wtorek, 1 stycznia 2013

rozdział 9

            Na początku myślałam, że to głupi żart Horana, jednak kiedy się obróciłam zamarłam. Cholera! On naprawdę stał tam z tyłu i przysłuchiwał się temu wszystkiemu.
- to może ja was zostawię.

- więc o czym chciałaś ze mną por...? - nie zdążył dokończyć, bo do pomieszczenia wbiegł Harry, który złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zdążyłam tylko krzyknąć: przepraszam i zostawiłam osłupiałego Zayna w kuchni.
- Harry, mogę wiedzieć gdzie my idziemy? - zapytałam zdezorientowana, opuszczając ich posiadłość.
- dowiesz się w swoim czasie - wyszczerzył się otwierając przede mną drzwi do swojego samochodu.
           Na miejsce jechaliśmy ponad godzinę. Oczywiście po drodze próbowałam cokolwiek wyciągnąć ze Stylesa, ale na marne. Harry jest zbyt uparty. Co lepsze! Jakieś pięćset metrów przed jego "niespodzianką" zatrzymał samochód na poboczu i założył mi opaskę na oczy twierdząc, że niespodzianka to niespodzianka i mam nie podglądać. 
           Nie powiem - ulżyło mi, kiedy samochód się zatrzymał i usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi przez Harrego. Dosłownie pięć sekund później znalazł się obok mnie i pomagał mi wysiąść z auta.
- uważaj krawężnik! Teraz w lewo, prosto, uważaj dziura!
- Harry nie łatwiej byłoby ci ściągnąć tej opaski z moich oczu? - spytałam zirytowana całą tą sytuacją.
- nie, bo wtedy uważaj stopień nie byłoby w lewo niespodzianki. A teraz stój tutaj, nie ruszaj się i nie ściągaj opaski z oczu!
- dobra - jęknęłam zrezygnowana. Jedyny plus tego wszystkiego w tym momencie był taki, że moje ciało ogarnęło to cholernie przyjemne ciepło, którego nie było na dworze, a wspaniałomyślny Harold nie pozwolił mi wrócić do domu po kurtkę, czy chociażby sweter. Cóż..chyba myślał, że jestem tak odporna na chłód, że bluzka na ramiączkach (klik - wiem, że być może nic do siebie nie pasuje, ale gdy ma się połamaną nogę to tak już jest:P) w lutym mi wystarczy.
- no. Możesz już ściągnąć - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego tuż obok mojego prawego ucha.
- em, Harry gdzie jesteśmy? - spytałam widząc długi korytarz z pięcioma parami drzwi.
- długo myślałem o tym, co wczoraj mówiłaś...wiesz o Oli i postanowiłem zrobić wam niespodziankę - wyszczerzył się.
- Harry, do rzeczy.
- wiem, że ta piosenka jest już wydana przez nas, ale nagramy ją na nowo. Tylko ty i ja.
- Harry do cholery o czym ty mówisz?! Jaka piosenka?
- już wszystko załatwione. Wchodzimy, śpiewamy, za tydzień będzie gotowa.
- oszalałeś?! Nigdy nie śpiewałam publicznie i nie mam najmniejszego zamiaru - krzyknęłam wkurzona i obróciłam się w stronę wyjścia, żeby jak najszybciej opuścić budynek. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że w drzwiach spotkałam Paula, który złapał mnie za rękę i podprowadził pod same drzwi studio tłumacząc, że mam się nie stresować i że byłabym skończoną idiotką, gdybym uciekła, bo Harry poświęcił kupę czasu i pieniędzy, żebyśmy właśnie dzisiaj mogli tutaj być. Końcem końców: właśnie stoję z Harrym przed mikrofonem i już lecą pierwsze dźwięki piosenki. Obszedł mnie stres, ale jednocześnie radość.
I know you've never loved the crinkles by your eyes,
when you smile.
 You've never loved your stomach or your thighs
- zaczęłam.
jakieś pół godziny później
- skończyliśmy, dziękuję! - krzyknął facet po czterdziestce, sprawujący władzę nad tym wszystkim. Nie powiem - ucieszyły mnie jego słowa, bo nie raz miałam ochotę stamtąd wyjść i nie wrócić, jednak bliska obecność Harolda mi na to nie pozwalała. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Że Harry jest profesjonalnym i doświadczonym muzykiem i że mu pójdzie to szybko i sprawnie, a mi wprost odwrotnie, ale przemyślenia, a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Jednak z drugiej strony byłam z nas niesamowicie dumna i wiedziałam, że Oli też się spodoba nasz, a raczej powinnam rzec: Harrego prezent.
          Wracaliśmy do domu w genialnych humorach. Najbardziej podobał mi się moment, kiedy w radio puścili polską piosenkę (co mnie bardzo zdziwiło) i Harry próbował śpiewać jej tekst, jednak po jakiś trzydziestu sekundach męczenia się zrezygnowany stwierdził, ze polski jest zbyt trudnym językiem jak dla niego, ale i tak chce się go nauczyć. W domu znaleźliśmy się około dziewiętnastej. Szybkim krokiem udałam się do kuchni, bo od tego samochodowego śpiewania naprawdę zaschło mi w gardle. Nalewałam sok do szklanki, kiedy ktoś podszedł i objął mnie od tyłu. Był przytulony do moich pleców, a jego głowa spoczywała na moim ramieniu.
- wiesz, że cię uwielbiam za to co dziś zrobiłeś, prawda? - mruknęłam myśląc, że to Harry.
- prawda - wyszeptał mi do ucha. Tylko..no właśnie! Tylko to nie był Styles. Moje oczy momentalnie zrobiły się jakieś piętnaście razy szersze.
- Zayn - jęknęłam cicho.
- a myślałaś, że kto? - wymruczał, a moje ciało przeszła fala przyjemnych dreszczy.
- nikt - powiedziałam zrezygnowana, a ten złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, puścił mnie i wtedy rozległ się dźwięk wydobywający się z mojego telefonu oznaczający przyjście nowego połączenia.
- przepraszam - wyszeptałam, wyciągając dzwoniące urządzenie. Zmroziło mi krew w żyłach, kiedy zobaczyłam, że to pani Kwaśniewska.
- ha-halo? - jednak odpowiedziało mi tylko ciche szlochanie kobiety - coś się stało?
- Ola, ona nie żyje.
Nie odpowiedziałam, nie byłam w stanie, odebrało mi mowę. Moją głowę wypełniło milion myśli, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Osunęłam się i usiadłam na ziemi, zalewając się łzami. Nie docierało do mnie, co mówi Zayn.
- muszę iść - krzyknęłam, raptownie się podnosząc.
- ale gdzie? Nati! Co się stało? - chłopak złapał mnie za ramiona, patrząc w moje zapłakane oczy.
- Ola - łkałam - ona umarła.
Zayna zmroziło, na początku nie wiedział co zrobić, jednak po chwili mocno przytulił (pomimo moich protestów, gdzie wpierałam mu, że jak najszybciej muszę znaleźć się w Polsce).
- mała, spokojnie. Myślisz, że puszczę cię gdziekolwiek w tym stanie? - pocałował mnie w czoło, przez co poczułam się tak cholernie bezpieczna. Opadłam z sił. Zdałam się tylko i wyłącznie na Zayna, który zaprowadził mnie do pudrowego pokoju i spakował moje rzeczy do walizek. Pewnie zastanawiacie się dlaczego sama tego nie zrobiłam? Otóż dlatego, ze ja byłam tak oszołomiona tym wszystkim, że siedziałam na łóżku jak kołek, nie mogąc nic zrobić.


            Trumna była otwarta. Patrząc w tym kierunku czułam się dziwnie. Przez moje ciało przebiegła już setny raz dzisiaj fala nieprzyjemnych dreszczy. Leżała tam. Jej niewinna twarz. Oczy, które były zamknięte. Już nigdy nie ujrzę tych pięknych, niebieskich tęczówek. Jej głowa leżała na niedużej białej poduszeczce. Jej skamieniałe ciało, delikatne złożone ręce, bialutka sukienka, która okalała jej sztywne ciało i pantofelki w tym samym kolorze. Ten widok był dla mnie katem. Wytarłam płynące z moich oczu łzy czarną chusteczką, która jeszcze kilkanaście sekund temu była biała, jednak nie mogłam pozwolić sobie na zbyt długi płacz, a tym bardziej na zbyt długą rozpacz. Wiedziałam, że niezdolność do walki z otaczającym mnie światem i ludźmi mnie wykańcza. To wszystko było tak nieprawdopodobne, tak nierealne, a jednak działo się naprawdę. Miałam ogromną, przeogromną nadzieję, że za chwilę wstanie, uśmiechnie się tak charakterystycznie jak zawsze i powie to swoje słynne: no cześć maleńka, jednak czas płynął, a ona leżała dalej. Mimo, że w podświadomości tak bardzo tego chciałam to wiedziałam, ze to nie możliwe. Jedyne co miałam ochotę w tym momencie zrobić to iść do domu, przespać się, a gdy się obudzę pobiec do niej i śmiać się razem z nią z tego głupiego snu. Patrzyłam na nią dzisiaj ostatni już raz. Siedziałam tak blisko niej, a nie mogłam nic, zupełnie nic zrobić. Obok mnie byli rodzice i Monika, którym, pewnie też nie było łatwo. W końcu traktowalijak trzecią córkę, a Monia jak siostrę - tą lepszą. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że każda minuta, czy sekunda może nieść za sobą uczucie utraconej miłości czy przyjaźni. Nawet nie wiem kiedy minął ten cały czas, a już staliśmy na cmentarzu patrząc jak kilku potężnych facetów zasypuje piachem drewniany przedmiot, w którym znajduje się drobne ciałko Oli. Zebrani tutaj ludzie klękali, składając obok kwiaty. Ja również to zrobiłam, po czym podeszłam do jej rodziców. Nie mogłam znieść widoku twarzy pani Kwaśniewskiej. Na kilometr biła od niej złość na cały świat pomieszana z cierpieniem i litrami łez. Szepnęłam tylko: moje kondolencje i odeszłam. Byłam już w drodze do mosiężnej wyjściowej bramy, kiedy zobaczyłam Zayna. Podszedł do mnie i nic nie mówiąc przytulił i pogłaskał po włosach. Ja ocierając kapiące z oczu łzy wyszeptałam: dziękuję, że jesteś. Po upływie jakiś piętnastu minut (w końcu moje Jesionki to nie duże miasteczko) byliśmy w domu. W moim domu. W moim rodzinnym domu. Nie chciałam iść na stypę z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem, bezsens. Po za tym co miałabym zrobić z Zaynem? Zostawić go z moją rodziną? Z moją niezrównoważoną siostrunią? Co prawda mieszkaliśmy trochę u nich, ale Monika pod wpływem Harrego dziwnie się zachowywała. Jakoś tak spokojnie? Nie wiem, co ten chłopak ma w sobie, że tak na nią działa. A na stypę też zabrać go nie mogłam. Przecież on nawet nie znał mojej Oli. Nigdy jej nie widział na oczy. Kojarzył tylko i wyłącznie z moich opowiadań, to wszystko. Mam zaledwie osiemnaście lat, a życie dokopało mi bardziej, niż niejednej trzydziestolatce.
            Zostawiłam Zayna z moją mamą (która powinna się z nim dogadać bez jakiegoś większego problemu. W końcu jest tłumaczem przysięgłym języka angielskiego), wykręcając się tym, że chcę pobyć trochę sama (nie ważne, że ta chwila trwa już trochę ponad dwie godziny). Tego teraz potrzebowałam najbardziej. Musiałam się w końcu oswoić z myślą, że jej już nie ma i przyznam nie jest mi łatwo. Nagle dostrzegłam zmierzającego w moim kierunku Zayna.
- martwiłem się o ciebie - wyszeptał, po czym mocno mnie przytulił.
- przecież cały czas tutaj byłam - zachichotałam cichutko pod nosem.
- a ja jestem tutaj pierwszy raz i nie znam twojego domu na pamięć - wytknął mi język - jak się czujesz?
- a jak ma się czuć ktoś, kto stracił prawie najważniejszą osobę w życiu, Zayn?
- przepraszam - chłopak wlepił wzrok w swoje buty. Widać było, że jest zażenowany zadanym wcześniej pytaniem.
- nie masz za co - chwyciłam go za dłoń - wiem, że chciałeś dobrze - na te słowa chłopak spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się tak promiennie, tak cudownie jak jeszcze nigdy.



10 komentarzy:

  1. Takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałam. Biedna Nati ;(
    A rozdział świetny :)
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. smutny ;( ale podobał się początek nie byłoby w lewo niespodzianki haha

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział .
    Omało co a sama bym się rozryczała .
    Czekam na następny .

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku, szkoda, że Ola zmarła.
    trochę smutny ten rozdział, ale i tak świetny.
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, ale smutny :( Czekam na NN i zapraszam do siebie :*
    true-friendship-with-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju szkoda, że Ola zmarła, ale cóż.
    Zayn jaki troskliwy no i Harry.
    ach ten problem ,którego wybrać. xd
    czekam na następny.
    zapraszam do mnie: http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. szybko dodawaj ! :33
    + http://anywhere-with-you.blogspot.com/ zapraszam : >>

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam cię do Blog Awards, na moim blogu znajdziesz pytania :33
    http://anywhere-with-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje ale pochłonęłam ten blog przez jeden dzień. Naprawdę świetnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No to ja dla odmiany cię pochwalę : D Rozdział bardzo smutny , ale cudowny ^^ I takiego jeszcze nigdy nie czytałam ; )
    Monika .

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za każdy komentarz:)

pytania:

Obserwatorzy