nie odwróciłam. Po chwili usłyszałam, jak drzwi się zamykają, a osoba, która weszła zaczęła przemieszczać się po pokoju. Teraz już byłam pewna, że to nie mama. Nagle "gość" usiadł delikatnie na skraju łóżka.
- Nats- usłyszałam jego skruszony głos. Kiedyś cieszyłabym się, że wrócił, ale nie dziś. Nie po tym, co mi powiedział.
- idź stąd - warknęłam.
- chcę ci powiedzieć tylko jedną istotną rzecz.
- nie chcę słuchać twoich żałosnych tłumaczeń, rozumiesz? 
- dzwoniłem do Moniki, ucieszyła się.
- nie mieszkaj do naszych spraw mojej rodziny - warknęłam, obracając się w jego stronę. Od razu zauważyłam jego oczy. Oczy, które były wypełnione łzami. Pewnie wystarczyłoby tylko jedno moje słowo, aby kilka z nich uronił.
- nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo namieszałaś mi w głowie - szepnął.
- czemu nie chcesz mi wierzyć? 
- wierzę ci! To wszystko było tak nierealne, tak świeże. Zrozum mnie.
raczej ty powinieneś zrozumieć mnie, zostałam ze wszystkim sama. Sama jak palec..
- przepraszam - szepnął.
- nie przepraszaj.
- przecież zachowałem się jak ostatni idiota.
- tak, ale to moja wina.
- ty akurat jesteś ostatnią osobą, która może się za to wszystko obwiniać. Kocham cię. Będę cię wspierać i ci pomagać. Będę wychowywać razem z tobą to dziecko jak swoje, bo na tym właśnie polega miłość. Jesteś śliczną i niesamowitą dziewczyną i nie pozwolę, żeby na twojej buźce gościł smutek! Uwierz, że nikt wcześniej mi nie zawrócił w głowie tak bardzo, jak ty. Jesteś niesamowita - chłopak po chwili zaczął przybliżać się do mnie, ale widząc, że się oddalam również to zrobił - nawet zaakceptuję to, że dziecko, które chcę wychować jest dzieckiem mojego przyjaciela - jęknął już zdecydowanie ciszej, jakby sam do siebie - ale - zawahał się, po czym po chwili dodał - powiedz mi dlaczego mi nie powiedziałaś?
- dla twojego dobra, Zayn. Wiem, że teraz dla ciebie to może wydawać się absurdalnie, ale naprawdę tak myślałam. Wiedziałam, że ta informacja sprawi, że nasz związek się rozpadnie, a ja nie chciałam cię zranić, Zayn.
- nie chciałaś mnie zranić? - zaśmiał się sarkastycznie - a gdyby nie ta ciąża powiedziałabyś mi? Powiedziałabyś mi, czy dalej byś się  z nim pieprzyła na boku? - mimo, że te słowa mnie zabolały wiedziałam, że to prawda. Bolesna prawda. Zayn miał świętą rację. Gdyby nie ta ciąża to zapewnie nikt nigdy nie dowiedziałby się o przeszłości - wiesz co teraz sobie uświadomiłem? - podszedł do mnie patrząc mi w oczy. W oczy, z których leciały słone łzy - uświadomiłem sobie, że ci już nigdy nie zaufam. Zawiodłaś moje zaufanie i cofam wszystko, co powiedziałem przed chwilą. Nie zdzierżę życia ze świadomością, że dziecko, które mówi do mnie "tato" nie jest moim dzieckiem.
- co, ale jak to? - jęknęłam zapłakana.
- to koniec Nati - powiedział, po czym odszedł kilka kroków dalej.
- ale jak? Przecież my się kochamy - szlochałam.
- postanowiłem, to koniec. 
- rozumiem, ale chcę żebyś wiedział, że mimo wszystko dni, które z tobą spędziłam były najlepszymi jakimi do tej pory mnie spotkały - nie odpowiadał, podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego plecy - więc teraz chcesz, żebym o wszystkim zapomniała i żyła tak jakby nic nie było? 
- nie, chcę żebyś nie cierpiała i jak najszybciej musisz powiedzieć Harremu radosną nowinę, że zostanie tatusiem.
- nie bądź wredny, Zayn - cofnęłam się kilka kroków w tył.
- to chyba najlepszy moment, żebym poszedł.
- żaden moment nie jest dobry - wydarłam się. Nie panowałam nad sobą, a to tylko dlatego, że wiedziałam, że jestem bezradna. Nie mogłam już nic zrobić, żeby zatrzymać przy sobie Zayna. Zraniłam go, straciłam jego zaufanie. Przez swoją bezmyślność tracę osobę, którą kocham.
- w takim razie ja już pójdę - powiedział ignorując moją wcześniejszą wypowiedź i zaczął iść w kierunku drzwi.
- stój - zatrzymałam go - przecież to nie może się tak skończyć.
- musi - uśmiechnął się niepewnie, po czym pocałował mnie w czoło.
- zostań jeszcze chwilę - jęknęłam.
- dobrze wiesz, że to nie najlepszy pomysł. Nie umiem się pogodzić z tym, że to już koniec - wyszedł. Nie poszłam za nim, nie miałam siły. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać jeszcze głośniej, niż wcześniej. Dławiłam się własnymi łzami. Czułam, że go straciłam. Nie miałam pojęcia, jak sobie teraz z tym wszystkim poradzę. Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na sekundę. Milion czarnych scenariuszy przyszłości. Nie wiedziałam, jak powiem o wszystkim Harremu. Jak powiem o wszystkim rodzicom. 

niedziela, 7 kwietnia 2013

I N F O .

Cześć :D Założyłam ask.fm, gdzie możecie mnie pytać o WSZYSTKO, dosłownie ;) Możecie zadawać pytania zarówno mnie, jaki i postaciom ;)
Jeżeli będzie mało pytań to najwyżej usunę ;p więc: KLIK! :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

rozdział 20

11.03.2012r, Jesionki.
          Stukot obcasów i chłodny zimowy wiatr owiewał moją twarz, kiedy po wyjściu z samochodu stawiałam kroki do przodu, aby za chwilę przywitać się z moją nadopiekuńczą mamą. Wykładów ojca zdążyłam już posłusznie "wysłuchać" w samochodzie więc chociaż tą jedną rzecz mam z głowy. Wzięłam głęboki wdech i z niemrawą miną przekroczyłam próg mieszkania.
 - kochanie, tak tęskniłam - podbiegła do mnie niska brunetka w szlafroku. Od razu do moich nozdrzy dobiegł znany mi zapach. Tylko czy mi ich brakowało? Czy brakowało mi tej miłości, którą codziennie mnie darzy? Czy brakowało mi tych codziennych, wspólnych, porannych, sztucznych śniadań? Czy brakowało mi tej ciągłej kontroli z obu stron? Czy brakowało mi tego wszystkiego? Być może moja odpowiedź was zaskoczy, ale tak. Brakowało mi tego. Cholernie mi brakowało. Mimo tego, że pobyt u chłopaków zaliczam do rzeczy, które są w mojej hierarchii na bardzo wysokim miejscu, miłość mojej rodziny na zawsze będzie tą najważniejszą.

- mamo! Dusisz - jęknęłam.
01.04.2012r, dom rodzinny Natalii.
Jesionki, godz. 13.36.

          Apteka, dom, łazienka, kilka kropel na "urządzenie", które może całkowicie odmienić moje dotychczasowe życie, a raczej je zrujnować. Może zacznę od początku? Odkąd wróciłam do domu moja codzienność (poza weekendem) wyglądała tak samo. Śniadanie, szkoła, obiad, kawa, próby, nauka, sen, śniadanie, szkoła, obiad, kawa, próby, nauka, sen i tak wkoło. Teraz pewnie nasuwa się wam na myśl pytanie "jakie próby?" Otóż kilka dni mojego pobytu w Polsce były chyba najlepszym, co mnie tutaj mogło spotkać. Zadzwonił do mnie pewien miły pan, który zaproponował mi korzystny kontrakt, a polegał on na tym, że muszę znaleźć w ciągu tygodnia zespół, z którym nagram płytę w ciągu tego roku. Okazało się, że ten sympatyczny człowiek usłyszał w radio piosenkę moją i Stylesa i stąd ta propozycja. Minął już miesiąc. W tym czasie poznałam trzech chłopców, z którymi teraz tworzę zespół. Oczywiście na początku miałam wiele wątpliwości, czy aby ten życzliwy pan nie okazał się oszustem albo czy poradzę sobie z presją otoczenia. Każdy mieszkaniec Polski, wie jacy są obywatele naszego kraju. Przed oczami przelatywały mi wiadomości od tak zwanych "internetowych hejterów", jednak mimo wszystko zgodziłam się. Co do chłopaków że słynnego One Direction: z Zaynem staram się rozmawiać codziennie, jednak wiadomo, że nie jest to łatwe. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez Nialla i jego dość specyficznego poczucia humoru. Szanowny pan Styles od akcji na lotnisku nie odezwał się do mnie ani razu, ale wróćmy do kwestii z "urządzeniem". Minęło właśnie pięć minut, pięć cholernych minut, które płynęły tak wolno, że czułam jakby czas na chwile stanął. Spuściłam wzrok na dół i zobaczyłam dwie czerwone kreski. Dwie kreski, które właśnie w tym momencie skreśliły wszystko. Pojedyncze łzy zaczęły ciec po moich policzkach, chwyciłam w rękę telefon i wybrałam numer ojca mojego dziecka. Dziecka, które od teraz świadomie nosze pod sercem i które właśnie rujnuje wszystko, co dotychczas osiągnęłam. Kilka sygnałów sygnalizujących, że połączenie zostało nawiązane i jego głos. Jego zadowolony głos. Głos, który zawsze daje mi ogromną radość i ukojenie. Pomimo licznych upomnień Zayna milczałam. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć.
Cześć Zayn. Jestem w ciąży, ale nie wiem, czy dziecko czasem nie jest Harrego, bo mnie zgwałcił w łazience?
- halo? Natala! Jesteś tam?
- ta-tak - wydukałam, kiedy już doszłam do stanu, w którym mój mózg zaczął ponownie rejestrować, co się dzieje dookoła mnie - musisz przyjechać, jak najszybciej. Najlepiej jutro. Tak, masz być jutro o piętnastej, cześć!
- nie rozłączaj się! Przecież wiesz, że to niemożliwe - zaśmiał się - jutro mam koncert.
- to go odwołaj - warknęłam, po czym stuknęłam palcem w czerwony kwadracik na ekranie telefonu. Dopiero po tej czynności dotarło do mojej świadomości jak ta sprawa jest poważna.

02.04.2012r, to samo miejsce.
godz. 14.30.
          Kręcę się w kółko. Chodzę jak opętana od okna do kanapy, od kanapy do biurka, od biurka do szafki, od szafki do okna i patrzę. Patrzę na krajobraz za oknem. Popadam w paranoję. Szukam tam chłopaka, którego przybycie tutaj dzisiaj jest po prostu niemożliwe, jednak stoję i patrzę. Mój umysł nie dopuszcza do siebie myśli, że może być inaczej. Że Zayn nie przyjedzie. Nawet postanowił mi splatać figla, bo raz przewidziało mi się, że go widzę. Zauważyłam jego sylwetkę i szybko pobiegłam do drzwi, jednak kiedy je otworzyłam spostrzegłam, że nikogo tam nie ma więc potulnie wróciłam do swojego pokoju i odbywałam dalej swoją bezsensowną wędrówkę. Kiedy byłam koło kanapy usłyszałam klakson samochodu, jednak nie zwróciłam na niego uwagi, ponieważ sąsiedzi, którzy mieszkają naprzeciwko nas nie posiadają samochodu i często jeżdżą taksówką, która gdy tylko pojawia się przed ich mieszkaniem trąbi na znak, że już dojechała na miejsce. Zaniepokoił mnie jednak dzwonek do drzwi. Myślałam, ze to znów mój chory wymysł, jednak musiałam to sprawdzić. Niechętnie i powolnym krokiem pokonywałam ciągle dłużącą się drogę do drzwi, która szczegółem mówiąc była do pokonania w trzydzieści sekund. Chwyciłam za klamkę, pociągnęłam drzwi i już chciałam je z powrotem zamknąć, ale coś mi nie pozwoliło. Otworzyłam je ponownie, ale nie zdążyłam nawet dobrze zobrazować mojego "gościa", bo już byłam w jego ramionach. Nawet nie musiałam lustrować jego twarzy. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to on. Wiedziałam, że to Zayn. Mój Zayn. Przyjechał. Przyjechał pomimo tego, że nie mógł. Wtuliłam się w niego mocniej i zaczęłam płakać. Pomimo tego, że nie chciałam. Pomimo tego, że postanowiłam być twarda, płakałam. 
- co się stało? - wyszeptał prosto do mojego ucha.
- chyba nie będziemy rozmawiać o tak ważnej rzeczy na korytarzu? - zaśmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu. 
- ważnej rzeczy? - nie odpowiedziałam. Wiedziałam, ze jakikolwiek argument może być później wykorzystany przeciwko mnie. Miałam nadzieję, że Zayn zaakceptuje mój aktualny stan, jednak wiedziałam, że to niemożliwe.
         Weszliśmy do mojego pokoju, aby po chwili usiąść obok siebie na kanapie. Położyłam dłonie na kolanach i wlepiłam swój wzrok w buty. Zayn widząc to pociągnął mnie za rękę tak, żebym usiadła mu na kolanach. Zrobiłam to. Niechętnie, ale zrobiłam. 
- więc? - pocałował mnie w czoło - co takiego ważnego masz mi do powiedzenia?
- boję się - jęknęłam, po czym zrobiłam głęboki wdech i wydech.
- nie masz czego. Przecież wiesz, że cię kocham.
- bo od kilku dni źle się czułam i jestem w ciąży - jęknęłam cichutko.
- niemożliwe - zaśmiał się.
- druga górna szuflada, tamta szafka - wskazałam palcem. Zayn niepewnie podszedł we wskazane miejsce i wyjął test ciążowy. Cholerny test, na którym widniały dwie kreski.
- zdradziłaś mnie - warknął.
- co?
- zdradziłaś mnie! - wydarł się, uderzając pięścią w ścianę. Po chwili po jego dłoni zaczęła spływać czerwona ciecz.
- więc na tym buduje się związek? - jęknęłam - wszystko jest pięknie dopóki nie ma żadnych przeszkód i kłopotów? A jeśli pojawi się jedna mała przeszkoda to wymyślasz jakieś durne argumenty, żeby tylko się wymigać od odpowiedzialności? - mówiłam przez łzy.
- nazywasz dziecko przeszkodą?
- nie łap mnie za słówka, Zayn - podeszłam i przytuliłam się do pleców chłopaka, który stał przy oknie i obserwował krajobraz za nim - przecież sama się do cholery nie zapłodniłam.
- to koniec - jęknął - nie zdzierżę myśli, że dotykał cię ktoś inny! Że spałaś z kimś innym! - odepchnął mnie - jestem bezpłodny, rozumiesz? Bezpłodny! - ostatnie słowo niemalże przeliterował. Zamurowało mnie, nie wiedziałam, co mam mu teraz powiedzieć - z kim to robiłaś, co? - popchnął mnie na ścianę. Mój wzrok był wlepiony w ziemię, jednak Zayn nie dawał za wygraną. Podniósł mój podbródek tak, że musiałam patrzeć w jego oczy. Jego cierpiące oczy, które były przepełnione żalem i bólem. Wiedziałam, ze to najlepszy moment, żeby powiedzieć mu całą prawdę.
- to nie tak - jęknęłam.
- nie tak? Jesteś w ciąży! Ja cię kocham,a  ty mnie zdradziłaś i teraz śmiesz mi mówić, że to nie tak jak myślę?! - ponownie uderzył pięścią w ścianę obok mojego ucha, rozwalając sobie jeszcze bardziej rękę. Wysmyknęłam się spod jego ciała i wyszłam z pokoju. Po chwili wróciłam z apteczką i opatrzyłam chłopakowi ranę. Przez ten cały czas oboje milczeliśmy. Kiedy skończyłam pocałowałam jego zranione miejsce.
- kto jest ojcem? - zapytał ponownie. Podniosłam głowę, chcąc powiedzieć, że on, ale zobaczyłam łzy cieknące po jego twarzy.
- Harry - powiedziałam cichutko, jakby sama do siebie.
- kto?! - ponownie podniósł głos.
- nie udawaj, że nie słyszałeś. Ale to nie tak jak myśli..
- nie tak jak myślę?! Zdradziłaś mnie z moim przyjacielem i ty mówisz mi, że to nie tak jak myślę?! - krążył po pokoju, ciągle krzycząc. Podkuliłam nogi pod brodę.
- on mnie zgwałcił!
- nie wierzę ci, rozumiesz? - podszedł do mnie śmiejąc mi się w twarz - nie wierzę! Co jeszcze wymyślisz, żeby mnie omamić?
- myślisz, że kłamałabym w tak poważnej sprawie? Teraz widać, że nasz związek od początku nie miał najmniejszego sensu panie Malik, skoro pan mi nie ufa! Nie chcę cię znać, rozumiesz?! Nie dość, że teraz przez dziewięć miesięcy będę nosiła pod sercem dziecko pochodzące z gwałtu to jeszcze jedyna osoba, której ufam i kocham mi nie wierzy! Tam są drzwi - krzyknęłam przez łzy.


życzę miłego czytania, a ja uciekam uczyć się z biologii. Trzymajcie kciuki *prosi*.
p.s. jak wam się podoba Nialler bez aparatu? ;>

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

WAŻNE INFO

Cześć. Wiem, że już prawie koniec świąt, ale życzę wam, żeby były wesołe! Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłam, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mi czasu. A teraz przejdę do sedna sprawy. Uwierzcie mi, że ta decyzja nie była dla mnie łatwa, ale końcem końców NIESTETY ją podjęłam. Otóż: zmuszona jestem do zawieszenia bloga na pewien czas. Pewne zawiłości w życiu, brak weny i masa nauki zmusza mnie do podjęcia tej, a nie innej decyzji. Do usłyszenia - za jakiś czas!

pytania:

Obserwatorzy