czwartek, 9 maja 2013

rozdział 23

          Ostatnich siedmiu dni tak jakby nie było. Właściwie były, ale nie dla mnie i z pewnością nie były najlepszymi dla mojej rodziny. Przez ostatnie cztery dni leżałam w śpiączce, straciłam bardzo dużo krwi w wyniku silnego krwotoku. Potrzebne było przetoczenie krwi i z tego, co wiem nie mogła być to krew moich rodziców. Było to dla mnie dziwne, a jeszcze większą dezorientację wzbudziło we mnie zachowanie moich rodzicieli. Jednak przez te trzy dni po wybudzeniu nie miałam siły się dowiadywać co jest tego przyczyną, aż do dziś. Skorzystałam z chwili, gdy nie było ich w pobliżu. Podejrzewam, że nie było ich nawet na terenie szpitala. Podeszłam pod drzwi mojego lekarza prowadzącego, wcześniej sprawdzając jego imię i nazwisko w karcie pacjenta przypiętej do mojego łóżka. Zapukałam trzy razy w drzwi z ciemnego drewna, po czym usłyszałam "proszę". Nacisnęłam srebrną klamkę i niepewnie zajęłam miejsce naprzeciwko lekarza.
- W czym mogę pomóc? - do moich uszu dobiegł zachrypnięty głos starszego mężczyzny.
- Chciałabym się dowiedzieć dlaczego dostałam krew kogoś zupełnie obcego? Dlaczego nie mogliście jej wziąć od moich rodziców?
Zamiast odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech lekarza, jednak kiedy zauważył moją dezorientację zaczął mówić.
- Kochanie, takie rzeczy wiedzą już dzieci w podstawówce. Zazwyczaj dzieci adoptowane mają inną grupę krwi, niż ich przybrani rodzice i tak też było w waszym przypadku. 
- Dzieci adoptowane? Chce mi pan powiedzieć, że jestem adoptowana? - krzyknęłam, po czym wybiegłam z gabinetu. W tle usłyszałam tylko "przepraszam. Nie wiedziałem, że nie wiesz". Wróciłam do swojej sali. Położyłam się do łóżka. Leżałam w bezruchu przez kilka minut. Szok ogarnął moje ciało. Nie mogłam się ruszyć. W drzwiach nagle stanął Zayn. Przestałam patrzeć w tamtą stronę. Nie chciałam, żeby widział, że płaczę. Spuściłam wzrok w dół i zaczęłam udawać, że czytam gazetę. 
- Natala, możemy pogadać? - usłyszałam jego głos.
- Nie mamy o czym.
- To ważne.
- Jestem teraz zajęta, nie widzisz? - warknęłam.
- Czym?
- Czytam! - wskazałam ręką gazetę leżącą na moich kolanach.
- Nie wspominałaś, że umiesz czytać do góry nogami - zaśmiał się - proszę - dodał po chwili.
- Dobra, ale nie tu - zmierzyłam wzrokiem pomieszczenie, tym samym dając mu do zrozumienia, że nie chcę aby moje wścibskie "koleżanki" były świadkami naszej konwersacji. Wstałam i zmierzyłam w stronę szpitalnej restauracji. Tam zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku. Przez pierwszą chwilę żadne z nas nie potrafiło się odezwać. Zayn patrzył cały czas na mnie, gdzie ja z zaciekawieniem obserwowałam szpitalne serwetki.
- Tak mi przykro - zaczął.
- Harry wie? - zapytałam dalej patrząc w stół.
- Nie.
- Chciałabym, żeby tak zostało.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale - przerwałam mu - tak będzie lepiej - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się niepewnie. Chciałam tym go przekonać do mojej decyzji.
- Dobrze. Co u Ciebie? Jak się czujesz? 
- Po za tym, że moi rodzice nie są moimi rodzicami to wszystko w porządku.
Zdezorientowana mina Zayna mówiła sama za siebie, nie musiał odpowiadać. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał przed chwilą. Nie chciałam przedłużać tej niezręcznej ciszy więc postanowiłam się odezwać, jednak coś, a raczej ktoś mi na to nie pozwolił. Poczułam czyjeś dłonie na swojej twarzy, a dokładniej dłonie, które zakrywały mi oczy. Położyłam swoją rękę na jego, lecz dalej "tego kogoś" nie rozpoznałam. Kiedy nieznajomy zaczął się śmiać od razu wiedziałam kto to.
- NIALLER! - wydarłam się na całą restaurację, po czym szybko wtuliłam się w silny tors chłopaka.
- A ten co ma taką grobową minę? - Horan wskazał palcem na Zayna, kiedy się od niego odkleiłam.
- Ja, ja... - zaczął Mailk - ja zostawię was samych. Niall nie czekając długo zajął miejsce Zayna, uprzednio klepiąc go w plecy, kiedy ten opuszczał pomieszczenie.
- Więc powiesz mi o co chodzi? - wyszczerzył się.
- Jasne, ale obiecaj, że nikomu nic nie powiesz.
- obiecuję - podniósł jedną rękę do góry, a drugą przyłożył do serca na znak przysięgi. Jakąś godzinę zajęło mi opowiedzenie mu wszystkiego, od początku do końca. Od sytuacji na lotnisku, w której miał swój udział Harry, aż do dnia dzisiejszego, poprzez poronienie. Wiedziałam, że Horan jest taką osobą, której mogę powiedzieć wszystko, dosłownie wszystko,a on nikomu nie powtórzy ani słowa. Od początku budził we mnie pozytywne uczucia. Jego postawa fizyczna sprawia sympatyczne wrażenie. Kiedy Nialler siedział naprzeciwko mnie z miną podobną do tej, którą miał niedawno Zayn nie wiedziałam, co mam powiedzieć, kiedy skończyłam swój monolog. Niall słuchał mnie uważnie, nie przerywając mojej wypowiedzi, jedynie niekiedy potrząsał twierdząco głową na znak, że mnie słucha.
- To wszystko - uśmiechnęłam się niepewnie, kiedy Niall dalej siedział nieruchomo.
- Niewiarygodnie - szepnął jakby sam do siebie, po czym wyciągnął ręce w moją stronę i oplótł nimi moje dłonie - damy sobie radę, rozumiesz? Razem damy sobie radę.


życzcie mi powodzenia w pisaniu wypracowania o szanownym panu Andrzeju Kmiciciu i czytaniu tej jakże "interesującej" lektury :(

wtorek, 30 kwietnia 2013

rozdział 22


04.04.2012r, Liceum Ogólnokształcące w Świebodzinie.
          Pierwszy dzień w szkole zawsze jest najgorszy, zwłaszcza pierwszy dzień po tak długiej przerwie. Stoję właśnie przed potężnym budynkiem, w którym spędzę siedem godzin i czterdzieści pięć minut. Przekroczyłam próg, który zwany jest przez wielu progiem szatana. Skierowałam się automatycznie do szafki, aby zostawić w niej niepotrzebne rzeczy. Kiedy schyliłam się, żeby sięgnąć książkę od geografii, poczułam lekkie szturchanie w ramię. Nie zdążyłam się obrócić, a już znalazłam się w ramionach Magdy - mojej przyjaciółki, właściwie to bliskiej koleżanki. Po śmierci Oli chyba nigdy już nie zdołam nazwać kogoś tak ważnym mianem jakim jest miano przyjaciela.
- No szczęściaro, musisz mi wszystko opowiedzieć - pisnęła i zapewne zaczęłaby podskakiwać w miejscu, gdyby nie fakt, że położyłam moją dłoń na jej ramieniu.
- Jasne - uśmiechnęłam się niemrawo i ruszyłam w stronę klasy. Tak naprawdę nie miałam ochoty jej o niczym mówić. Wspomnienia z pobytu w Londynie - owszem - były miłe, ale do czasu. Po ostatnich wydarzeniach zmieniły się na bardziej bolesne, niż przyjemne. Dzwonek zadzwonił już, kiedy wchodziłyśmy po schodach do góry. Zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie w tyle klasy, kiedy nagle poczułam silny ból w dole brzucha.
 Za zgodą nauczycielki udałam się do toalety. 
          Obudziłam się podłączona do miliona kabelków. Otaczały mnie przytłaczające białe ściany. W mojej sali znajdowały się również dwie inne dziewczyny, które były w zaawansowanej ciąży. Dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka, przez odstający brzuch. Ledwo, co zdążyłam otworzyć oczy, a moja mama wybiegła z pomieszczenia, aby po chwili wrócić z lekarzem. 
- Jak się czujesz? - spytał starszy mężczyzna, około czterdziestki.
- Mamo, możesz wyjść? 
- Ale ..
- Mamo, proszę - uśmiechnęłam się do niej niepewnie, po czym rodzicielka niechętnie opuściła pomieszczenie.
- co z nim? - spuściłam wzrok na swój brzuch. Mężczyzna od razu wiedział, o co pytam. Zauważyłam zakłopotanie na jego twarzy, jednak taka jest jego praca. Musi przekazywać swoim pacjentom informacje zarówno te dobre, jak i te złe.
- Niestety, przykro mi - lekarz pogłaskał moją rękę, po czym ruszył do wyjścia.
- Proszę pana - mężczyzna obrócił się w moją stronę - mama wie?
- Sama jej o tym powiedz. 
          Czułam się jakbym dostała obuchem w łeb. W jednej chwili straciłam coś, co było dla mnie teraz jedną z najważniejszych rzeczy. Mimo tego, że nie na początku ta wiadomość nie wywołała u mnie pozytywnych emocji, teraz zdążyłam już do niej przywyknąć, pokochać. Mimo tego, że "ojciec" dziecka mnie skrzywdził, pokochałam je. Wiem, że jestem młoda, ale w swojej głowie zaczęłam już knuć plany co do przyszłości związanej z nim albo może nią. Teraz niestety mogę tylko i wyłącznie pogdybać, bo wszystko prysło jak bańka mydlana.
- Natala, słonko! - poczułam mocny uścisk na ramionach. To była moja mama. Chciała się dowiedzieć, co się stało. Próbowałam jej odpowiedzieć, ale nie mogłam. Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydukać z siebie ani jednego słowa.
- Ja, ja.. - zaczęłam, ale rodzicielka przyłożyła palec do moich ust.
- Spokojnie, kochanie. Mamy czas.
05.04.2012r, godz. 12.02.
szpital w Świebodzinie.
            Ta noc była najgorszą nocą jaką przeżyłam do tej pory. Nie zmrużyłam oka nawet na sekundę. Za każdym razem, kiedy próbowałam zasnąć w moim umyśle tworzyły się jakieś straszne i jednocześnie chore obrazy. Przewracałam się z boku na bok, ale nawet to nie pomagało. Przystałam na wpatrywaniu się w księżyc, który swoją drogą akurat tej nocy był piękny. "Koleżanki" z mojej sali kilka razy próbowały nawiązać ze mną kontakt, na marne. Moimi jedynymi odpowiedziami na ich pytania było tylko: tak i nie, ewentualnie aha lub no. Rano pielęgniarki przyniosły mi śniadanie, które nawiasem mówiąc bardziej wyglądało jak paćka dla małego, niż posiłek dla osoby w wieku osiemnastu lat. Aktualnie mama próbuje mi to na siłę wsadzić do buzi z marnym skutkiem. W międzyczasie zdążyłam jej powiedzieć wszystko (dosłownie wszystko) o moim stanie, na co zareagowała rzewnym płaczem i wyszła z sali. Zdezorientowana i jednocześnie zawstydzona zaistniałą sytuacją opadłam na poduszki. Po chwili jednak musiałam się podnieść, bo usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.
Nie zastanawiając się długo szybko mu odpisałam, a nasza rozmowa potoczyła się w zaskakującym tempie.

(reszta wiadomości będzie w języku polskim, żebym nie musiała każdej tłumaczyć).






Dopiero, kiedy kliknęłam "wyślij" zdałam sobie sprawę, co najlepszego zrobiłam. Niall nie miał zielonego pojęcia o mojej ciąży, tak samo jak cała reszta (oprócz Zayna) więc teraz pewnie będą snuć domysły, dlaczego jestem w szpitalu. Nie zdążyłam nawet walnąć się w głowę, żeby odzyskać zdrowy rozsądek, a "one love" rozdzwoniło się w całej sali. Oczywiście to był Niall, gdzie w tle było słychać całą resztę. Musiałam zmyślić przyczynę mojego pobytu tutaj. Przecież nie mogłam im najzwyczajniej w świecie zdradzić naszej tajemnicy. Zdawało się by, że rozmowa przebiegła pomyślnie i każdy uwierzył w moje delikatne kłamstewko, ale nigdy nie byłam dobrym kłamcą. Kiedy już chciałam się z nimi pożegnać telefon przechwyciła osoba, która teraz była ostatnią na calusieńkim świecie, z którą bym chciała rozmawiać.
- Halo, halo! Jesteś tam? - usłyszałam TEN głos. 
- Ta-tak.
- Czy to coś związanego z maleństwem? 
- Powiedziałeś im? - krzyknęłam z przerażeniem w głosie. Moje ciało ogarnął paraliż.
- Nie, nie, spokojnie. Wyszedłem do innego pomieszczenia. Powiedz mi, czy coś wam się stało?
- Go już nie ma - załkałam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

DZISIAJ DO 23 ODPOWIEM NA KAŻDE PYTANIE NA ASKU. ASK ONLINE hahah:) zapraszam do rozmowy ze mną :)
Nie bójcie się, nie gryzę ;>
      

czwartek, 11 kwietnia 2013

rozdział 21

          Siedzę w pokoju. Ogarnia mnie cisza. Cisza, która niegdyś była moim ukojeniem, a teraz jest bólem. Bólem nie do zniesienia. Zayn wyszedł stąd jakąś godzinę temu, bez słowa trzaskając drzwiami. Zostałam sama. Sama ze swoim problemem. Pogubiłam się w swoim życiu. Nie wiem co jest dobre, a co złe. Położyłam się na kanapę i obróciłam twarzą do ściany. Nagle usłyszałam ciche, delikatne pukanie. Pomyślałam, że to mama więc krzyknęłam "proszę". Nie chciałam z nią rozmawiać więc nawet się nie odwróciłam. Po chwili usłyszałam, jak drzwi się zamykają, a osoba, która weszła zaczęła przemieszczać się po pokoju. Teraz już byłam pewna, że to nie mama. Nagle "gość" usiadł delikatnie na skraju łóżka.
- Nats- usłyszałam jego skruszony głos. Kiedyś cieszyłabym się, że wrócił, ale nie dziś. Nie po tym, co mi powiedział.
- idź stąd - warknęłam.
- chcę ci powiedzieć tylko jedną istotną rzecz.
- nie chcę słuchać twoich żałosnych tłumaczeń, rozumiesz? 
- dzwoniłem do Moniki, ucieszyła się.
- nie mieszkaj do naszych spraw mojej rodziny - warknęłam, obracając się w jego stronę. Od razu zauważyłam jego oczy. Oczy, które były wypełnione łzami. Pewnie wystarczyłoby tylko jedno moje słowo, aby kilka z nich uronił.
- nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo namieszałaś mi w głowie - szepnął.
- czemu nie chcesz mi wierzyć? 
- wierzę ci! To wszystko było tak nierealne, tak świeże. Zrozum mnie.
raczej ty powinieneś zrozumieć mnie, zostałam ze wszystkim sama. Sama jak palec..
- przepraszam - szepnął.
- nie przepraszaj.
- przecież zachowałem się jak ostatni idiota.
- tak, ale to moja wina.
- ty akurat jesteś ostatnią osobą, która może się za to wszystko obwiniać. Kocham cię. Będę cię wspierać i ci pomagać. Będę wychowywać razem z tobą to dziecko jak swoje, bo na tym właśnie polega miłość. Jesteś śliczną i niesamowitą dziewczyną i nie pozwolę, żeby na twojej buźce gościł smutek! Uwierz, że nikt wcześniej mi nie zawrócił w głowie tak bardzo, jak ty. Jesteś niesamowita - chłopak po chwili zaczął przybliżać się do mnie, ale widząc, że się oddalam również to zrobił - nawet zaakceptuję to, że dziecko, które chcę wychować jest dzieckiem mojego przyjaciela - jęknął już zdecydowanie ciszej, jakby sam do siebie - ale - zawahał się, po czym po chwili dodał - powiedz mi dlaczego mi nie powiedziałaś?
- dla twojego dobra, Zayn. Wiem, że teraz dla ciebie to może wydawać się absurdalnie, ale naprawdę tak myślałam. Wiedziałam, że ta informacja sprawi, że nasz związek się rozpadnie, a ja nie chciałam cię zranić, Zayn.
- nie chciałaś mnie zranić? - zaśmiał się sarkastycznie - a gdyby nie ta ciąża powiedziałabyś mi? Powiedziałabyś mi, czy dalej byś się  z nim pieprzyła na boku? - mimo, że te słowa mnie zabolały wiedziałam, że to prawda. Bolesna prawda. Zayn miał świętą rację. Gdyby nie ta ciąża to zapewnie nikt nigdy nie dowiedziałby się o przeszłości - wiesz co teraz sobie uświadomiłem? - podszedł do mnie patrząc mi w oczy. W oczy, z których leciały słone łzy - uświadomiłem sobie, że ci już nigdy nie zaufam. Zawiodłaś moje zaufanie i cofam wszystko, co powiedziałem przed chwilą. Nie zdzierżę życia ze świadomością, że dziecko, które mówi do mnie "tato" nie jest moim dzieckiem.
- co, ale jak to? - jęknęłam zapłakana.
- to koniec Nati - powiedział, po czym odszedł kilka kroków dalej.
- ale jak? Przecież my się kochamy - szlochałam.
- postanowiłem, to koniec. 
- rozumiem, ale chcę żebyś wiedział, że mimo wszystko dni, które z tobą spędziłam były najlepszymi jakimi do tej pory mnie spotkały - nie odpowiadał, podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego plecy - więc teraz chcesz, żebym o wszystkim zapomniała i żyła tak jakby nic nie było? 
- nie, chcę żebyś nie cierpiała i jak najszybciej musisz powiedzieć Harremu radosną nowinę, że zostanie tatusiem.
- nie bądź wredny, Zayn - cofnęłam się kilka kroków w tył.
- to chyba najlepszy moment, żebym poszedł.
- żaden moment nie jest dobry - wydarłam się. Nie panowałam nad sobą, a to tylko dlatego, że wiedziałam, że jestem bezradna. Nie mogłam już nic zrobić, żeby zatrzymać przy sobie Zayna. Zraniłam go, straciłam jego zaufanie. Przez swoją bezmyślność tracę osobę, którą kocham.
- w takim razie ja już pójdę - powiedział ignorując moją wcześniejszą wypowiedź i zaczął iść w kierunku drzwi.
- stój - zatrzymałam go - przecież to nie może się tak skończyć.
- musi - uśmiechnął się niepewnie, po czym pocałował mnie w czoło.
- zostań jeszcze chwilę - jęknęłam.
- dobrze wiesz, że to nie najlepszy pomysł. Nie umiem się pogodzić z tym, że to już koniec - wyszedł. Nie poszłam za nim, nie miałam siły. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać jeszcze głośniej, niż wcześniej. Dławiłam się własnymi łzami. Czułam, że go straciłam. Nie miałam pojęcia, jak sobie teraz z tym wszystkim poradzę. Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na sekundę. Milion czarnych scenariuszy przyszłości. Nie wiedziałam, jak powiem o wszystkim Harremu. Jak powiem o wszystkim rodzicom. 

niedziela, 7 kwietnia 2013

I N F O .

Cześć :D Założyłam ask.fm, gdzie możecie mnie pytać o WSZYSTKO, dosłownie ;) Możecie zadawać pytania zarówno mnie, jaki i postaciom ;)
Jeżeli będzie mało pytań to najwyżej usunę ;p więc: KLIK! :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

rozdział 20

11.03.2012r, Jesionki.
          Stukot obcasów i chłodny zimowy wiatr owiewał moją twarz, kiedy po wyjściu z samochodu stawiałam kroki do przodu, aby za chwilę przywitać się z moją nadopiekuńczą mamą. Wykładów ojca zdążyłam już posłusznie "wysłuchać" w samochodzie więc chociaż tą jedną rzecz mam z głowy. Wzięłam głęboki wdech i z niemrawą miną przekroczyłam próg mieszkania.
 - kochanie, tak tęskniłam - podbiegła do mnie niska brunetka w szlafroku. Od razu do moich nozdrzy dobiegł znany mi zapach. Tylko czy mi ich brakowało? Czy brakowało mi tej miłości, którą codziennie mnie darzy? Czy brakowało mi tych codziennych, wspólnych, porannych, sztucznych śniadań? Czy brakowało mi tej ciągłej kontroli z obu stron? Czy brakowało mi tego wszystkiego? Być może moja odpowiedź was zaskoczy, ale tak. Brakowało mi tego. Cholernie mi brakowało. Mimo tego, że pobyt u chłopaków zaliczam do rzeczy, które są w mojej hierarchii na bardzo wysokim miejscu, miłość mojej rodziny na zawsze będzie tą najważniejszą.

- mamo! Dusisz - jęknęłam.
01.04.2012r, dom rodzinny Natalii.
Jesionki, godz. 13.36.

          Apteka, dom, łazienka, kilka kropel na "urządzenie", które może całkowicie odmienić moje dotychczasowe życie, a raczej je zrujnować. Może zacznę od początku? Odkąd wróciłam do domu moja codzienność (poza weekendem) wyglądała tak samo. Śniadanie, szkoła, obiad, kawa, próby, nauka, sen, śniadanie, szkoła, obiad, kawa, próby, nauka, sen i tak wkoło. Teraz pewnie nasuwa się wam na myśl pytanie "jakie próby?" Otóż kilka dni mojego pobytu w Polsce były chyba najlepszym, co mnie tutaj mogło spotkać. Zadzwonił do mnie pewien miły pan, który zaproponował mi korzystny kontrakt, a polegał on na tym, że muszę znaleźć w ciągu tygodnia zespół, z którym nagram płytę w ciągu tego roku. Okazało się, że ten sympatyczny człowiek usłyszał w radio piosenkę moją i Stylesa i stąd ta propozycja. Minął już miesiąc. W tym czasie poznałam trzech chłopców, z którymi teraz tworzę zespół. Oczywiście na początku miałam wiele wątpliwości, czy aby ten życzliwy pan nie okazał się oszustem albo czy poradzę sobie z presją otoczenia. Każdy mieszkaniec Polski, wie jacy są obywatele naszego kraju. Przed oczami przelatywały mi wiadomości od tak zwanych "internetowych hejterów", jednak mimo wszystko zgodziłam się. Co do chłopaków że słynnego One Direction: z Zaynem staram się rozmawiać codziennie, jednak wiadomo, że nie jest to łatwe. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła bez Nialla i jego dość specyficznego poczucia humoru. Szanowny pan Styles od akcji na lotnisku nie odezwał się do mnie ani razu, ale wróćmy do kwestii z "urządzeniem". Minęło właśnie pięć minut, pięć cholernych minut, które płynęły tak wolno, że czułam jakby czas na chwile stanął. Spuściłam wzrok na dół i zobaczyłam dwie czerwone kreski. Dwie kreski, które właśnie w tym momencie skreśliły wszystko. Pojedyncze łzy zaczęły ciec po moich policzkach, chwyciłam w rękę telefon i wybrałam numer ojca mojego dziecka. Dziecka, które od teraz świadomie nosze pod sercem i które właśnie rujnuje wszystko, co dotychczas osiągnęłam. Kilka sygnałów sygnalizujących, że połączenie zostało nawiązane i jego głos. Jego zadowolony głos. Głos, który zawsze daje mi ogromną radość i ukojenie. Pomimo licznych upomnień Zayna milczałam. Nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć.
Cześć Zayn. Jestem w ciąży, ale nie wiem, czy dziecko czasem nie jest Harrego, bo mnie zgwałcił w łazience?
- halo? Natala! Jesteś tam?
- ta-tak - wydukałam, kiedy już doszłam do stanu, w którym mój mózg zaczął ponownie rejestrować, co się dzieje dookoła mnie - musisz przyjechać, jak najszybciej. Najlepiej jutro. Tak, masz być jutro o piętnastej, cześć!
- nie rozłączaj się! Przecież wiesz, że to niemożliwe - zaśmiał się - jutro mam koncert.
- to go odwołaj - warknęłam, po czym stuknęłam palcem w czerwony kwadracik na ekranie telefonu. Dopiero po tej czynności dotarło do mojej świadomości jak ta sprawa jest poważna.

02.04.2012r, to samo miejsce.
godz. 14.30.
          Kręcę się w kółko. Chodzę jak opętana od okna do kanapy, od kanapy do biurka, od biurka do szafki, od szafki do okna i patrzę. Patrzę na krajobraz za oknem. Popadam w paranoję. Szukam tam chłopaka, którego przybycie tutaj dzisiaj jest po prostu niemożliwe, jednak stoję i patrzę. Mój umysł nie dopuszcza do siebie myśli, że może być inaczej. Że Zayn nie przyjedzie. Nawet postanowił mi splatać figla, bo raz przewidziało mi się, że go widzę. Zauważyłam jego sylwetkę i szybko pobiegłam do drzwi, jednak kiedy je otworzyłam spostrzegłam, że nikogo tam nie ma więc potulnie wróciłam do swojego pokoju i odbywałam dalej swoją bezsensowną wędrówkę. Kiedy byłam koło kanapy usłyszałam klakson samochodu, jednak nie zwróciłam na niego uwagi, ponieważ sąsiedzi, którzy mieszkają naprzeciwko nas nie posiadają samochodu i często jeżdżą taksówką, która gdy tylko pojawia się przed ich mieszkaniem trąbi na znak, że już dojechała na miejsce. Zaniepokoił mnie jednak dzwonek do drzwi. Myślałam, ze to znów mój chory wymysł, jednak musiałam to sprawdzić. Niechętnie i powolnym krokiem pokonywałam ciągle dłużącą się drogę do drzwi, która szczegółem mówiąc była do pokonania w trzydzieści sekund. Chwyciłam za klamkę, pociągnęłam drzwi i już chciałam je z powrotem zamknąć, ale coś mi nie pozwoliło. Otworzyłam je ponownie, ale nie zdążyłam nawet dobrze zobrazować mojego "gościa", bo już byłam w jego ramionach. Nawet nie musiałam lustrować jego twarzy. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to on. Wiedziałam, że to Zayn. Mój Zayn. Przyjechał. Przyjechał pomimo tego, że nie mógł. Wtuliłam się w niego mocniej i zaczęłam płakać. Pomimo tego, że nie chciałam. Pomimo tego, że postanowiłam być twarda, płakałam. 
- co się stało? - wyszeptał prosto do mojego ucha.
- chyba nie będziemy rozmawiać o tak ważnej rzeczy na korytarzu? - zaśmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu. 
- ważnej rzeczy? - nie odpowiedziałam. Wiedziałam, ze jakikolwiek argument może być później wykorzystany przeciwko mnie. Miałam nadzieję, że Zayn zaakceptuje mój aktualny stan, jednak wiedziałam, że to niemożliwe.
         Weszliśmy do mojego pokoju, aby po chwili usiąść obok siebie na kanapie. Położyłam dłonie na kolanach i wlepiłam swój wzrok w buty. Zayn widząc to pociągnął mnie za rękę tak, żebym usiadła mu na kolanach. Zrobiłam to. Niechętnie, ale zrobiłam. 
- więc? - pocałował mnie w czoło - co takiego ważnego masz mi do powiedzenia?
- boję się - jęknęłam, po czym zrobiłam głęboki wdech i wydech.
- nie masz czego. Przecież wiesz, że cię kocham.
- bo od kilku dni źle się czułam i jestem w ciąży - jęknęłam cichutko.
- niemożliwe - zaśmiał się.
- druga górna szuflada, tamta szafka - wskazałam palcem. Zayn niepewnie podszedł we wskazane miejsce i wyjął test ciążowy. Cholerny test, na którym widniały dwie kreski.
- zdradziłaś mnie - warknął.
- co?
- zdradziłaś mnie! - wydarł się, uderzając pięścią w ścianę. Po chwili po jego dłoni zaczęła spływać czerwona ciecz.
- więc na tym buduje się związek? - jęknęłam - wszystko jest pięknie dopóki nie ma żadnych przeszkód i kłopotów? A jeśli pojawi się jedna mała przeszkoda to wymyślasz jakieś durne argumenty, żeby tylko się wymigać od odpowiedzialności? - mówiłam przez łzy.
- nazywasz dziecko przeszkodą?
- nie łap mnie za słówka, Zayn - podeszłam i przytuliłam się do pleców chłopaka, który stał przy oknie i obserwował krajobraz za nim - przecież sama się do cholery nie zapłodniłam.
- to koniec - jęknął - nie zdzierżę myśli, że dotykał cię ktoś inny! Że spałaś z kimś innym! - odepchnął mnie - jestem bezpłodny, rozumiesz? Bezpłodny! - ostatnie słowo niemalże przeliterował. Zamurowało mnie, nie wiedziałam, co mam mu teraz powiedzieć - z kim to robiłaś, co? - popchnął mnie na ścianę. Mój wzrok był wlepiony w ziemię, jednak Zayn nie dawał za wygraną. Podniósł mój podbródek tak, że musiałam patrzeć w jego oczy. Jego cierpiące oczy, które były przepełnione żalem i bólem. Wiedziałam, ze to najlepszy moment, żeby powiedzieć mu całą prawdę.
- to nie tak - jęknęłam.
- nie tak? Jesteś w ciąży! Ja cię kocham,a  ty mnie zdradziłaś i teraz śmiesz mi mówić, że to nie tak jak myślę?! - ponownie uderzył pięścią w ścianę obok mojego ucha, rozwalając sobie jeszcze bardziej rękę. Wysmyknęłam się spod jego ciała i wyszłam z pokoju. Po chwili wróciłam z apteczką i opatrzyłam chłopakowi ranę. Przez ten cały czas oboje milczeliśmy. Kiedy skończyłam pocałowałam jego zranione miejsce.
- kto jest ojcem? - zapytał ponownie. Podniosłam głowę, chcąc powiedzieć, że on, ale zobaczyłam łzy cieknące po jego twarzy.
- Harry - powiedziałam cichutko, jakby sama do siebie.
- kto?! - ponownie podniósł głos.
- nie udawaj, że nie słyszałeś. Ale to nie tak jak myśli..
- nie tak jak myślę?! Zdradziłaś mnie z moim przyjacielem i ty mówisz mi, że to nie tak jak myślę?! - krążył po pokoju, ciągle krzycząc. Podkuliłam nogi pod brodę.
- on mnie zgwałcił!
- nie wierzę ci, rozumiesz? - podszedł do mnie śmiejąc mi się w twarz - nie wierzę! Co jeszcze wymyślisz, żeby mnie omamić?
- myślisz, że kłamałabym w tak poważnej sprawie? Teraz widać, że nasz związek od początku nie miał najmniejszego sensu panie Malik, skoro pan mi nie ufa! Nie chcę cię znać, rozumiesz?! Nie dość, że teraz przez dziewięć miesięcy będę nosiła pod sercem dziecko pochodzące z gwałtu to jeszcze jedyna osoba, której ufam i kocham mi nie wierzy! Tam są drzwi - krzyknęłam przez łzy.


życzę miłego czytania, a ja uciekam uczyć się z biologii. Trzymajcie kciuki *prosi*.
p.s. jak wam się podoba Nialler bez aparatu? ;>

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

WAŻNE INFO

Cześć. Wiem, że już prawie koniec świąt, ale życzę wam, żeby były wesołe! Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłam, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mi czasu. A teraz przejdę do sedna sprawy. Uwierzcie mi, że ta decyzja nie była dla mnie łatwa, ale końcem końców NIESTETY ją podjęłam. Otóż: zmuszona jestem do zawieszenia bloga na pewien czas. Pewne zawiłości w życiu, brak weny i masa nauki zmusza mnie do podjęcia tej, a nie innej decyzji. Do usłyszenia - za jakiś czas!

czwartek, 21 marca 2013

rozdział 19, część 2

          Kiedy się obudziłam nie czułam ani nóg, ani rąk. Rozejrzałam się i dopiero wtedy zorientowałam się, co jest powodem mojego stanu. Leżałam, przytulona do Zayna. Najwidoczniej musiałam na nim zasnąć, kiedy wczoraj oglądaliśmy film. Postanowiłam delikatnie wstać i zrobić nam śniadanie, jednak wystarczył mój jeden ruch, aby na dobre obudzić Malika. Chłopak widząc moją zakłopotaną minę uśmiechnął się szeroko i szybko cmoknął w usta. Jak najszybciej odkleiłam się od torsu chłopaka i poszłam do łazienki. Kiedy wykonałam wszystkie podstawowe poranne czynności wróciłam do kuchni. Czekał tam na mnie Zayn w fartuchu, z kawą w ręce. Podeszłam do niego i szybko mu ją zabrałam, po czym wzięłam dużego łyka. Usiadłam na kuchennej wysepce i dokładnie obserwowałam każdy ruch chłopaka. Poruszał się zwinnie i pewnie. Był tak zaangażowany robieniem śniadania, że nawet nie zauważył mojego poczynania. Niespodziewanie Malik się obrócił, wyciągał z mojej ręki szklankę i mocno mnie przytulił.
- co jest? - zapytałam, zaskoczona poczynaniem chłopaka.
- jest mi smutno. Nie chcę, żebyś dzisiaj wyjeżdżała. Na dodatek nawet nie mogę cię odwieźć na lotnisko.
- co? dlaczego?
- spokojnie - Zayn pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło - załatwiłem ci godne zastępstwo, Harry cię odwiezie.
- Harry? A nie może ktoś inny?
- myślałem, że się lubicie - jęknął zrezygnowany. Widząc jego zakłopotaną minę, chciałam mu wszystko powiedzieć, ale przerwał nam Niall, który wszedł do kuchni, na dodatek w samych bokserkach.
- rozumiem, że się kochacie, ale nie miziajcie się na moich oczach - zaśmiał się Horan - jestem zazdrosny - dodał po chwili.

10.03.2012r, godz. 16.26
dom chłopaków.

Nadeszła chwila, która podejrzewam, że jest najcięższą dzisiejszego dnia. Mianowicie: mój wyjazd. Doskonale wiem, że Zayn tego nie chce. Ba! Ja sama tego nie chcę. Jedyne, czego jestem teraz pewna to to, że czas, który tutaj spędziłam jest najwspanialszym, co mnie dotychczas w życiu spotkało. Mimo tych złych rzeczy, jednak przeważają zdecydowanie te dobre, które pozostaną na długo w mojej pamięci.
- nie lubię tego, że jesteś ode mnie wyższy - mruknęłam prosto do lewego ucha Zayna, stając na palcach.
- to zaleta.
- jaka? - spytałam zdziwiona, odrywając się od niego.
- kiedy cię przytulam możesz słuchać mojego serca, które bije tylko dla ciebie.
godz. 18:02, lotnisko.
Siedzę na ławce, miejsce obok mnie zajmuje Harry. Myślę. Myślę, o tym, co miało miejsce godzinę temu. Myślę o moim pożegnaniu z chłopakami. O moim pożegnaniu z Zaynem. Mam ochotę teraz wstać i wrócić do nich. Do ich domu. Do tego ciepła i wspaniałej atmosfery. Do mojej miłości i moich przyjaciół, jednak doskonale wiem, że to niemożliwe. Gdybym dziś przedłużyła swój pobyt tutaj choćby o jeden dzień mogłabym się pożegnać z życiem. Moje przywitanie w domu wyglądałoby jak istny mord. Moi cudowni rodzice, którzy cudownych tylko udają już uważają, że strasznie zaniedbałam szkołę i, że to co wyprawiam jest karygodne.
- wszystko okej? - z przemyśleń wyrwał mnie głos Harrego.
- nie Harry, nic nie jest okej. Nie chcę wracać do domu, chcę zostać tu z wami - po moim policzku spłynęła kolejna łza. Nie mam pojęcia, która to już dzisiaj.
- nawet ze mną? - zaśmiał się.
- z tobą niekoniecznie, ale i tak cię kocham Harry - chłopak zrobił zdezorientowaną minę więc postanowiłam dodać - jak przyjaciela, głupku.
- szkoda - jęknął wyraźnie zasmucony. Nie będę ukrywać, że zdziwił mnie tymi słowami. Przecież doskonale wie, że jestem w związku z Zaynem więc dlaczego mi komplikuje tą całą sytuacje, w którą też sam jest zamieszany? Dlaczego Harry Styles jest takim człowiekiem, który zawsze musi spieprzyć to, co jest już ułożone?
- chodź - chłopak pociągnął mnie za rękę, tak mocno, że znalazłam się w pozycji pionowej. Nie zdążyłam nawet zaprotestować, bo już byliśmy w połowie drogi. Nie miałam siły nawet pytać, gdzie idziemy, bo wiem, że Harry i tak nie zdradziłby mi tej tajemnicy. Był bezlitosny. Rozglądnął się dookoła, żeby po chwili wciągnął mnie do toalety , a co się w niej działo możecie domyśleć się sami.



Cześć moi mili! Chciałam was przeprosić, że tak długo nie dodawałam rozdziału, a dzisiejszy jest tak krótki. Doskonale wiedziałam, że tak będzie dlatego też rozdział 19 podzielony jest na dwie części więc stąd część druga jest taka krótka! Chcę wam podziękować, że jest tutaj was tutaj tak dużo! Uwielbiam was! :)

sobota, 9 marca 2013

rozdział 19, część 1

          Kiedy wreszcie ochłonęłam, włożyłam na siebie ciuchy i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do salonu, gdzie wszyscy (razem z Harrym) na mnie czekali. Na ich twarzach (oprócz Stylesa, który się szczerzył jak psychopata) zastałam zdezorientowane miny.
- mogę cię prosić na chwilkę? - usłyszałam szept Zayna. Nie odpowiedziałam, pokiwałam jedynie twierdząco głową i poszłam za nim - mogę wiedzieć, gdzie byłaś? I dlaczego byłaś tam sama z Harrym?! - warknął, gwałtownie się zatrzymując i obracając w moją stronę.
- bawiliśmy się w chowanego. Weszłam do łazienki i nie moją winą jest, że akurat kiedy Niall krzyknął, że zaczyna szukać wlazł do niej też Harold! Jak sobie odświeżysz coś w tym swoim móżdżku - popukałam go palcem w czoło - to sobie przypomnisz, że to ty namówiłeś mnie do tej durnej zabawy więc wyluzuj Zayn! - chłopak stał w miejscu i nie wiedział co powiedzieć. Ja sama byłam w takim transie, że spuściłam wzrok na dół i oglądałam swoje stopy. Nagle poczułam jak Zayn mocno mnie przytula.
- przepraszam - szepnął mi do ucha - nie mogę zdzierżyć, że ktoś się koło ciebie ciągle kręci. Jestem zazdrosnym kretynem - jęknął.
- a Harry to twój przyjaciel. Myślisz, że zrobiłby coś mi, wiedząc, że jestem w związku z tobą? - zaczęłam nawijać jak opętana, w dodatku same kłamstwa. Jak w przeciągu kilku dni mogłam się stać tak okropnym człowiekiem? Człowiekiem, który okłamuje osobę, którą kocha? Człowiekiem, który bez żadnych skrupułów dał się ponieść emocjom, jednocześnie zdradzając najważniejszą osobę na świecie? Muszę jak najszybciej porozmawiać z Harrym.
- nie chcę, żebyś wyjeżdżała, chodź - Zayn pociągnął mnie za rękę. Wiedziałam, gdzie idziemy i co ma na myśli, jednak po tym co się dzisiaj stało nie potrafiłam mu odmówić. Musiałam zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia, które były nie do zniesienia.
ten sam dzień, godz. 16:30.
          Po wszystkim najwyraźniej musiałam zasnąć, bo kiedy się obudziłam zastałam przed sobą uśmiechniętą twarz Malika.
- hej słońce - pocałował mnie w czoło - może byś się ubrała? Za dziesięć minut ruszamy.
- ruszamy? - uniosłam pytająco brew.
- nie wiem, kiedy ponownie cię zobaczę. Muszę się tobą nacieszyć.
- kocham cię, wiesz? - powiedziałam, jednocześnie ziewając.
- ja ciebie też - dodał i wyszedł z pokoju. Ja sama szybko podniosłam się z łóżka i udałam do łazienki, która nawiasem mówiąc była w pokoju Zayna. Wskoczyłam pod prysznic, a kiedy skończyłam, nałożyłam na siebie spodnie i wyszłam z pomieszczenia. Podeszłam do szafy Zayna i wyciągnęłam pierwszą lepszą koszulkę. Była za duża, o wiele za duża, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało (w końcu nie miałam nic innego, a jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma).
Skocznym krokiem zeszłam na dół. Kątem oka zobaczyłam, że Niall krząta się po kuchni. Po cichutku weszłam do pomieszczenia i zajęłam miejsce przy stole. Nigdzie nie widziałam Zayna więc pomyślałam, że zdążę coś zjeść.
- o, cześć. Zjesz coś?
- nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestem głodna.
- to dobrze trafiłaś, właśnie​ robię śniadanie.
- czuję. Pachnie cudownie - wyszczerzyłam się. Oczywiście w tym czasie do pomieszczenia musiał wejść Harry, który ciągle patrzył w moją stronę. Czułam jego przeszywający wzrok na sobie. Moja sympatia do niego przerodziła się w obrzydzenie. W tym samym czasie najlepszy kucharz na świecie (czytaj: Niall) położył przede mną talerz z cudownie pachnącym omletem. Jednak nie zdążyłam się długo nacieszyć tym zapachem, bo do kuchni wbiegł Zayn, złapał za rękę i pociągnął za sobą.
pobliskie lodowisko, godz. 18:03.
           Przygotowanie się do wyjścia na lód zajęło nam trochę czasu. Trzeba było założyć na nogi łyżwy, co nie było łatwym zadaniem. A, kiedy już byliśmy gotowi, Zayn pociągnął mnie na taflę. Całe lodowisko było do naszej dyspozycji. Co prawda częściej leżałam na lodzie, niż przyjmowałam postawę pionową, ale z czasem było coraz lepiej. Natomiast mój "cudowny" facet zamiast mi pomóc, stał z boku i zwijał się ze śmiechu, kiedy ja masowałam obolałe już od upadków miejsca. Oczywiście na początku próbowałam przekonać Malika, że to zły pomysł i, że jeśli naprawdę tam pójdziemy to równa się to z utratą mojego życia, ale do Zayna nie docierały żadne argumenty. Oczywiście próbował mnie asekurować i pomagać utrzymać równowagę, ale na marne, bo kiedy leciałam, ciągnęłam go za sobą.
          Kiedy wróciliśmy do domu wszyscy już spali, bynajmniej tak myślałam. Ustaliliśmy po drodze z Zaynem, że dziś ja robię kolację. Początkowo byłam temu przeciwna, ale później nie miałam innego wyjścia, niż zgodzenie się na jego propozycję. Ten chłopak chyba odkrył wszystkie już sposoby jak mnie rozszyfrować, czy przekonać do czegoś.
          Weszłam do kuchni, zapaliłam światło i otworzyłam szeroko lodówkę. Zaczęłam mówić sama do siebie. Często tak robię, kiedy jestem zdenerwowana, a teraz byłam. Naprawdę byłam. Zayn pewnie wiedział, że ich lodówka jest całkowicie pusta, dlatego też mi kazał iść i zrobić tą cholerną kolację. Chciałam już "trzasnąć" drzwiczkami, kiedy poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i kładzie swoją głowę na moim ramieniu.
- uwielbiam cię, wiesz? - szepnęłam.
- wiem - mruknął, ale! No właśnie..to nie był Zayn.
- Harry co tutaj robisz?
- to moje mieszkanie więc to ja powinienem zadać ci to pytanie - zaśmiał się, przechodząc na drugą stronę pomieszczenia.
- nie ważne. Posłuchaj - jęknęłam - nikt nie może się dowiedzieć, co się pomiędzy nami wydarzyło, rozumiesz?
- masz mnie za debila? - zaśmiał się tak sarkastycznie, że aż zabolały mnie uszy - nie ryzykowałbym mojej przyjaźni z Zaynem dla kogoś takiego, jak ty - powiedział na jednym tchu i wyszedł z pomieszczenia. Stałam osłupiała i analizowałam w głowie jego słowa, jednak po chwili się ocknęłam i zaczęłam szperać po szafkach. Znalazłam wszystkie produkty, jakie są potrzebne do zrobienia babeczek. Kiedy nasypywałam mąki do miski, ponownie poczułam czyjeś ręce na biodrach.
- Harry do cholery, puść - warknęłam.
- Harry? - dobiegł do mojego prawego ucha zdezorientowany głos Zayna.
- o Zayn, co tutaj robisz?
- Harry? - powtórzył.
- tak, Harry. Przez chwilą się tutaj kręcił więc myślałam, ze to on. Nie bądź zazdrosnym gówniarzem - cmoknęłam go w usta - wiesz, że kocham tylko ciebie.
- a ty wiesz, że nie mogę obiecać ci, że do końca życia będę twoim chłopakiem?
- co? dlaczego?
- bo być może niedługo zostanę twoim mężem.

niedziela, 24 lutego 2013

rozdział 18

UWAGA! W tym rozdziale pojawiają się sceny erotyczne, za które odpowiedzialna jest tylko i wyłącznie Rokiszja Tomlinson!:) 

09.03.2012r, dom chłopaków.
Kiedy już się ubrałam (we wczorajsze spodnie i wielką koszulkę Zayna)postanowiłam zejść na dół, nie czekając aż Zayn się wyszykuje, bo z tego co słyszałam (z różnych źródeł) trwa to naprawdę długo. Co prawda nigdy tego nie doświadczałam, bo w Polsce Malik postawił na stuprocentową naturalność. Pokonywałam stopnie schodów z wielkim uśmiechem na twarzy (zapomniałam wspomnieć, że podczas pobytu w Polsce ściągnęli mi gips).
- no stary, nareszcie. Słyszałem w nocy, że wróciłeś, ale żeby spać do.. - Niall nie dokończył, bo zobaczył moją drobną postać i szybko do mnie podbiegł, podnosząc i okręcając wokół własnej osi - co tu robisz? I dlaczego masz na sobie koszulkę mojego przyjaciela? Czy ja o czymś nie wiem? - wyszczerzył się poruszając zabawnie brwiami. Zanim zdążyłam wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, bo przecież tak właściwie nie wiem, czy mogę nazwać nas parą. Czy mogę powiedzieć chłopakom o tym, co wydarzyło się w Polsce. Nie wiem, czy szanowny Zayn Malik sobie tego życzy i czy to, co mówił mi o Perrie to prawda, czy może kłamstwo, żeby móc mnie sobie omamić. Poczułam czyjeś ręce na biodrach i usta na szyi. Zdziwiłam się, kiedy obróciłam głowę i zobaczyłam twarz Zayna.
- teraz rozumiem już wszystko - wyszczerzył się Horan, wracając wgłąb kuchni, poszliśmy za nim. Poczułam lodowate kuchenne kafelki pod stopami - poczęstowałbym was czymś, ale wybacz Nats nie wiedziałem, ze tu jesteś i zjadłem wszystko sam.
- nic się nie stało - zachichotałam, siadając na krześle i kładąc ręce na stole.

09.03.2012r, godz. 13:36.
dom chłopaków.

- Nats, Zayn dobrze, że jesteście - usłyszałam zadowolony głos Louisa, gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia, zwanego potocznie salonem - moja skromna osoba, razem z nim - wskazał palcem na Nialla - wymyśliliśmy zabawę, która umili nam dzisiejsze popołudnie.
- Louis jesteś nudny - wtrącił się Niall, na co się cicho zaśmiałam, wtulając mocniej w Zayna - po prostu chcieliśmy wam zakomunikować, że dziś bawimy się w chowanego - zakończył swoją przemowę i zaczął skakać po pokoju w mniej więcej taki sposób:





- nie ma mowy, ja odpadam - odparłam, robiąc obrót o sto osiemdziesiąt stopni w celu opuszczenia pomieszczenia i udania się w kierunku mojego byłego pokoju.
- Nats - Zayn złapał mnie za rękę - będzie fajnie - wyszczerzył się - nie daj się prosić.
- dobrze - poniosłam się na palcach, szepcząc mu do ucha - zrobię to dla ciebie.
- więc, Niall szuka - wyszczerzył się Lou - tylko nie podglądaj Horan - warknął, wychodząc z pokoju, ja również to zrobiłam, jednak z o wiele mniejszym entuzjazmem, niż moi towarzysze. Skierowałam się do pierwszej lepszej łazienki, zamknęłam za sobą drzwi, usiadłam na podłodze i czekałam, aż jakiś wybawca obudzi mnie z tego chorego snu albo na coś bardziej realnego, czyli znalezienie mnie przez szanownego Nialla. Nagle drzwi zaczęły się otwierać.
- Niall w końcu, naprawdę nie miała... - nie zdążyłam dokończyć, bo ktoś zatkał mi usta - kim jesteś? - wybebłałam przez rękę, jednak zdążyłam się zorientować zanim "intruz" mi odpowiedział - spadaj, to moja kryjówka - warknęłam, pchając Harrego w kierunku drzwi, jednak na marne, bo usłyszeliśmy głośne: "szukam". Zajęłam swoje pierwotne miejsce, podkulając nogi pod brodę. Harry usiadł obok mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu. Początkowo chciałam od razu ją strącić, ale później stwierdziłam, ze to przecież nic złego. Dopiero kiedy Styles zaczął składać pocałunki na mojej szyi zaczęło się robić niebezpiecznie i nieprzyjemnie.
- Harry przestań - warknęłam, jednak nie podziałało - Harry do cholery - powiedziałam nieco głośniej, jednak zatkał mi usta palcem, mówiąc:
- ciszej, kochanie, bo nas znajdą.
- kochanie? Harry, odbiło ci? - poniosłam się i przeszłam na drugi koniec łazienki, jednak na marne, bo Harry poszedł za mną. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Jego ciepły oddech owiewał moje usta i szyję. Mimo tego nie wykonałam żadnego ruchu. Nie odsunęłam się. Po prostu siedziałam jak sparaliżowana i czekałam na to, co wydarzy się dalej, chociaż wiem, że nie powinnam. Długo nie musiałam czekać. Harold był tak blisko, że jego policzek, ocierał się o mój. Chwilę później czułam na szyi delikatne muśnięcia.

 - dość - warknęłam i lekko odsunęłam go od siebie, ale Styles zachowywał się jak w transie. Nie reagował na moje słowa. Przywarł do mnie. Przycisnął mnie do pralki i zaczął całować jak szalony. Jego dłonie wędrowały natarczywie po moich plecach, aż wreszcie spoczęły na tyłku. Opierałam się i próbowałam go odepchnąć, ale nie miałam szans, był silniejszy. Uznałam, że wyrywanie nie ma sensu, więc uległam. Harry szybko to wyczuł i złapał mnie za uda, po czym podniósł do góry, ciągle mnie całując. Posadził mnie na pralce i spojrzał na mnie. Patrzyłam w jego zielone tęczówki i wręcz widziałam, jak pożądanie pali go od środka. Złapał moją twarz w swoje dłonie i uśmiechnął się do mnie. Pocałował mnie delikatnie w usta i z powrotem przeniósł wzrok w moje oczy.
- Harry, Niall nas szuka - jąkałam ledwo dysząc - w każdej chwili może przyjść tutaj Zayn - miałam nadzieję, że te słowa coś pomogą, jednak on tylko jęknął przytakująco i dalej robił swoje. Całował zachłannie moje usta i szyję, powoli zsuwając z moich ramion bluzkę. W końcu ściągnął ją całkiem, na co szeroko się uśmiechnął widząc mój brak sprzeciwu. Widząc radość wymalowaną na jego twarzy zrobiłam to samo i zrobiłam coś, czego nie powinnam. Sama doprowadziłam do naszego kolejnego pocałunku. Całowałam go coraz bardziej zachłannie. Harry w błyskawicznym tempie odpiął mój stanik, który sam się zsunął z moich piersi. Nie wiem dlaczego, ale nie krępowałam się. Jego usta przyssały się do mojej szyi, po chwili zjeżdżając w dół. Zatrzymał się na chwilę w zagłębieniu między piersiami, po czym zjechał jeszcze niżej. Zatrzymał się, kiedy dotarł do moich spodni. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, po czym podał mi dłoń, pomógł mi zejść z pralki i ściągnął ze mnie spodnie. Zostałam w samych majtkach. Harry ponownie chciał mnie pocałować, jednak tym razem mu nie pozwoliłam. Chciałam zdjąć z niego jego spodnie, jednak nie wszystko poszło po mojej myśli. Zamek od spodni Harolda się zaciął, na co zaczęłam się cicho śmiać, a sam Harry spalił niezłego buraka. Jednak złość jaka emanowała od niego, przez to wydarzenie spowodowała, że dał radę ściągnąć je sam, bez rozpinania rozporka. Kiedy już to zrobił, znów przyozdobił twarz seksownym uśmieszkiem i znów zaczął mnie całować. Nagle poczułam jego dłoń w swoich majtkach, ale nie przeszkadzało mi to. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i przysunęłam się jak najbliżej niego. Harry po chwili zdjął ze mnie majtki i delikatnie położył na ziemię. Zdezorientowana patrzyłam, dlaczego się ode mnie oddala, ale po chwili zrozumiałam. Musiał przecież zrobić to samo. Na początku się przestraszyłam, bo przyrodzenie Stylesa zdecydowanie nie należało do tych najmniejszych, ale nie spanikowałam. Przyozdobiłam twarz kokieteryjnym uśmiechem i czekałam na jego dalszy ruch. Harry pochylił się nade mną i czule pocałował w usta, jednak nie wiedziałam, że to co miało nastąpić, nastąpi tak szybko. Harry odchylił lekko moje nogi i wszedł we mnie. Stłumiłam w sobie ból, jaki spowodował mi tym czynem, jednocześnie pozbawiając mnie dziewictwa.

- halo! Nati, Harry! Jesteście tam? - usłyszałam głos Nialla za drzwiami.
- kurwa - warknęłam.
- kurwa - powtórzył Harry, jednak po chwili dodał - tak Niall, nic nam nie jest - warknął wkurzony Harry - dokończymy później - szepnął mi na ucho ubrał się i wyszedł. Zostawił mnie oszołomioną w łazience. Zostawił mnie z tym wszystkim samą. Nie miałam pojęcia, co mam teraz ze sobą zrobić.

DZIĘKUJĘ ROKSANIE, bez niej nie powstałby ten rozdział. Buziaki mała;*
p.s. zerknijcie do zakładki "główna bohaterka". Pojawiło się tam kilka nowych zdjęć:)

środa, 13 lutego 2013

rozdział 17

          Miałam dziś ochotę poleniuchować. Tak banalne, proste? Jednak z Zaynem niemożliwe do wykonania. Warczący dźwięk silnika zdecydowanie z minuty na minutę pogarszał mój wcześniej dobry humor. Pewnie teraz chcielibyście zadać mi pytanie dokąd jedziemy, otóż sama nie wiem. I nie myślcie sobie, ze nie próbowałam się dowiedzieć. Próbowałam! I to nie raz, nie dwa, a zdecydowanie więcej, ale Zayn (podobnie jak Harry) jest zdecydowanie zbyt uparty. Bezsilna oparłam głowę o szybę i wsłuchując się w ciche dźwięki Queen zasnęłam na dobre (szczerze mówiąc, nawet nie wiem kiedy).
godzinę później, ten sam dzień.
Lotnisko w Szczytnie.
- hej, pobudka! Jesteśmy na miejscu - usłyszałam cichutki głos połączony z delikatnym buziakiem.
- mm, gdzie jesteśmy? - spytałam zachrypniętym głosem. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam lotnisko. Nasze pobliskie, polskie lotnisko. Przybrałam zdeozorientowany wyraz twarzy i spojrzałam z powrotem pytająco na Zayna.
- a nie widać? - wytknął mi język - wyjdziesz sama, czy mam cię zanieść leniuchu?
- jak mnie nazwałeś? - uniosłam pytająco brew.
- chodź - złapał mnie za rękę - leniu - dodał po chwili. Energicznie wyskoczyłam z samochodu i dźgnęłam Zayna w bok. Ten tylko delikatnie i tajemniczo się uśmiechnął i pociągnął za sobą na wielką płytę lotniska.
08.03.2012r, godz. 19.36.
Londyn.

- jeszcze trochę, prosto. No i jesteśmy na miejscu - Zayn kierował mną, jednocześnie ciągnąc mnie za rękę. Pewnie tylko dlatego, żeby nie dopuścić mnie do głosu i przez przypadek nie wygadać się, gdzie mnie zabiera. Jednak po okrzykach dobiegających z wielkiej hali, przed którą właśnie staliśmy wiedziałam, że będzie to coś niesamowitego. W ogóle. Zauważyliście jaki ten człowiek jest niesamowity? Po pierwsze: ponownie zabrał mnie do Londynu. Nie ważne, że nie mam nawet skarpetek na zmianę i ani grosza przy sobie. Naprawdę nieważne. Po drugie: sprawił, że czuję się cudownie i w końcu pozbyłam się tego okropnego, melancholijnego humoru, po trzecie: ma dla mnie (pewnie cudowną) niespodziankę, a po czwarte: sprawia, że zapominam o całym świecie. Chwilami nawet o Perrie. Szczerze mówiąc długo mi tłumaczył na temat ich związku. Teraz rozumiem wszystko, dosłownie wszystko. Zayn musi być dla niej miły, bo taki jest wymóg managementu. Proste, a zarazem jak skomplikowane. Nie rozumiem tego, jak można narzucać komuś fałszywe uczucia?
          Podeszliśmy do mężczyzny przy kości. Zayn szepnął mu coś na ucho, po czym ten wpuścił go do środka przy okazji mierząc mnie obleśnym wzrokiem, przez co ścisnęłam dłoń Zayna jeszcze bardziej, na co ten się tylko szeroko uśmiechnął. Niepewnie rozglądałam się dookoła. Pomimo tego, że na początku to miejsce wydawało się być przyjazne, teraz zmieniłam zdanie o sto osiemdziesiąt stopni.
          Szliśmy długim korytarzem. Kurczowo trzymałam dłoń Zayna, dodawało mi to odwagi. A na samą myśl, że on i ja. Że my, razem - na mojej twarzy pojawiał się jeden wielki uśmiech. W końcu weszliśmy do wielkiej sali. Jak się okazało to to było tą niespodzianką. Mnóstwo pozytywnych ludzi w zielono-żółto-czerwonych czapkach, z flagami w rękach.
- pamiętasz? Mówiłaś, że mi nie wybaczasz więc postanowiłem ci to jakoś zrekompensować - wyszczerzył się mulat.
- naprawdę? Zabrałeś mnie tutaj specjalnie na koncert Damiana? - nie czekałam na odpowiedź, rzuciłam się chłopakowi na szyję jednocześnie całując go w usta.
- czekaj - nie zdążyłam zorientować się, co Zayn do mnie powiedział, a oślepiło mnie światło flesza - sprawdź twittera - dodał po chwili. Przez moment patrzyłam na niego jak na idiotę, jednak widząc jego brak reakcji, wyciągnęłam telefon z kieszeni i:




- jesteś nienormalny, wiesz? Co powiesz ludziom z managementu?
- tym się nie martw i patrz tam - obróciłam się o jakieś dziewięćdziesiąt stopni i akurat na scenę wbiegł Damian Marley wraz ze swoim chórkiem.
- hi everyone! - zaczął Marley, przebijając się przez pierwsze dźwięki piosenki. Nigdy nie mogłam pojąć jego fryzury, ale wyglądał niesamowicie. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje z tyłu, obróciłam niepewnie głowę, ale zobaczyłam uśmiechniętą twarz Zayna. Splótł swoje ręce wokół moich bioder. Posłał mi pytające spojrzenie, tak jakby czekał na moje pozwolenie, jednak kiedy tylko zobaczył mój szeroki uśmiech ścisnął mnie mocniej, całując w głowę.
            Przez początek koncertu wspólnie bujaliśmy się w piękne reggaeowe dźwięki. Nigdy, ale to przenigdy nie pomyślałabym, że taki ktoś, jak Zayn Malik może choć w małym stopniu lubić taki rodzaj muzyki. Jak widać: pozory mylą. Wszystko byłoby okej, gdyby nie jakiś chłopak, który bezczelnie stanął przed nami tym samym zasłaniając mi całą widoczność. Zayn był o jakąś głowę wyższy ode mnie więc nie miał z tym jakiegoś większego problemu. Na szczęście wszystko zmieniło się w momencie, kiedy Zayn wziął mnie na tak zwanego barana. Oczywiście ignorował moje liczne protesty. Moim oczom ponownie ukazała się cudowna postura Damiana, a ja znów mogłam w spokoju rozkoszować się jego cudownym głosem.
dom chłopaków, godzina 23.20
- colud you be lovee - śpiewałam wchodząc do posiadłości chłopaków.
- cii, Nati. Rano zrobimy chłopakom niespodziankę, przecież nikt nie wie, że tu jesteś.
- jestem twoją tajemnicą? - zachichotałam.
- tylko moją - Zayn zaśmiał się razem ze mną, dając mi delikatnego całusa - a teraz leć do pokoju, ja zaraz przyjdę - automatycznie skierowałam się do mojego pudrowego pokoju, stęskniłam się za nim, a szczególnie za jego szafą, za którą robiło jedno, osobne pomieszczenie.
09.03.2012r, dom chłopaków.
Przebudziłam się. Leniwie poniosłam powieki, a widok, który zastałam automatycznie przyprawił mi wielki uśmiech na twarzy.




           Cichutko i delikatnie się podniosłam, przykrywając dokładniej Zayna kołdrą i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie mam przy sobie żadnych ciuchów. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do śpiącego Malika, który w gruncie rzeczy już nie spał, a kiedy mnie zobaczył na jego twarzy zagościł jeden wielki uśmiech.
- mmm, taki widok z rana - wyszczerzył się.
- przestań - podeszłam bliżej, uderzając go w bok i chciałam coś dodać, jednak ten uniemożliwił mi tego, bo zamknął mi usta pocałunkiem - daj mi jakąś koszulkę, bo nie mam w co się ubrać - dodałam, kiedy skończyliśmy.
- jak dla mnie możesz chodzić tak cały dzień - uniósł zadziornie brew do góry.
- oczywiście panie Malik i do chłopaków też mam zejść w takim stanie?
- oczywiście panno Zawadzka - powiedział ze śmiesznym akcentem - jeżeli zejdziesz w mojej koszulce to wcale nie będzie to wyglądać dwuznacznie - zaśmiał się.


1) dziękuję Mai za przeróbkę zdjęcia, bo pewnie gdyby nie ona to dziś by go tu nie było. Jestem zdecydowanie zbyt leniwa.
2) Trzymajcie jutro za mnie kciuki na chemii!:)
3) JAK WAM SIĘ PODOBA NOWY WYGLĄD BLOGA? ;>

niedziela, 10 lutego 2013

rozdział 16

          Obudziły mnie delikatne pocałunki składane na moim ramieniu. Leniwie podniosłam powieki, żeby zobaczyć kto jest sprawcą mojej pobudki.
- cześć - usłyszałam zadowolony głos Zayna, gdy tylko otworzyłam oczy.
- jesteś bez serca - burknęłam, naciągając na głowę kołdrę. Jestem jedną z tych osób, które za odrobinę snu są w stanie oddać wszystko więc chciałam iść spać dalej, nie zważając na nic.
- wstawaj, nie po to tu do ciebie przyjechałem, żebyś cały czas spała, księżniczko - usłyszałam stłumiony głos Zayna. Niechętnie się odkryłam. Dalej kucał przed moim łóżkiem, wpatrując się we mnie. Po chwili jednak gwałtownie się zerwał i wyszedł z pokoju. Nie zwróciłam na to uwagi, bo zdążyłam się przyzwyczaić do czego, że cała piątka ma nierówno pod sufitem więc poszłam do łazienki się ogarnąć.KLIK. Musiałam dziś wyglądać jak człowiek. Obiecałam wczoraj Zaynowi, że dziś oprowadzę go po okolicy.
         Poszłam do kuchni, bo tam prawdopodobnie znajdowali się wszyscy. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam samego Malika, na dodatek w fartuchu mojej mamy. Od razu do moich nozdrzy dobiegł cudowny zapach jajecznicy i świeżej kawy.
- gdzie reszta? - spytałam zdziwiona zastanym widokiem.
- rodzice w pracy, Monika w szkole - powiedział uśmiechnięty.
- szkoła - jęknęłam - mama mnie zabije.
- rozmawiałem z nią. Do końca tygodnia masz wolne - powiedział, obracając się do mnie tyłem. Nie czekając długo podbiegłam do niego i przytuliłam się do jego pleców.
- dziękuję - szepnęłam mu na ucho. Zayn obrócił się do mnie i wodził wzorkiem po mojej twarzy. Podniosłam się na palcach i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Nie mam pojęcia co mną kierowało. Nawet przez moment zdołałam zapomnieć o Perrie. Zayn złapał moją twarz w swoje wielkie dłonie i odwzajemnił pocałunek. Kiedy skończyliśmy, obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i opuściłam pomieszczenie. Poszłam do salonu i zajęłam wygodne miejsce przed telewizorem. Chłopak po chwili do mnie dołączył, przynosząc mi gorącą kawę, której szczerze mówiąc zapomniałam wziąć z kuchni i śniadanie.
- jesteś cudowny - szepnęłam i zabrałam się za konsumpcję posiłku. Byłam tak zajęta jedzeniem, że na początku nawet nie zauważyłam, że Zayn nic nie tknął tylko cały czas wpatrywał się we mnie.
- czemu nie jesz?
- twój widok jest bardziej interesujący. Jesz jak mała świnka - zaśmiał się.
- ej! Spadaj! - odłożyłam talerz i pokurczyłam nogi pod bronę. Miało to mu uświadomić, że jestem obrażona.
- masz - podał mi kawę, dalej się śmiejąc. Wzięłam ją bez słowa więc ten kontynuował - chyba nie obrazisz się za taką głupotę - nie odpowiedziałam - no dobra, obrażasz się więc będę musiał cię ładnie przeprosić - chłopak przybliżył się do mnie, położył swoją dłoń na moim policzku, jednak widząc mój brak reakcji musnął delikatnie moje usta. Dalej nie reagowałam więc tak jak gdyby nigdy nic zapytał: to co oglądamy? Wzruszyłam ramionami na znak, że nie wiem więc chłopak sam wziął pilota i zaczął przełączać kanały.
- nic nie rozumiem - jęknął, na co zaśmiałam się cichutko. W głębi duszy cieszyłam się z tego, bo wiedziałam, że pod tym względem będzie zależny teraz tylko i wyłącznie ode mnie. W końcu Malik znalazł jakiś muzyczny program.
- mogę prosić panią do tańca? - pokłonił się przede mną.
- nie ma szans - pokurczyłam nogi jeszcze bardziej - nie umiem tańczyć.
- chodź - szarpnął moją rękę tak, że mimo tego, że nie chciałam musiałam się podnieść. Akurat leciał Bruno Mars (klik), na samo wspomnienie z samochodu się uśmiechnęłam. Zayn objął mnie wokół bioder i przybliżył do siebie, jak najbardziej mógł. Zaczęliśmy bujać się w rytm piosenki.
- cause my heart breaks a little when I hear your name - szepnął do mojego ucha, uśmiechnęłam się, położyłam głowę na jego ramieniu. Kiedy piosenka się skończyła chciałam się wyrwać z jego uścisku, jednak nie udało mi się to.
- puść - jęknęłam.
- pod warunkiem, że zabierzesz mnie na spacer - wyszczerzył się.
- muszę? - zapytałam z miną niewiniątka - bo wiesz, tutaj naprawdę nie ma co zwiedzać.
- nie wykręcaj się - wyszczerzył się - ubierzesz się sama, czy ja mam cię ubrać?
- sama - zachichotałam.

07.03.2012r, godz. 13:58.
park w Jesionkach.

- sam widzisz - zaczęłam - nie ma tu żadnych atrakcji.
- lubię takie miejsca.
- nie żartuj, tego nie da się lubić.
- jest tu tak cicho i spokojnie.
- to akurat prawda, ale jest to spowodowane tym, że tutaj mieszka może z góra sto osób więc wiesz..
- wiem - wyszczerzył się - musimy wracać do domu?
- a co?
- chciałbym cię gdzieś zabrać. Kino, tak! Chciałbym cię zabrać do kina - uniósł zadziornie brew.
- właśnie dlatego nie lubię tej miejscowości. Nie ma tu kina, nie ma tu nawet dobrej pizzerii - jęknęłam zniesmaczona.
- cóż, będziesz musiała wystarczyć mi ty - wyszczerzył się, łapiąc mnie za rękę. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej to dziwne uczucie, że to niestosowne.
- puść - warknęłam po chwili.
- dlaczego?
- bo tutejsi mieszkańcy wyrobią sobie o nas złe zdanie.
- jakie? - zapytał zdziwiony.
- że jesteśmy parą.
- ale nie jesteśmy, przecież mnie nienawidzisz - zaśmiał się.
- zdecydowanie.
- zdecydowanie - powtórzył, mocniej ściskając moją dłoń i dając mi całusa. Zachichotałam cicho. Trzymając go za rękę, nie chciałam niczego więcej. Mogłam wtedy żywić się jego miłością. Ciało ogrzewać jego obecnością, bo gdy tylko się do mnie przybliżał temperatura mojego ciała momentalnie rosła. Pragnienia zdobywać jego pocałunkiem. To dość dziwne, że na swojej drodze spotykamy setki osób, które są dla nas całkowicie obojętne. Aż w końcu spotykamy tą jedną. Jedną, która zawróci nam w głowie. Jedną, po za którą nie widzisz świata. Jedną, za którą jesteś w stanie oddać życie. Jedną, którą obdarzasz miłością. Jedną, która odmienia twoje dotychczasowe życie. Teraz i na zawsze.

pare godzin później, dom Natali w Jesionkach.
- no w końcu jesteście - krzyknęła mama, zmierzająca w naszym kierunku. Szybko wyrwałam dłoń z uścisku chłopaka, robiąc się czerwona na twarzy - obiad gotowy, chodźcie.
Ruszyłam jako pierwsza, zostawiając mamę i Zayna z tyłu.
- no, no chłopie - mama poklepała Zayna po ramieniu - czy to już tak na poważnie?
- MAMO! - warknęłam, obracając się w jej kierunku.
- spokojnie Nats - uśmiechnął się Zayn - tak. Myślę, że tak. O ile ta złośnica się zgodzi - wytknął mi język. Nie odpowiedziałam, z wkurzoną miną usiadłam przy stole. Po jakiś pięciu minutach Zayn gwałtownie się podniósł i wyszedł. Wyglądało to tak, jakby poszedł za potrzebą fizjologiczną. Poszłam za nim. Stał na korytarzu i rozmawiał z kimś przez telefon. Tak kochanie, wracam w sobotę. Przecież wiesz, że to moja praca. Ten wywiad jej naprawdę bardzo ważny.
- wywiad? - odezwałam się, na co ten odskoczył i mówiąc tylko krótkie:
zadzwonię później, podszedł do mnie.
- to nie tak jak myślisz.
- a jak? Jak do cholery? Okłamałeś mnie! - łzy zaczęły napływać do moich oczu. Ale byłam silna, nie pozwoliłam im wypłynąć na wierzch.
- nie zachowuj się jak nasze rozwydrzone fanki, które myślą, że mogą wszystko - warknął, łapiąc mnie za ramię - pamiętaj, ty masz to, czego ona nie ma.
- co?
- moje serce.

czwartek, 31 stycznia 2013

rozdział 15

           Nagle w moim pokoju rozległ się głośny dźwięk "one love". To mój telefon, podeszłam do szafki, chwyciłam urządzenie w dłoń. Harry.
- halo?
- Nati, mamy problem, nasza piosenka, ona..
- Harry do rzeczy - przerwałam mu.
- wiesz, media nie wiedzą, że piosenka jest do Oli i myślą, że no wiesz - zamilkł.
- Harry!!
- no, że ty i ja, że my jesteśmy razem. Nati powinniśmy ograniczyć kontakty dopóki to wszystko nie ucichnie. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i nie jesteś zła. Natala, media są..
- rozumiem - przerwałam mu - a teraz muszę kończyć. Trzymaj się Harry.
06.03.2012r, Jesionki.
           Siedziałam znudzona na lekcji matematyki. Nietrudno wyobrazić sobie dlaczego - byłam przeciętnym uczniem, a akurat te zajęcia odkąd pamiętam były nudne, tak jak dziś. Siedziałam kompletnie odcięta od świata, mechanicznie przepisując przykłady z tablicy, kiedy poczułam lekkie wibracje w kieszeni, wyjęłam urządzenie, a moim oczom ukazał się sms od Zayna. Nie powiem - zdziwiłam się. Co prawda pisał do mnie kilka razy i dzwonił, ale treść tego sms'a była co najmniej dziwna. Wyjrzyj przez okno. Pomyślałam, że to pewnie jakaś pomyłka więc rzuciłam telefon do torby i wróciłam do monotonnego przepisywania cyferek z tablicy.
          Wyszłam ze szkoły i szłam spokojnym krokiem z koleżanką w stronę wyjściowej bramy, kiedy zauważyłam czarne auto z dobrze mi znaną twarzą w środku. Co prawda miał na sobie okulary i czapkę z daszkiem, żeby czasem nikt go nie poznał, ale ja doskonale wiedziałam kim jest.
- o nie - jęknęłam, ciągnąc Ewę za rękę w zupełnie innym kierunku. Miałam nadzieję, że naprawdę Zayn jest tak głupi, że tego nie zauważy, ale jednak się przeliczyłam.
- co jest?
- tam, widzisz to czarne auto? - Ewa dyskretnie zlustrowała je wzrokiem - tam w środku jest Zayn i na mnie czeka.
- obawiam się, że..eee, zostawię was samych - uśmiechnęła się niepewnie po czym w błyskawicznym tempie od nas odeszła.
- cześć - Zayn uśmiechnął się niepewnie, delikatnie muskając mój policzek, jednak ja byłam nieugięta. Stałam cały czas w tym samym miejscu, z założonymi rękoma i zażenowaną miną. Jednak po chwili oprzytomniałam. Przecież to nie Londyn, to Polska. To nie dom chłopaków, to moja wścibska szkoła. Rozglądnęłam się dookoła i dostrzegłam wszystkie dziewczyny ze szkoły patrzące się w naszym kierunku (co lepsza! Niektóre robiły nam zdjęcia) i chłopaków, którzy śmieli się nam prosto w twarz, nazywając Zayna, cytuję: pedałem. Chwyciłam Malika za rękę i pociągnęłam go za sobą do samochodu.
- zły dzień? - spytał, kiedy odpalił silnik i ruszył.
- jak myślisz? - zakpiłam.
- co się stało?
- ty się mnie pytasz co się stało? Ty się stałeś. Po co tu przyjechałeś, co? Żeby znów mi wpierać, że nic nie łączy cię z Perrie? Błagam Zayn, oszczędź sobie tych szczegółów.
Nie odpowiedział, po prostu zacisnął pięści na kierownicy, przyspieszył i jechał przed siebie, skręcając kiedy mu kazałam. Obróciłam się, oparłam głowę o szybkę i słuchałam radia.
- teraz specjalnie dla państwa najnowsza piosenka Bruna Marsa, show me - wyrwał mnie z zamyślenia głos spikera. Może i nie zwróciłabym uwagi na to co mówi, ale po chwili do moich uszu dobiegł cichy śpiew Zayna.
- no nie mów, że słuchasz Marsa - zaśmiałam się ironicznie.
- ej! Nie śmiej się - zaczął się bronić - koleś ma naprawdę niezły głos.
- tak, tak. A słyszałeś ten kawał? Dlaczego Mars? Bo nie snickers - wybuchłam śmiechem.
- nie wiem, czy wiesz, ale ten twój "snickers" - zakreślił cudzysłów w powietrzu, puszczając na chwilę kierownicę - ma piosenkę z Damianem - odrzekł ze spokojem, nie zwracając uwagi na to, że się z niego śmieję.
- nie myśl sobie, że ci wybaczyłam ten koncert.
- a co może nie?
- w lewo - wytknęłam mu język - nie, to tutaj.
- przekonajmy się - Zayn gwałtownie się do mnie przybliżył i pocałował. Tak czule, tak namiętnie, tak cudownie. Nie potrafiłam tego nie odwzajemnić. Ocknęłam się dopiero, kiedy usłyszałam głośne stukanie w szybę.
- a ten co tu robi? - warknęła Monika, która właśnie wyciągnęła mnie za rękę z samochodu.
- właściwie to sama nie wiem - zachichotałam.
- czy ty jesteś głupia? Zapomniałaś o tym, że jeszcze kilka dni temu przez niego płakałaś? I dalej to robisz..
- fakt, muszę z nim pogadać. Dzięki młoda - poczochrałam ją po włosach, chwyciłam Zayna za rękę i zaciągnęłam do swojego pokoju. Przechodząc przez korytarz krzyknęłam tylko: jestem u siebie i zamknęłam drzwi na klucz, żeby czasem młodej nie przyszło nic głupiego na myśl. Zayn zajął miejsce na łóżku i zaczął rozglądać się po pokoju.
- mało tu miejsca - stwierdził po chwili.
- a co ty jesteś jakaś pieprzona gazela, że potrzebujesz dużo miejsca, żeby się wybiegać? - warknęłam.
- może nie jestem gazelą, ale potrzebuje przestrzeni.
- to wracaj sobie do Londynu, do tej swojej Perrie, ona z całą pewnością ma większy pokój, niż ja.
- South Shields.
- co?
- Perrie mieszka w South Shields.
- możesz sobie jechać nawet do Honolulu jak chcesz, byleby jak najdalej ode mnie.
- ej - Zayn podszedł do mnie i przytulił się do moich pleców. Położył głowę na moim ramieniu, delikatnie ocierając się swoim polikiem o mój.
- mógłbyś się ogolić.
- wybacz Nats. Wczoraj nie miałem czasu, byłem zbyt zajęty tobą - przygryzł dolną wargę.
- tak? A myślałam, że Perrie - warknęłam, strącając głowę z jego ramienia, dalej stojąc do niego tyłem.
- wiesz, że jesteś piękna, kiedy się złościsz? - poczułam, ze chwyta mnie za ramię. Odwrócił mnie do siebie i wpił swoje wargi i moje.



Pozdrawiam mojego kochanego Don Kichota, który dodaje mi weny w co najmniej dziwny sposób;* (dziękuję!)

pytania:

Obserwatorzy