czwartek, 31 stycznia 2013

rozdział 15

           Nagle w moim pokoju rozległ się głośny dźwięk "one love". To mój telefon, podeszłam do szafki, chwyciłam urządzenie w dłoń. Harry.
- halo?
- Nati, mamy problem, nasza piosenka, ona..
- Harry do rzeczy - przerwałam mu.
- wiesz, media nie wiedzą, że piosenka jest do Oli i myślą, że no wiesz - zamilkł.
- Harry!!
- no, że ty i ja, że my jesteśmy razem. Nati powinniśmy ograniczyć kontakty dopóki to wszystko nie ucichnie. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i nie jesteś zła. Natala, media są..
- rozumiem - przerwałam mu - a teraz muszę kończyć. Trzymaj się Harry.
06.03.2012r, Jesionki.
           Siedziałam znudzona na lekcji matematyki. Nietrudno wyobrazić sobie dlaczego - byłam przeciętnym uczniem, a akurat te zajęcia odkąd pamiętam były nudne, tak jak dziś. Siedziałam kompletnie odcięta od świata, mechanicznie przepisując przykłady z tablicy, kiedy poczułam lekkie wibracje w kieszeni, wyjęłam urządzenie, a moim oczom ukazał się sms od Zayna. Nie powiem - zdziwiłam się. Co prawda pisał do mnie kilka razy i dzwonił, ale treść tego sms'a była co najmniej dziwna. Wyjrzyj przez okno. Pomyślałam, że to pewnie jakaś pomyłka więc rzuciłam telefon do torby i wróciłam do monotonnego przepisywania cyferek z tablicy.
          Wyszłam ze szkoły i szłam spokojnym krokiem z koleżanką w stronę wyjściowej bramy, kiedy zauważyłam czarne auto z dobrze mi znaną twarzą w środku. Co prawda miał na sobie okulary i czapkę z daszkiem, żeby czasem nikt go nie poznał, ale ja doskonale wiedziałam kim jest.
- o nie - jęknęłam, ciągnąc Ewę za rękę w zupełnie innym kierunku. Miałam nadzieję, że naprawdę Zayn jest tak głupi, że tego nie zauważy, ale jednak się przeliczyłam.
- co jest?
- tam, widzisz to czarne auto? - Ewa dyskretnie zlustrowała je wzrokiem - tam w środku jest Zayn i na mnie czeka.
- obawiam się, że..eee, zostawię was samych - uśmiechnęła się niepewnie po czym w błyskawicznym tempie od nas odeszła.
- cześć - Zayn uśmiechnął się niepewnie, delikatnie muskając mój policzek, jednak ja byłam nieugięta. Stałam cały czas w tym samym miejscu, z założonymi rękoma i zażenowaną miną. Jednak po chwili oprzytomniałam. Przecież to nie Londyn, to Polska. To nie dom chłopaków, to moja wścibska szkoła. Rozglądnęłam się dookoła i dostrzegłam wszystkie dziewczyny ze szkoły patrzące się w naszym kierunku (co lepsza! Niektóre robiły nam zdjęcia) i chłopaków, którzy śmieli się nam prosto w twarz, nazywając Zayna, cytuję: pedałem. Chwyciłam Malika za rękę i pociągnęłam go za sobą do samochodu.
- zły dzień? - spytał, kiedy odpalił silnik i ruszył.
- jak myślisz? - zakpiłam.
- co się stało?
- ty się mnie pytasz co się stało? Ty się stałeś. Po co tu przyjechałeś, co? Żeby znów mi wpierać, że nic nie łączy cię z Perrie? Błagam Zayn, oszczędź sobie tych szczegółów.
Nie odpowiedział, po prostu zacisnął pięści na kierownicy, przyspieszył i jechał przed siebie, skręcając kiedy mu kazałam. Obróciłam się, oparłam głowę o szybkę i słuchałam radia.
- teraz specjalnie dla państwa najnowsza piosenka Bruna Marsa, show me - wyrwał mnie z zamyślenia głos spikera. Może i nie zwróciłabym uwagi na to co mówi, ale po chwili do moich uszu dobiegł cichy śpiew Zayna.
- no nie mów, że słuchasz Marsa - zaśmiałam się ironicznie.
- ej! Nie śmiej się - zaczął się bronić - koleś ma naprawdę niezły głos.
- tak, tak. A słyszałeś ten kawał? Dlaczego Mars? Bo nie snickers - wybuchłam śmiechem.
- nie wiem, czy wiesz, ale ten twój "snickers" - zakreślił cudzysłów w powietrzu, puszczając na chwilę kierownicę - ma piosenkę z Damianem - odrzekł ze spokojem, nie zwracając uwagi na to, że się z niego śmieję.
- nie myśl sobie, że ci wybaczyłam ten koncert.
- a co może nie?
- w lewo - wytknęłam mu język - nie, to tutaj.
- przekonajmy się - Zayn gwałtownie się do mnie przybliżył i pocałował. Tak czule, tak namiętnie, tak cudownie. Nie potrafiłam tego nie odwzajemnić. Ocknęłam się dopiero, kiedy usłyszałam głośne stukanie w szybę.
- a ten co tu robi? - warknęła Monika, która właśnie wyciągnęła mnie za rękę z samochodu.
- właściwie to sama nie wiem - zachichotałam.
- czy ty jesteś głupia? Zapomniałaś o tym, że jeszcze kilka dni temu przez niego płakałaś? I dalej to robisz..
- fakt, muszę z nim pogadać. Dzięki młoda - poczochrałam ją po włosach, chwyciłam Zayna za rękę i zaciągnęłam do swojego pokoju. Przechodząc przez korytarz krzyknęłam tylko: jestem u siebie i zamknęłam drzwi na klucz, żeby czasem młodej nie przyszło nic głupiego na myśl. Zayn zajął miejsce na łóżku i zaczął rozglądać się po pokoju.
- mało tu miejsca - stwierdził po chwili.
- a co ty jesteś jakaś pieprzona gazela, że potrzebujesz dużo miejsca, żeby się wybiegać? - warknęłam.
- może nie jestem gazelą, ale potrzebuje przestrzeni.
- to wracaj sobie do Londynu, do tej swojej Perrie, ona z całą pewnością ma większy pokój, niż ja.
- South Shields.
- co?
- Perrie mieszka w South Shields.
- możesz sobie jechać nawet do Honolulu jak chcesz, byleby jak najdalej ode mnie.
- ej - Zayn podszedł do mnie i przytulił się do moich pleców. Położył głowę na moim ramieniu, delikatnie ocierając się swoim polikiem o mój.
- mógłbyś się ogolić.
- wybacz Nats. Wczoraj nie miałem czasu, byłem zbyt zajęty tobą - przygryzł dolną wargę.
- tak? A myślałam, że Perrie - warknęłam, strącając głowę z jego ramienia, dalej stojąc do niego tyłem.
- wiesz, że jesteś piękna, kiedy się złościsz? - poczułam, ze chwyta mnie za ramię. Odwrócił mnie do siebie i wpił swoje wargi i moje.



Pozdrawiam mojego kochanego Don Kichota, który dodaje mi weny w co najmniej dziwny sposób;* (dziękuję!)

niedziela, 27 stycznia 2013

rozdział 14

02.03.2012r, godz. 16:52.
          Jestem przekonana, że gdybyśmy znajdowali się w innym miejscu, niż samochód i bylibyśmy pewni, że nikt nas nie zobaczy to stałoby się coś o wiele bardziej poważniejszego, niż namiętny pocałunek. Świadomość, że prawdopodobnie już nigdy więcej go nie zobaczę przysłaniała mi zdrowy rozsądek. Gorące wargi Zayna i ręce, które znajdowały się pod moją koszulką doprowadzały mnie do szału, jednak po chwili się zaczęłam martwić. Czy to możliwe, żeby ten człowiek wywoływał u mnie tak silne emocje?
- Zayn - zaczęłam, jednak nie reagował - Zayn - powiedziałam nieco głośniej. Chłopak momentalnie się ode mnie oderwał. Musiałam wydusić z siebie to, co dręczy mnie od dłuższego czasu - co z Perrie? - jęknęłam.
- Perrie? Perrie już nie ma - wyszczerzył się.
- ja..jak to?
- nie ma. To już koniec.
02.03.2012r, lotnisko.
godz. 17:50.

          Dochodzi godzina osiemnasta, kiedy idę z Moniką przez główną halę lotniska. Odwiózł nas Paul. Chłopacy z tego co wiem teraz mają jakiś ważny wywiad i nie mogą być tutaj z nami. Paul chciał nam dotrzymać towarzystwa, jednak kazałam mu wracać do domu. Tłok jak zawsze. Biznesmeni rozmawiający przez telefon, turyści. Przyglądam się kasom biletowym. Niecierpliwie tupię nogą. Samolot odlatuje za dziesięć minut. Usiadłyśmy na pobliską ławkę i oczekiwałyśmy, kiedy kobieta przy kości, znajdująca się za ladą ogłosi przez megafon, że teraz nasza kolej. Czas mijał, na wielkim zegarze wybiła godzina pięć po osiemnastej. Podeszłam do lady.
- przepraszam, o godzinie osiemnastej miał być samolot do Polski. Rozumiem, że ma jakieś opóźnienie? - spytałam, jednocześnie przerywając grubawej pani konsumpcję prawdopodobnie śniadania.
- lot jest o godzinie dziewiętnastej, młoda damo - burknęła.
Kilka kliknięć w ekran dotykowy i połączenie z Zaynem zostało nawiązane.
- ha-halo? - usłyszałam jego głos.
- dziękuję Zayn, że muszę czekać ponad godzinę na samolot.
- co?
- samolot jest o dziewiętnastej, Zayn. D Z I E W I Ę T N A S T E J!
- o matko, przepraszam. Jesteś na mnie zła?
- nie, wcale - podniosłam głos, a w tle usłyszałam JEJ niewyraźne wołanie - ktoś z tobą jest?
- nie - skłamał. Perfidnie skłamał. Skłamał, że jej przy nim nie ma, a przecież doskonale wiem, że to był JEJ głos. JEJ cholerny głos. ONA była teraz tam z nim.
- cześ..
- nie rozłączaj się! - krzyknął.
- czemu?
- przepraszam, Perrie to przyjaciółka. Kiedy rozstaliśmy się ustaliliśmy, że dalej będziemy się przyjaźnić. Dzisiaj do mnie zadzwoniła, żebym jej pomógł. Przyjaciołom się pomaga, wiesz? Zależy mi na tobie. Naprawdę. Nie skreślaj nas.
- nie ma nas, Zayn. I nigdy nie będzie - nacisnęłam czerwoną słuchawkę, zalewając się łzami. Może jestem naiwna, głupia, nazwijcie to jak chcecie, ale naprawdę przywiązałam się do tego chłopaka, naprawdę go polubiłam, naprawdę uwierzyłam w to, że Zayn może coś do mnie czuć, że może jeszcze kiedyś będziemy razem, ale teraz..właśnie w tym momencie zrozumiałam, że nic z tego. Że to tylko i wyłącznie moja chora wyobraźnia. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam Starbuck'a.


Odnalazłam Monikę i zaciągnęłam ją na kawę. Nie zwracałam uwagi na jej pytania, dlaczego wyglądam jak potwór (bo pewnie tak było, przez rozmazany makijaż) i marudzenia, że ona nienawidzi kawy.
Siedziałyśmy na ławce, niedaleko bramek do wykrywania metali, popijając napój Bogów. Młoda najwidoczniej musiała zauważyć mój podły nastrój więc nie odezwała się do mnie ani słowem. Co lepsze, nawet mnie przytuliła. Tak na pocieszenie.
          Wiedziałam, że za chwilę wsiądę w samolot, który wywiezie mnie tak daleko. Tak daleko od chłopaków. Daleko od Zayna. Daleko od Londynu. Daleko od wszystkiego. Wróci szara, niemiła rzeczywistość. Piłam już ostatni łyk kawy, kiedy usłyszałam:
- pasażerowie lotu 69 Londyn - Szczytno proszeni są do od..
- no chodź - Monika pociągnęła mnie za rękę, jednak ja dalej siedziałam wmurowana, nie wiedziałam, czy mam zwidy, czy to naprawdę się dzieje. Zauważyłam postać w czarnych włosach w błyskawicznym tempie zbliżającym się do nas. Tak, to był Zayn.
- myślałem, że już nie zdążę - wysapał - nie darowałbym sobie tego. Posłuchaj, zależy mi na tobie, rozumiesz? - chwycił mnie za ramiona - wiem, że musisz teraz wsiąść do samolotu i jechać do domu, ale pamiętaj, że nigdy o tobie nie zapomnę, a jeśli znajdziesz kogoś innego, kogoś lepszego, niż ja to wiedz, że będę ci życzył jak najlepiej. Życzył ci szczęścia - powiedział na jednym tchu, po czym chwycił moją twarz w swoje wielkie i trochę zimne dłonie i pocałował. rozkoszowałam się, kiedy jego wargi tak cudownie muskały moje, ostatni raz. Starałam się dokładnie zapamiętać ten obraz, który już nigdy więcej się nie powtórzy. Kiedy oddaliliśmy się od siebie, poniosłam się na placach i wtuliłam w niego z całej siły. Ostatni raz.
- muszę iść, nic nie ma znaczenia, jest już za późno Zayn - obróciłam się i poszłam w stronę odprawy, chwytając Monikę za rękę. Po drodze oczywiście jeszcze kilka razy obejrzałam się za siebie, a on stał w tym samym miejscu, stał tam, ciągle, nawet nie drgnął. Właśnie zniknęłam z jego życia, tak jak on zniknął z mojego. Na zawsze, już na zawsze.
05.03.2012r, Jesionki.
Tych dni jakby w ogóle nie było. Nie czuję, nie funkcjonuję jak normalny człowiek, nie jem, nie piję, nie śpię. Chodzę jak lunatyk, ciągle wchodząc na strony plotkarskie i oglądam jego zdjęcia. Jego przeklęte zdjęcia z tą jego przeklętą Perrie. Nie, nie jesteśmy razem.

          Im więcej stron przeglądałam, tym większy dół mnie dopadał. W szkole nie kontaktuję, co ludzie, nauczyciele do mnie mówią. Nie zdziwiłabym się, gdyby wzięli mnie za wariatkę. Za osobę psychicznie chorą, chociaż jak tak dalej pójdzie to chyba nią zostanę. Szkoła, dom, obiad i do końca dnia wpatruję się w jego zdjęcia. Nie uczę się, nie odrabiam lekcji, nie zdam do następnej klasy, aż nagle w moim pokoju rozległ się głośny dźwięk "one love". To mój telefon, podeszłam do szafki, chwyciłam urządzenie w dłoń. Harry.
- halo?
- Nati, mamy problem...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

piątek, 18 stycznia 2013

rozdział 13

dom chłopaków, godz. 20:00.
          Opadłam zmęczona na łóżko i dokładnie przetwarzałam w mojej głowie wydarzenia z dzisiejszego dnia. To wszystko było co najmniej dziwne. Nie starałam się nawet dopuścić do siebie myśli, że już jutro z Monią musimy spakować walizki i o godzinie 18 wsiąść do tego przeklętego samolotu, który wywiezie nas do Polski, do domu, tak daleko od nich. Usłyszałam cichutkie pukanie, krzyknęłam tylko: proszę i lustrowałam dokładnie osobę, która właśnie weszła do pokoju.
- cześć - ujrzałam zadowoloną buzie Malika, który od razu zajął miejsce obok mnie - gdzie byłyście?
- cześć Zayn, też miło cię widzieć - zachichotałam - byłyśmy na zakupach, ale chyba jutro ponownie będę musiała jechać zrobić mały zwrot.
- zwrot? - chłopak zrobił zdezorientowaną minę.
- tak. Dzisiaj kupiłam sukienkę, ale jak tylko weszłam do domu uświadomiłam sobie, że nigdy nigdzie nie będę miała okazji jej założyć tak więc jutro grzecznie przez wylotem pojadę do centrum i ją oddam - chłopak zaczął drapać się ręką po głowie. Chyba chciał uświadomić mi, że myśli.
- pokaż ją - wyszczerzył się po chwili.
- co?
- no pokaż mi sukienkę.
- nie ma mowy - wytknęłam mu język - nigdy przy tobie nie założę sukienki.
- no dobra - chłopak zrobił smutną minę - sam ją na ciebie włożę - ukazał szereg swoich idealnie białych i prostych zębów.
- dobra, sama ją włożę, ale nawet nie waż się ze mnie śmiać.
Jakoś nigdy nie przepadałam za sukienkami, nie wiem dlaczego. Być może z kompleksu wynikającego z moich krzywych nóg? Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mnie dzisiaj podkusiło, żeby kupić tą kieckę. Szybko wrzuciłam ją na siebie i wyszłam z łazienki, żeby zaprezentować się w niej Zaynowi.
- mmm, jest idealnie.Nie oddajesz jej.
- oddaje.
- nie i jutro w niej idziesz ze mną na kolację.
- nie Zayn, nie idę. Jutro mam samolot i wracam z Moniką do Polski.
- przed wylotem - wyszczerzył się.
- Zayn wieczny optymista? Lubię to.
- więc jesteśmy umówieni. O której masz samolot?
- osiemnasta - na mojej twarzy zagościł jakiegoś rodzaju smutek. Mimo tego, że na początku nienawidziłam tego boysbandziku, teraz ich uwielbiam. Przywiązałam się do tej piątki wariatów, w końcu spędziłam z nimi cały (praktycznie) miesiąc.
- to o 15 masz być gotowa na naszą - na chwilę zamilkł, po czym dodał - na naszą obiado-kolację - zachichotał, po czym niewzruszony wyszedł z pokoju.
02.03.2012r, dom chłopaków.
godz. 14:45.

- Monika podaj mi buty, błagam - krzyczałam z łazienki, malując rzęsy maskarą. Jak zwykle zaspałam i wzięłam się za późno za pakowanie, a jak już zaczęłam straciłam zupełnie rachubę czasu i jakieś pięć minut temu skończyłam.
Monika szybko przyniosła mi buta (klik) i próbując jedną ręką go założyć, drugą nakładałam błyszczyk na usta, a Monia grzebała w moich włosach robiąc warkocza. Twierdziła, że tak będę wyglądać o niebo lepiej. Mimo tego, że tak nie uważałam, nie miałam czasu się sprzeciwiać. Przecież to zwykła koleżeńska kolacja, nie będzie zwracać uwagi na moją fryzurę. Do Boga! On ma dziewczynę.
Pospiesznie (na tyle ile mogłam) zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie odstawiony Zayn. Miał eleganckie czarne spodnie i białą koszulę z czarnym krawatem. Na mój widok jedynie posłał mi uroczy uśmiech, podszedł do mnie, pomógł założyć mój beżowy płaszcz i wyprowadził z domu.
samochód Lou, godz. 15.10.
- em, Zayn - zaczęłam, po niezręcznej ciszy jaka zapadła pomiędzy nami odkąd wsiedliśmy do samochodu.
- słucham.
- czy to jest no wiesz.. - zacięłam się.
- randka? - dokończył za mnie, nie odpowiedziałam. Było mi głupio, że zadaję tak idiotyczne pytanie, ale jego strój, jego zachowanie.. pokiwałam jedynie twierdząco głową, a ten nie zastanawiając się długo odpowiedział - tak. Mając ciągle w głowie obraz Perrie wiedziałam, że to niestosowne.
- nie jest - odchrząknęłam.
- jest.
- nie jest.
- jest - moglibyśmy chyba tak bez końca, jednak samochód nareszcie się zatrzymał. Wyszliśmy z auta i ponownie się zaczęło. Gadaliśmy w kółko to samo. Na początku irytowało mnie jego zachowanie, ale  po pewnym czasie zaczęło mnie to śmieszyć - założymy się, że jest? - Zayn spojrzał mi w oczy.
 - zakład stoi.
Malik przywarł mnie do auta. Czułam na sobie jego oddech. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Starałam się uspokoić mój nerwowy oddech, jednak marnie mi to wychodziło. W podświadomości wiedziałam, co Zayn chce zrobić, jednak starałam się do siebie nie dopuszczać tej myśli. Wlepiłam wzrok w ziemię, żeby temu jakoś zapobiec, jednak chłopak złapał mój podbródek i przyciągnął mnie do siebie. Musnął moje usta, raz, drugi, trzeci. Drżałam. Czwarty, piąty. Nie potrafiłam odmówić. Założył moje włosy za ucho i mocno przytulił do siebie. Chwilę później udaliśmy się do pobliskiej restauracji. na pierwszy rzut oka było widać, że jest bardzo ekskluzywna. Wiedziałam, że tam nie pasuję, jednak Zayn był nieugięty.
Facet z aparatem w ręku podszedł, podał rękę Malikowi i zapytał, czy może zrobić nam zdjęcie. Zayn oczywiście się zgodził.




- ej - zachichotałam, gdy Zayn musnął mój policzek, a kiedy facet z aparatem podszedł do innej pary chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął do stolika. Tak jak myślałam restauracja była niezwykle elegancka. Wszystkie kelnerki ubrane tak samo, białe koszule i czarne fartuszki, a na nich plakietki z imionami. Stoliki, dwu i czteroosobowe, przy których siedziały albo pary, albo rodziny z dziećmi, które nawiasem mówiąc były naprawdę słodkie.
- to co zamawiamy? Bo ja mam ochotę na .. - zaczęłam, jednak po chwili zamilkłam, bo dostrzegłam, że Malik prawdopodobnie wcale mnie nie słuchał tylko siedział i patrząc na mnie głupio się uśmiechał.
- Zayn, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- jakżeby inaczej.
- w takim razie, co przed chwilą powiedziałam?
- oh Zayn, to jest najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Zaśmiałam się.
- oh Zayn, dostaniesz kopa w tyłek, jak nie zaczniesz mnie słuchać.
- jak chcesz, mogę się nawet wypiąć - poruszył brwiami.
- dureń - zachichotałam.


jest to ostatni rozdział przed zawieszeniem bloga na jakiś czas. Do usłyszenia...po odwieszeniu!:)

wtorek, 15 stycznia 2013

rozdział 12

Londyn, 01.03.2012r. 
godz. 12:36.
           Siedzę zaspana w busie, nie kontaktując co mówią do mnie inni. Na moich kolanach leży głowa Nialla, który urządził sobie z nich poduszkę, a na moim ramieniu głowa Zayna. Nie ukrywam, że nie podobało mi się to, ale niestety nie jestem takim typem człowieka, który na moim miejscu po prostu by go odtrącił albo walnął w łeb. Naprzeciwko mnie siedzi Harry, który nie spuszcza ze mnie wzroku, co bardzo zaciekawiło Liama i Lou, którzy cały czas się nas wypytują, czy między nami coś jest, a Zayn gdy tylko to usłyszy jeszcze bardziej wbija swój podbródek w moje ramię. Palant. Sam nie jest lepszy. Gdy tylko na chwilę zostaniemy sami korzysta z sytuacji i całuje mnie albo przytula, a później tak jak gdyby nigdy nic idzie sobie do tej swojej Perrie i z nią robi dokładnie to samo.
- wyłaźcie - usłyszałam głos menadżera chłopaków. Nie ukrywam - ten gość nie przypadł mi do gustu. Nie lubię go i
chyba w najbliższym czasie się to nie zmieni.
          Pewnie zastanawiacie się, gdzie teraz jesteśmy. Aktualnie dojechaliśmy pod szpital, żeby odebrać stąd Monię. Chcieliśmy jechać sami (czytaj: ja i Lou), ale chłopacy nam na to nie pozwolili i stwierdzili, że też muszą przy tym być. Tak więc teraz maszerujemy w siódemkę do sali, gdzie znajduje się młoda. Gdy tylko zobaczyła nasza gromadkę aż się wzdrygnęła ze szczęścia. Oczywiście koleżanka z jej sali zrobiła sobie zdjęcie z chłopakami, co osobiście mnie śmieszyło, ale rozumiem ją po części. W końcu nie każdy codziennie ma na wyłączność caluśkie One Direction.

ten sam dzień, godz. 15.55.
dom chłopaków.

          Tak bardzo się bałam tego momentu. Tak bardzo bałam się momentu, w którym będę musiała zadzwonić do rodziców i powiedzieć im co się stało Monice. Jednak, żeby zmniejszyć ich wkurzenie postanowiłyśmy z młodą, że połączymy się z nimi na Skype. Tak więc teraz siedzimy teraz u mnie w pokoju i czekamy aż moi genialni rodzice odbiorą połączenie. Przed tym oczywiście ustaliłyśmy wspólną taktykę. Najpierw ja sama rozmawiam z rodzicami tak jak gdyby nigdy nic i dopiero kiedy rodzice zapytają gdzie Monika młoda się im pokaże i wszystko im wyjaśnimy. Oczywiście rzecz jasna: Monika bierze całą winę tego zajścia na siebie.
- halo, halo? - usłyszałam głos taty, jednak widziałam tylko jego szyję i brzuch.
- tato, zawołaj mamę - zachichotałam.
- ASIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - usłyszałam głośny krzyk rodziciela, aż głośniki w moim biednym laptopie zaskrzeczały. Po chwili moja mama wbiegła i ustawiła wszystko tak jak potrzeba.
- no kochanie mów jak u cie..a gdzie Monika? - cholera! Czy ona musiała tak szybko zorientować się, że jej nie ma?!
- no tutaj jest malutki problemik.
- co? - ojciec ponownie krzyknął.
- tato! Błagam cię! Nie podnoś głosu, bo ogłuchnę - burknęłam, zapraszając nieznacznym ruchem ręki Monikę. Rodzice widząc jej gips nie odezwali się ani słowem (co było dziwne) i siedzieli tylko z otworzonymi ustami.
- Natala! Coś ty jej zrobiła?! Jak ty jej pilnowałaś?! - zaczęli po chwili rzucać we mnie bezpodstawnymi oskarżeniami i przekrzykiwać jeden przez drugiego tak, że nie mogłam w sumie z tego nic zrozumieć. Po kilku wymienionych ze mną spojrzeniach młoda w końcu postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- mamo, tato - zaczęła cicho, jednak oni byli tak bardzo zajęci opierdzielaniem mnie, że najwidoczniej tego nie usłyszeli - CISZA! - krzyknęła młoda. Rodzice momentalnie zamarli - to nie wina Natali, sama sobie zawiniłam - wydukała, po czym zrobiła smutną minę, która ZAWSZE na nich działa.
- oh kochanie, nie obwiniaj się tak. Natala jest starsza i powinna cię pilnować.
- mamo! Nie szukaj winnych tam gdzie ich nie ma! teraz idziemy z chłopakami na zakupy, musimy kończyć, pa! - rzuciła szybko, naciskając przycisk zakańczający rozmowę - idioci - warknęła.
- po prostu się o ciebie martwią - poczochrałam ją po włosach - a tak po za tym co to za zakupy? - wyszczerzyłam się.
- nie ma żadnych zakupów, nie mogłam ich więcej słuchać.
- jesteś genialna! - krzyknęłam - a zakupy możemy zrobić sobie same!
Zarzuciłam na siebie kurtkę i pociągnęłam Monikę w stronę wyjścia.
- stój! - krzyknęła Monia. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, a ta wyciągając tylko telefon przed siebie tylko powiedziała: uśmiech i usłyszałam charakterystyczny dźwięk robiącego zdjęcia. Po zlustrowaniu go wzrokiem dostrzegłam, że ucięła połowie mojej głowy więc tym razem ja postanowiłam być fotografem. Pstryk. Kilka kliknięć w dotykowy ekran i:



Opuściłyśmy dom w zupełnej ciszy, żeby czasem ktoś nas nie zauważył i się do nas nie przyczepił. Ten dzień zdecydowanie miał należeć tylko do nas. Tylko do nas dwóch. Tylko ja i Monia. Nikt więcej. Mimo tego, że jeżeli ktoś nas nie znał mógł pomyśleć, że jesteśmy z zakładu psychiatrycznego to miałyśmy to głęboko gdzieś.
centrum handolwe, godz. 17.36
           Przemierzałyśmy kolejne sklepy w poszukiwaniu - właściwie sama nie wiem czego. Postanowiłyśmy skorzystać z tego, że rodzice wczoraj przelali pieniądze na moje konto i zakupić to, co nam się żywnie spodoba. Jednak nasze plany nie do końca doszły do punku kulminacyjnego, z jednego prostego powodu: nic tutaj nie było w naszym guście, a jeżeli już coś nam się spodobało to nie było na nas rozmiaru - ot cała filozofia. Zrezygnowane poszłyśmy do pobliskiej kafejki i zamówiłyśmy sobie po malinowym koktajlu. Siedziałyśmy tam z bitą godzinę śmiejąc się ze wszystkiego i wszystkich.
- patrz na tego kolesia - Monia dławiła się śmiechem - on naprawdę myśli, że wygląda seksownie mając hahahahaha spodnie przed kostki?
Nie odpowiedziałam, bo dostrzegłam grupkę dziewczyn, patrzących dziwnie w naszym kierunku. Aż nagle któraś zaczęła krzyczeć: PATRZCIE TO NATALA, TA NATALA OD ZAYNA MALIKA, TA OD ONE DIRECTION. Spojrzałam na Monikę, która zwijała się ze śmiechu, a ja zdezorientowana siedziałam dalej w bezruchu. W końcu odważyłam ponownie spojrzeć się w ich stronę.
- nie pójdę tam - założyłam ręce, szepcząc do Moniki.
- oszalałaś? Idź. Prędzej, czy później będziesz dziewczyną Zayna więc sympatia jego fanek ci się przyda - wytknęła mi język.
- ja jego dziewczyną, oszalałaś? Przecież on jest w związku z Perrie. Młoda, otrzeźwiej.
- haha już niedługo, a teraz idź - Monika wypchnęła mnie z fotela. 
Na początku stałam wmurowana i chciałam z powrotem usiąść na swoje miejsce, ale stwierdziłam, że zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę, niż teraz stojąc tutaj.
- to naprawdę ty - jakaś mała dziewczynka przytuliła mnie, gdy tylko zdołałam do nich podejść - mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - zaczęła wręcz piszczeć z radości. Byłam tak zszokowana tą sytuacją, że naprawdę nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć więc tylko skinęłam głową na znak, że tak. Kiedy otoczyła mnie grupka dzieciaków pozujących do zdjęcia, robionego przez Monię usta mimowolnie wywinęły mi się w głęboki uśmiech. Dopiero kiedy odeszli dotarło do mnie co przed chwilą miało miejsce. Przecież mój wymyślony przez media "związek z Malikiem" nie czyni mnie do cholery sławną. Nagle mój wzrok przykuła witryna sklepu. Wiedziałam, ze sukienka, która wisiała na wystawie musi być moja. Co lepsze! Jak się okazało - został ostatni rozmiar i to akurat mój! Nie czekając długo weszłam do przymierzali i wtedy coś mnie zaniepokoiło. Usłyszałam swój głos, a dochodził z radia! Cholera! W radio leciała piosenka, którą nagrałam z Harrym dla Oli.

- o matko boska - usłyszałam Monikę - wie pani, że to moja siostra?! Moja siostra! - młoda zaczęła krzyczeć, a ja stałam jak wryta w tej przymierzalni. Po chwili jednak na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech. To takie dziwne uczucie usłyszeć się w jakimś przekaźniku informacji. Chwyciłam sukienkę w rękę, zapłaciłam i razem z Monią stwierdziłyśmy, ze pora wracać do domu, bo kto wie, co nas jeszcze dzisiaj może zaskoczyć.

czwartek, 10 stycznia 2013

rozdział 11

28.02.2012r, Londyn.
W posiadłości chłopaków znaleźliśmy się około godziny szesnastej.
- cześć chłopcy, gdzie Harry? - spytałam zamykając drzwi.
- jest w pokoju - krzyknął Niall siedzący przed telewizorem i jedzący coś, z resztą jak zwykle. Od razu udałam się w tym kierunku. Bez pukania weszłam do jego pokoju, siedział na łóżku z laptopem na kolanach.
- o! Cześć! Co tutaj robisz? - poderwał się z miejsca, podszedł do mnie i zaczął przytulać.

- przyjechałam żeby ci podziękować, wiesz? - ścisnęłam go jeszcze mocniej.
- ale za co?
- Harry, błagam. Nie udawaj!
- ale ja naprawdę nie wiem o czym ty mówisz - patrząc w jego zielone oczy widziałam, że nie kłamie.
- o piosenkę mi chodzi Harry! Dziękuję!
- a o to - wyszczerzył się - Nati, naprawdę nie ma za co.
- je.. - nie zdążyłam dokończyć, bo do pokoju bez pukania wparował Zayn.
- a to może ja wam nie będę przeszkadzał - jęknął.
- nie przeszkadzasz, chodź - uśmiechnęłam się do zdezorientowanego chłopaka, jednak najwidoczniej moja decyzja nie spodobała się Harremu, bo ten rzucając tylko ciche: przepraszam wyszedł z pokoju.
- a temu co?
- nie mam pojęcia. Chłopacy mówili, że... - nie zdążył dokończyć, bo do pokoju wszedł Paul. Wyglądał naprawdę groźnie. W jednej ręce trzymał gazetę, a na jego twarzy wypisana była złość, w sumie to zbyt łagodnie powiedziane. Na jego twarzy było wypisane wkurwienie.

- o cześć Paul - rzucił zadowolony Zayn.
- proszę was ludzie, nigdy więcej takich sytuacji - warknął.
- ale jakich? - spytał zdezorientowany Malik.
- takich - rzucił gazetę na stół - takich do cholery!! - oboje niepewnie podeszliśmy do stolika, chwytając papier w rękę.


- cholera - jęknęłam.
- ludzie rozumiem, że się kochacie, a..
- ale.. - chciałam się wytłumaczyć, jednak Paul mi przerwał.
- ale starajcie się hamować ze swoimi uczuciami, proszę!
- ale my przecież..
- Zayn - Paul ponownie przerwał, tym razem mulatowi - ty mnie lepiej mnie denerwuj. A co z Perrie? Co do cholery z nią? Ona wie, że zastąpiłeś ją nią? - przeniósł wzrok na mnie.
- możemy skończyć tą durną rozmowę?
- okej, ale pamiętaj! Mam cię na oku - krzyknął, wychodząc z pokoju. Nie minęło nawet pięć sekund, a Zayn zrobił dosłownie to samo. Zostawił mnie sam na sam z tym cholernym brukowcem. Zlustrowałam dokładnie to zdjęcie i dopiero wtedy zorientowałam się, że musiało zostać zrobione jeszcze przed złamaniem mojej nogi. A te jezioro?! Jakie do cholery jezioro, jaki dom do cholery?! Przecież ja nigdy w życiu na oczy tego miejsca nie widziałam! Popatrzmy na to z jeszcze innej strony: Perrie! Co do cholery z nią?! Czy Zayn naprawdę myśli, że może sobie tak bezkarnie mnie całować jednoczenie będąc w związku z nią?! Wyszłam z pomieszczenia, zmierzając w kierunku pokoju Malika. Pukałam, waliłam, krzyczałam. Nie poskutkowało. Zaczęłam krzyczeć i kopać drzwi jednocześnie - dalej nic. Nie zwracałam nawet uwagi na to, czy ktoś to słyszy, czy też nie.
- to nic nie da - usłyszałam głos za sobą.
- jak to nie?! Mam ci udowodnić, że da?! - wydarłam się, po czym ponownie zaczęłam walić w drzwi przede mną, jednak Harry był na tyle mądry, żeby odciągnąć mnie od nich i przetłumaczyć mi do rozumu, że to naprawdę nic nie da, bo gdyby Zayn chciał to już dawno by otworzył te cholerne drzwi.
- uspokój się złośnico - wytknął mi język.
- a.a.a.ale - z tej złości zaczęłam się jąkać.
- cii - Harry przyłożył swojego palca do moich ust - co powiesz na kolację? - uśmiechnął się delikatnie - dziś, wieczór, na poprawę humoru - dodał. Mimo to, że cały czas był uśmiechnięty od ucha do ucha dało się wyczuć w jego głosie jakąś taką nutkę niepewności. Cholera?! Czyżby Harry Styles bał się, że mu odmówię? Cholera! Nadużywam słowa cholera!
- randka? - uniosłam pytająco brew.
- tak jakby trochę - jęknął.
- hm, nie wiem czy wypada ci pokazywać się publicznie z taką kaleką - przeniosłam wzrok na mój gips.
- to ja decyduję o tym czy wypada, czy nie - wyszczerzył się - więc?
- chyba muszę się zgodzić.
- więc bądź gotowa o dwudziestej - staliśmy na korytarzu więc chłopak podeptał do swojego pokoju, a ja zeszłam na dół do salonu, gdzie wszyscy (oczywiście oprócz Zayna i Harrego) siedzieli przez telewizorem.
- o Nati! - zerwał się Lou - poznaj, to jest Eleanor - dziewczyna podeszła do mnie i uśmiechając się szeroko podała mi rękę. Matko! Jaka ona jest ładna!
- przyłączysz się? - odezwała się po chwili - oglądamy ostatnią część step up, mówię ci warto!
- niech będzie - uśmiechnęłam się niepewnie i zajęłam miejsce obok Moniki.
ten sam dzień, godz. 19:00.
Wróciłam do siebie i zdezorientowana stanęłam przed szafą. Zastanawiałam się, co mogę włożyć, żeby wyglądać jak najlepiej. Postawiłam na jasno-beżową sukienkę z mocnym wycięciem na plecach. Włosy spięłam w wysokiego koka, a na powieki nałożyłam beżowy cień.

Byłam gotowa już jakieś piętnaście minut przed czasem więc postanowiłam iść do Moniki zapytać, jak wyglądam jednak nie było jej w jej pokoju więc wróciłam do siebie siadając zrezygnowana na łóżku. Czas niemiłosiernie mi się dłużył, a ręce zaczęły się pocić. Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Myśląc, ze to Harry zadowolona się podniosłam.
- lepiej usiądź - rzekł Liam z grobową miną.
- ale co się stało? Coś z Harrym?
- usiądź - chłopak podniósł głos - Monia, Monia, ona...
- co z nią? - przerwałam mu.
- miała wypadek - chłopak wbił wzrok w ziemię.
- CO? - wydarłam się. Nie mogłam w to uwierzyć, najpierw Ola, teraz ona? Przez moją głowę przebiegła masa czarnych scenariuszy. Czy wszystkie zła tego świata muszą spadać tylko i wyłącznie na mnie?! Wybiegłam (oczywiście na tyle ile mogłam, bo mając nogę w gipsie to nie lada wyczyn) z pokoju. Moim oczom ukazał się Zayn.
- Nati, musimy pogadać - jęknął zrezygnowany.
- masz samochód?
- co?
- samochód! - krzyknęłam.
- chodź - złapał mnie za rękę - wezmę od Lou - razem zeszliśmy na dół. Oczywiście tam czekał na mnie już wyszykowany Harold, który stał z kwiatami. Zdążyłam tylko powiedzieć ciche przepraszam, później ci wszystko wyjaśnię, chwycić w rękę mój płaszcz i wyjść z domu. Jakieś 3/4 drogi jechaliśmy w zupełniej ciszy, aż w końcu postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- mogę cię o coś zapytać?
- jasne - chłopak uśmiechnął się, patrząc dalej na drogę.
- dlaczego nie otworzyłeś mi dzisiaj drzwi?
- Paul sformułował wszystko tak dobitnie, że wiedziałem jak to się skończy.
- czyli jak?
- przecież wiesz.
- nie, nie wiem.
- przecież to nie miało najmniejszego sensu. Pewnie pokłócilibyśmy się i tyle.
- aha - jęknęłam naprawdę wkurzona, wlepiając swój wzrok w buty.
- teraz ja mogę cię o coś spytać? - powiedział z nutką strachu w głosie.
- jasne - z moich butów przeniosłam wzrok na jego twarz. Było widać, że się denerwuje. Nawet bardzo.
- czy ty i Harry.. - zaciął się.
- co ja z Harrym?
- no wiesz...
- nie, nie wiem. Uświadom mnie może o co ci chodzi.
- no wiesz, czy wy jesteście parą?
- nie, skąd to pytanie?
- no bo dzisiaj chyba byliście umówieni?
- właściwie to tak.
- czyli coś pomiędzy wami jest - powiedział cichutko jakby sam do siebie, nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież powinien się cieszyć ze szczęścia swojego przyjaciela i swojej koleżanki(?). Nie odpowiedziałam, nie wiedziałam co więc całą resztę drogi przesiedzieliśmy w milczeniu. Na miejsce dojechaliśmy po niecałej godzinie. Nerwowo złapałam za klamkę i zaczęłam się z nią szarpać. Z tych nerwów nawet nie mogłam otworzyć drzwi, na szczęście obok był Zayn, który zrobił to za mnie. Szybko znalazłam lekarza zajmującego się Moniką i wypytałam o wszystko. Okazało się, że to nic poważnego, ma jedynie złamaną rękę i musi zostać tutaj do jutra na obserwacji. Tak, teraz do domu wrócą dwie kaleki. Już mogę być pewna, że rodzice mnie nigdy więcej nigdzie nie puszczą samej, a tym bardziej z Monią, nawet po bułki do sklepu. Do domu wróciliśmy około drugiej (tak, w nocy), gdyż Monika stwierdziła, że nie chce siedzieć w tym okropnym miejscu sama. Oczywiście normalnie nie byłoby to możliwe, ale że był tam ten sławny Zayn Malik to nie było większego problemu. Nawet jedna pielęgniarka zrobiła sobie z nim zdjęcie (hahaha). Wracając do tematu: gdy tylko wróciliśmy do domu od razu popędziłam do pokoju Nialla.
- Niall! - krzyknęłam.
- Nati? O Boże! Jak tak bardzo cię przepraszam - zaczął. Nie powiem - zdziwiłam się, że nie spał jak pozostała reszta tylko siedział na łóżku tak jakby czekał, aż do niego przyjdę.
- nie mnie przepraszaj debilu, nie mnie! - krzyczałam - Niall, kto mądry gra w siatkówkę zimą?! No kto?!
- al..
- Niall, jesteś aż takim debilem?! Przecież od początku mogłeś się domyślić, że to się skończy tylko i wyłącznie katastrofą!
- wiem - spuścił wzrok - a co z nią?
- okej - usiadłam obok niego - ma tylko złamaną rękę. Jutro wraca. A teraz możesz mi powiedzieć, co tam się dokładnie stało? Bo moja kochana siostrzyczka chcąc cię obronić nic nie chciała mi powiedzieć. Wyciągnęłam z niej jedynie, że graliście w siatkówkę.
- dobra - jęknął. Na gołe oko było widać, że nie chce o tym rozmawiać, jednak postanowiłam nie odpuszczać - więc Monika ciągle marudziła, że jej się nudzi.
- wiedziałam, że pomysł, żeby ją tu brać nie był najlepszy - wtrąciłam.
- albo słuchasz albo gadasz - warknął wkurzony Horan.
- słucham - odpowiedziałam zdecydowanym tonem - wrzuciliśmy do czapki Harrego, tylko mu nie mów, że ruszaliśmy jego rzeczy, okej? - nie odpowiedziałam, pokiwałam jedynie twierdząco głową - więc wrzuciliśmy do jego czapki propozycje gier, każdy po jednej. Były to gry jedne bardziej normalne, drugie mniej, na przykład ta siatkówka i Monika miała wylosować no i jak na złość wylosowała akurat to. Zarzuciliśmy na siebie cieple bluzy, wzięliśmy jakąś pierwszą lepszą piłkę i wyszliśmy na zewnątrz - chłopak wstał i zaczął nerwowo przemieszczać się po pokoju - pewnie wiesz albo nie Louis robi u nas w ogrodzie lodowisko, ale nie jest jeszcze dokończone. El serwowała, a że zaserwowała bardzo mocno to twoja siostra chciała to odebrać więc biegła, biegła, biegła i wbiegła na to nieszczęsne lodowisko wywalając się. Na początku wyglądało to zabawnie, ale kiedy dłuższą chwilę się nie podnosiła zaczęło robić się niebezpiecznie.
- Boże Niall, wy naprawdę macie nierówno pod sufitem.
- i za to nas lubisz - wyszczerzył się.

niedziela, 6 stycznia 2013

rozdział 10

 27.02.2012r, Jesionki.         
          Noc. Ciemna, zimna i niemiła. Nie śpię. Dlaczego? Otóż dlatego, że wspomnienia i myśli bombardują moją głowę. Naprzeciwko mnie wisiała wielka antyrama z kilkunastoma zdjęciami. Między innymi: z nią. Eh, rozpamiętywanie boli, bardzo, za bardzo. Przeraża mnie to wszystko. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę doceniamy człowieka, kiedy go już nie ma. To dziwne, że większość znajomości zaczyna się od zwykłego "cześć", a kończy na czymś tak mocnym i cudownym jak my. Tęsknię za tobą. Nie znam przyszłości, nie chcę pamiętać tej cholernej przeszłości i żyć w teraźniejszości. Teraz kiedy ciebie nie ma nie wiem, czy to ma w ogóle jakikolwiek sens.
          Zauważyłam, że drzwi do mojego pokoju powolutku się uchylają. Zobaczyłam zaspaną twarz Zayna.
- hej - po chwili z jego ust wydobył się zachrypnięty dźwięk.
- hej - uśmiechnęłam się. Nie chciałam dać po sobie poznać, że jest mi tak cholernie źle. Niestety (albo stety) nie umiem dobrze kłamać. Przez samo to, że musiałam się odezwać w moich oczach pojawiły się łzy. Tak bardzo nie chciałam, żeby Zayn je zobaczył. Podeszłam do okna i zaczęłam obserwować przejeżdżające po ulicy samochody. Odcięłam się od świata, zupełnie. Nie słyszałam nawet, że Malik przemieszcza się po pokoju. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy Zayn do mnie podszedł i przytulił do moich pleców, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
- musisz się ogolić - szepnęłam.
- myślałem, że kobiety lubią męski zarost - zamruczał.
- kobiety może tak, ale dziewczyny zdecydowanie nie - po tych słowach momentalnie się ode mnie oderwał i skierował się w stronę wyjścia - em, gdzie idziesz?
- ogolić się - uśmiechnął się wychodząc.
- Zayn, przestań! - krzyknęłam, jednak chłopak najwidoczniej nie usłyszał.
          Ten dzień bez wątpienia zapowiadał się istną katastrofą. Zdawałam sobie sprawę, że nie może być inaczej, nawet jeżeli bardzo bym tego chciała. Najchętniej calutki przeleżałabym w łóżku, ale potrzeba zjedzenia czegoś zmusiła mnie do opuszczenia mojego pokoju. Przemierzałam korytarz, prowadzący do łazienki i kuchni, kiedy usłyszałam głos Zayna. Rozmawiał z kimś przez telefon.
- stary, musisz jej powiedzieć - niemalże krzyknął.
- co powiedzieć? - wtrąciłam się.
- muszę kończyć, zadzwonię później - powiedział szybko, po czym schował urządzenie do kieszeni spodni - Nati to nie tak jak myślisz.
- okej - obróciłam się, chcąc wyjść z pomieszczenia. Naprawdę nie miałam teraz siły na to, żeby wyciągać z niego to o czym rozmawiał z nieznajomym - albo nie, mam jedno pytanie -cofnęłam się i stanęłam maksymalnie pięć centymetrów przed nim.
- słucham?
- dlaczego Harry nie przyleciał? Jest na mnie zły? Zrobiłam coś nie tak?
- to właśnie z nim rozmawiałem przez telefon i właśnie o tym - powiedział wbijając wzrok w kapcie, które dała mu moja mama - on wczoraj cały dzień siedział w tym cholernym studio, żeby wydać waszą piosenkę. Tłumaczyłem mu, że to nie ma najmniejszego sensu, ale sama wiesz, jaki on jest up..
- kiedy wracasz? - przerwałam mu.
- jutro w południe.
- lecę z tobą - powiedziałam szybko wychodząc z pomieszczenia. Mimo tego, że tak bardzo chciałam lecieć z Zaynem i podziękować Harremu za to co dla mnie robi, za to co zrobił dla Oli. Wiedziałam, że moi rodzice są co najmniej dziwni i tak szybko się na to nie zgodzą, jednak była jedna osoba, która zwiększała moje szanse, mianowicie: Monika. Przecież to ona jest ich najukochańszym dzieckiem, któremu na wszystko pozwalają. Mimo tego, że czułam potworny głód postanowiłam najpierw iść do mojej kochanej siostrzyczki.
- cześć młoda - uśmiechnęłam się niepewnie, po czym usiadłam obok niej, ta odkładając laptopa rzuciła tylko oschłe: czego chcesz?
- nie chciałabyś lecieć jeszcze na kilka dni do chłopaków?
- co? Mówisz na serio? Jesteś najlepszą siostrą na świecie! - zaczęła piszczeć i mnie przytulać.
- okej, okej, puść mnie, bo jest jedno ale...
- wiedziałam - burknęła.
- musimy przekonać rodziców, żeby się zgodzili.
- nie ma sprawy - wyszczerzyła się i w przeciągu maksymalnie pięciu sekund opuściła pokój. Wiedziałam, że z nią pójdzie mi łatwo, ale że aż tak?
28.02.2012r, samolot do Londynu.
          Przebudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam pochylającą się nade mną siostrę.
- przepraszam - jęknęła z przestraszoną miną, bo znając mnie wiedziała, że zaraz wybuchnę - zaczęłaś gadać różne dziwne rzeczy więc wolałam cię obudzić.
- na przykład co?
- no na przykład, że kochasz Zayna - wyszczerzyła się, a mnie zamurowało. Spojrzałam na chłopaka, a ten tylko głupkowato się uśmiechnął. Wiedziałam, że jestem cała czerwona, jednak nie to teraz było dla mnie najważniejsze. Siedziałam wmurowana, nie wiedząc co mam powiedzieć, Monia widząc moją minę dodała: ŻARTOWAŁAM GŁUPKU!
- zabije cię! - rzuciłam się na nią, jednocześnie ją dusząc.
- Zayn debilu - wymamrotała - broń mnie, to w końcu był twój pomysł - krzyknęła. Momentalnie ją puściłam i przeniosłam mój zabójczy wzrok na Malika.
- z tobą policzę się później - warknęłam, obracając się tyłem do chłopaka, przypominając sobie, że mam w torebce ipoda. Włączyłam klik.  Ta piosenka idealnie odzwierciedlała to co czułam w tym momencie. Nieświadomie zaczęłam się bujać w jej rytm. Oczywiście Zayn nie byłby sobą, gdyby mnie nie szturchał i cały czas dźgał w bok.
- czy mógłbyś przestać? - warknęłam, po wyjęciu jednej słuchawki z ucha.
- ale co? - Zayn albo udawał, że nie wie co robi albo jest po prostu chory psychicznie.
- no szturchać mnie cały czas.
- ale, że to? - znów mnie dźgnął.
- przestań! - krzyknęłam, o mały włos nie budząc tym Moniki, która zasnęła jakieś pięć minut temu oparta o moje ramię.
- ale czemu?
- żebyś się głupio pytał. Zayn naprawdę teraz nie jestem w nastroju do żart.. - Malik nie czekając aż dokończę, objął mnie i z całej siły przytulił. Po chwili jednak sytuacja zaczęła się robić bardziej niebezpieczna, mulat zaczął się powolutku do mnie przybliżać, ale patrzył na mnie tak magicznie, że nie mogłam nie odwzajemnić jego pocałunku. Kiedy oddaliliśmy się od siebie, oparłam głowę o jego ramię i po chwili zasnęłam.
Ze snu wyrwało mnie delikatne muśnięcie w policzek. Otworzyłam oczy i ujrzałam pochylającego się nade mną Zayna, który uśmiechał się do mnie.
- czemu mnie budzisz? - spytałam zaspanym głosem.
- bo jesteśmy na miejscu.

P.S. zmieniłam czcionkę, żeby wam się lepiej czytało:)

wtorek, 1 stycznia 2013

rozdział 9

            Na początku myślałam, że to głupi żart Horana, jednak kiedy się obróciłam zamarłam. Cholera! On naprawdę stał tam z tyłu i przysłuchiwał się temu wszystkiemu.
- to może ja was zostawię.

- więc o czym chciałaś ze mną por...? - nie zdążył dokończyć, bo do pomieszczenia wbiegł Harry, który złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zdążyłam tylko krzyknąć: przepraszam i zostawiłam osłupiałego Zayna w kuchni.
- Harry, mogę wiedzieć gdzie my idziemy? - zapytałam zdezorientowana, opuszczając ich posiadłość.
- dowiesz się w swoim czasie - wyszczerzył się otwierając przede mną drzwi do swojego samochodu.
           Na miejsce jechaliśmy ponad godzinę. Oczywiście po drodze próbowałam cokolwiek wyciągnąć ze Stylesa, ale na marne. Harry jest zbyt uparty. Co lepsze! Jakieś pięćset metrów przed jego "niespodzianką" zatrzymał samochód na poboczu i założył mi opaskę na oczy twierdząc, że niespodzianka to niespodzianka i mam nie podglądać. 
           Nie powiem - ulżyło mi, kiedy samochód się zatrzymał i usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi przez Harrego. Dosłownie pięć sekund później znalazł się obok mnie i pomagał mi wysiąść z auta.
- uważaj krawężnik! Teraz w lewo, prosto, uważaj dziura!
- Harry nie łatwiej byłoby ci ściągnąć tej opaski z moich oczu? - spytałam zirytowana całą tą sytuacją.
- nie, bo wtedy uważaj stopień nie byłoby w lewo niespodzianki. A teraz stój tutaj, nie ruszaj się i nie ściągaj opaski z oczu!
- dobra - jęknęłam zrezygnowana. Jedyny plus tego wszystkiego w tym momencie był taki, że moje ciało ogarnęło to cholernie przyjemne ciepło, którego nie było na dworze, a wspaniałomyślny Harold nie pozwolił mi wrócić do domu po kurtkę, czy chociażby sweter. Cóż..chyba myślał, że jestem tak odporna na chłód, że bluzka na ramiączkach (klik - wiem, że być może nic do siebie nie pasuje, ale gdy ma się połamaną nogę to tak już jest:P) w lutym mi wystarczy.
- no. Możesz już ściągnąć - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego tuż obok mojego prawego ucha.
- em, Harry gdzie jesteśmy? - spytałam widząc długi korytarz z pięcioma parami drzwi.
- długo myślałem o tym, co wczoraj mówiłaś...wiesz o Oli i postanowiłem zrobić wam niespodziankę - wyszczerzył się.
- Harry, do rzeczy.
- wiem, że ta piosenka jest już wydana przez nas, ale nagramy ją na nowo. Tylko ty i ja.
- Harry do cholery o czym ty mówisz?! Jaka piosenka?
- już wszystko załatwione. Wchodzimy, śpiewamy, za tydzień będzie gotowa.
- oszalałeś?! Nigdy nie śpiewałam publicznie i nie mam najmniejszego zamiaru - krzyknęłam wkurzona i obróciłam się w stronę wyjścia, żeby jak najszybciej opuścić budynek. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że w drzwiach spotkałam Paula, który złapał mnie za rękę i podprowadził pod same drzwi studio tłumacząc, że mam się nie stresować i że byłabym skończoną idiotką, gdybym uciekła, bo Harry poświęcił kupę czasu i pieniędzy, żebyśmy właśnie dzisiaj mogli tutaj być. Końcem końców: właśnie stoję z Harrym przed mikrofonem i już lecą pierwsze dźwięki piosenki. Obszedł mnie stres, ale jednocześnie radość.
I know you've never loved the crinkles by your eyes,
when you smile.
 You've never loved your stomach or your thighs
- zaczęłam.
jakieś pół godziny później
- skończyliśmy, dziękuję! - krzyknął facet po czterdziestce, sprawujący władzę nad tym wszystkim. Nie powiem - ucieszyły mnie jego słowa, bo nie raz miałam ochotę stamtąd wyjść i nie wrócić, jednak bliska obecność Harolda mi na to nie pozwalała. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Że Harry jest profesjonalnym i doświadczonym muzykiem i że mu pójdzie to szybko i sprawnie, a mi wprost odwrotnie, ale przemyślenia, a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Jednak z drugiej strony byłam z nas niesamowicie dumna i wiedziałam, że Oli też się spodoba nasz, a raczej powinnam rzec: Harrego prezent.
          Wracaliśmy do domu w genialnych humorach. Najbardziej podobał mi się moment, kiedy w radio puścili polską piosenkę (co mnie bardzo zdziwiło) i Harry próbował śpiewać jej tekst, jednak po jakiś trzydziestu sekundach męczenia się zrezygnowany stwierdził, ze polski jest zbyt trudnym językiem jak dla niego, ale i tak chce się go nauczyć. W domu znaleźliśmy się około dziewiętnastej. Szybkim krokiem udałam się do kuchni, bo od tego samochodowego śpiewania naprawdę zaschło mi w gardle. Nalewałam sok do szklanki, kiedy ktoś podszedł i objął mnie od tyłu. Był przytulony do moich pleców, a jego głowa spoczywała na moim ramieniu.
- wiesz, że cię uwielbiam za to co dziś zrobiłeś, prawda? - mruknęłam myśląc, że to Harry.
- prawda - wyszeptał mi do ucha. Tylko..no właśnie! Tylko to nie był Styles. Moje oczy momentalnie zrobiły się jakieś piętnaście razy szersze.
- Zayn - jęknęłam cicho.
- a myślałaś, że kto? - wymruczał, a moje ciało przeszła fala przyjemnych dreszczy.
- nikt - powiedziałam zrezygnowana, a ten złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, puścił mnie i wtedy rozległ się dźwięk wydobywający się z mojego telefonu oznaczający przyjście nowego połączenia.
- przepraszam - wyszeptałam, wyciągając dzwoniące urządzenie. Zmroziło mi krew w żyłach, kiedy zobaczyłam, że to pani Kwaśniewska.
- ha-halo? - jednak odpowiedziało mi tylko ciche szlochanie kobiety - coś się stało?
- Ola, ona nie żyje.
Nie odpowiedziałam, nie byłam w stanie, odebrało mi mowę. Moją głowę wypełniło milion myśli, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Osunęłam się i usiadłam na ziemi, zalewając się łzami. Nie docierało do mnie, co mówi Zayn.
- muszę iść - krzyknęłam, raptownie się podnosząc.
- ale gdzie? Nati! Co się stało? - chłopak złapał mnie za ramiona, patrząc w moje zapłakane oczy.
- Ola - łkałam - ona umarła.
Zayna zmroziło, na początku nie wiedział co zrobić, jednak po chwili mocno przytulił (pomimo moich protestów, gdzie wpierałam mu, że jak najszybciej muszę znaleźć się w Polsce).
- mała, spokojnie. Myślisz, że puszczę cię gdziekolwiek w tym stanie? - pocałował mnie w czoło, przez co poczułam się tak cholernie bezpieczna. Opadłam z sił. Zdałam się tylko i wyłącznie na Zayna, który zaprowadził mnie do pudrowego pokoju i spakował moje rzeczy do walizek. Pewnie zastanawiacie się dlaczego sama tego nie zrobiłam? Otóż dlatego, ze ja byłam tak oszołomiona tym wszystkim, że siedziałam na łóżku jak kołek, nie mogąc nic zrobić.


            Trumna była otwarta. Patrząc w tym kierunku czułam się dziwnie. Przez moje ciało przebiegła już setny raz dzisiaj fala nieprzyjemnych dreszczy. Leżała tam. Jej niewinna twarz. Oczy, które były zamknięte. Już nigdy nie ujrzę tych pięknych, niebieskich tęczówek. Jej głowa leżała na niedużej białej poduszeczce. Jej skamieniałe ciało, delikatne złożone ręce, bialutka sukienka, która okalała jej sztywne ciało i pantofelki w tym samym kolorze. Ten widok był dla mnie katem. Wytarłam płynące z moich oczu łzy czarną chusteczką, która jeszcze kilkanaście sekund temu była biała, jednak nie mogłam pozwolić sobie na zbyt długi płacz, a tym bardziej na zbyt długą rozpacz. Wiedziałam, że niezdolność do walki z otaczającym mnie światem i ludźmi mnie wykańcza. To wszystko było tak nieprawdopodobne, tak nierealne, a jednak działo się naprawdę. Miałam ogromną, przeogromną nadzieję, że za chwilę wstanie, uśmiechnie się tak charakterystycznie jak zawsze i powie to swoje słynne: no cześć maleńka, jednak czas płynął, a ona leżała dalej. Mimo, że w podświadomości tak bardzo tego chciałam to wiedziałam, ze to nie możliwe. Jedyne co miałam ochotę w tym momencie zrobić to iść do domu, przespać się, a gdy się obudzę pobiec do niej i śmiać się razem z nią z tego głupiego snu. Patrzyłam na nią dzisiaj ostatni już raz. Siedziałam tak blisko niej, a nie mogłam nic, zupełnie nic zrobić. Obok mnie byli rodzice i Monika, którym, pewnie też nie było łatwo. W końcu traktowalijak trzecią córkę, a Monia jak siostrę - tą lepszą. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że każda minuta, czy sekunda może nieść za sobą uczucie utraconej miłości czy przyjaźni. Nawet nie wiem kiedy minął ten cały czas, a już staliśmy na cmentarzu patrząc jak kilku potężnych facetów zasypuje piachem drewniany przedmiot, w którym znajduje się drobne ciałko Oli. Zebrani tutaj ludzie klękali, składając obok kwiaty. Ja również to zrobiłam, po czym podeszłam do jej rodziców. Nie mogłam znieść widoku twarzy pani Kwaśniewskiej. Na kilometr biła od niej złość na cały świat pomieszana z cierpieniem i litrami łez. Szepnęłam tylko: moje kondolencje i odeszłam. Byłam już w drodze do mosiężnej wyjściowej bramy, kiedy zobaczyłam Zayna. Podszedł do mnie i nic nie mówiąc przytulił i pogłaskał po włosach. Ja ocierając kapiące z oczu łzy wyszeptałam: dziękuję, że jesteś. Po upływie jakiś piętnastu minut (w końcu moje Jesionki to nie duże miasteczko) byliśmy w domu. W moim domu. W moim rodzinnym domu. Nie chciałam iść na stypę z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem, bezsens. Po za tym co miałabym zrobić z Zaynem? Zostawić go z moją rodziną? Z moją niezrównoważoną siostrunią? Co prawda mieszkaliśmy trochę u nich, ale Monika pod wpływem Harrego dziwnie się zachowywała. Jakoś tak spokojnie? Nie wiem, co ten chłopak ma w sobie, że tak na nią działa. A na stypę też zabrać go nie mogłam. Przecież on nawet nie znał mojej Oli. Nigdy jej nie widział na oczy. Kojarzył tylko i wyłącznie z moich opowiadań, to wszystko. Mam zaledwie osiemnaście lat, a życie dokopało mi bardziej, niż niejednej trzydziestolatce.
            Zostawiłam Zayna z moją mamą (która powinna się z nim dogadać bez jakiegoś większego problemu. W końcu jest tłumaczem przysięgłym języka angielskiego), wykręcając się tym, że chcę pobyć trochę sama (nie ważne, że ta chwila trwa już trochę ponad dwie godziny). Tego teraz potrzebowałam najbardziej. Musiałam się w końcu oswoić z myślą, że jej już nie ma i przyznam nie jest mi łatwo. Nagle dostrzegłam zmierzającego w moim kierunku Zayna.
- martwiłem się o ciebie - wyszeptał, po czym mocno mnie przytulił.
- przecież cały czas tutaj byłam - zachichotałam cichutko pod nosem.
- a ja jestem tutaj pierwszy raz i nie znam twojego domu na pamięć - wytknął mi język - jak się czujesz?
- a jak ma się czuć ktoś, kto stracił prawie najważniejszą osobę w życiu, Zayn?
- przepraszam - chłopak wlepił wzrok w swoje buty. Widać było, że jest zażenowany zadanym wcześniej pytaniem.
- nie masz za co - chwyciłam go za dłoń - wiem, że chciałeś dobrze - na te słowa chłopak spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się tak promiennie, tak cudownie jak jeszcze nigdy.



pytania:

Obserwatorzy