04.04.2012r, Liceum Ogólnokształcące w Świebodzinie.
Pierwszy dzień w szkole zawsze jest najgorszy, zwłaszcza pierwszy dzień po tak długiej przerwie. Stoję właśnie przed potężnym budynkiem, w którym spędzę siedem godzin i czterdzieści pięć minut. Przekroczyłam próg, który zwany jest przez wielu progiem szatana. Skierowałam się automatycznie do szafki, aby zostawić w niej niepotrzebne rzeczy. Kiedy schyliłam się, żeby sięgnąć książkę od geografii, poczułam lekkie szturchanie w ramię. Nie zdążyłam się obrócić, a już znalazłam się w ramionach Magdy - mojej przyjaciółki, właściwie to bliskiej koleżanki. Po śmierci Oli chyba nigdy już nie zdołam nazwać kogoś tak ważnym mianem jakim jest miano przyjaciela.
- No szczęściaro, musisz mi wszystko opowiedzieć - pisnęła i zapewne zaczęłaby podskakiwać w miejscu, gdyby nie fakt, że położyłam moją dłoń na jej ramieniu.
- Jasne - uśmiechnęłam się niemrawo i ruszyłam w stronę klasy. Tak naprawdę nie miałam ochoty jej o niczym mówić. Wspomnienia z pobytu w Londynie - owszem - były miłe, ale do czasu. Po ostatnich wydarzeniach zmieniły się na bardziej bolesne, niż przyjemne. Dzwonek zadzwonił już, kiedy wchodziłyśmy po schodach do góry. Zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie w tyle klasy, kiedy nagle poczułam silny ból w dole brzucha. Za zgodą nauczycielki udałam się do toalety.
Obudziłam się podłączona do miliona kabelków. Otaczały mnie przytłaczające białe ściany. W mojej sali znajdowały się również dwie inne dziewczyny, które były w zaawansowanej ciąży. Dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka, przez odstający brzuch. Ledwo, co zdążyłam otworzyć oczy, a moja mama wybiegła z pomieszczenia, aby po chwili wrócić z lekarzem.
- Jak się czujesz? - spytał starszy mężczyzna, około czterdziestki.
- Mamo, możesz wyjść?
- Ale ..
- Mamo, proszę - uśmiechnęłam się do niej niepewnie, po czym rodzicielka niechętnie opuściła pomieszczenie.
- co z nim? - spuściłam wzrok na swój brzuch. Mężczyzna od razu wiedział, o co pytam. Zauważyłam zakłopotanie na jego twarzy, jednak taka jest jego praca. Musi przekazywać swoim pacjentom informacje zarówno te dobre, jak i te złe.
- Niestety, przykro mi - lekarz pogłaskał moją rękę, po czym ruszył do wyjścia.
- Proszę pana - mężczyzna obrócił się w moją stronę - mama wie?
- Sama jej o tym powiedz.
Czułam się jakbym dostała obuchem w łeb. W jednej chwili straciłam coś, co było dla mnie teraz jedną z najważniejszych rzeczy. Mimo tego, że nie na początku ta wiadomość nie wywołała u mnie pozytywnych emocji, teraz zdążyłam już do niej przywyknąć, pokochać. Mimo tego, że "ojciec" dziecka mnie skrzywdził, pokochałam je. Wiem, że jestem młoda, ale w swojej głowie zaczęłam już knuć plany co do przyszłości związanej z nim albo może nią. Teraz niestety mogę tylko i wyłącznie pogdybać, bo wszystko prysło jak bańka mydlana.
- Natala, słonko! - poczułam mocny uścisk na ramionach. To była moja mama. Chciała się dowiedzieć, co się stało. Próbowałam jej odpowiedzieć, ale nie mogłam. Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydukać z siebie ani jednego słowa.
- Ja, ja.. - zaczęłam, ale rodzicielka przyłożyła palec do moich ust.
- Spokojnie, kochanie. Mamy czas.
05.04.2012r, godz. 12.02.
szpital w Świebodzinie.
Ta noc była najgorszą nocą jaką przeżyłam do tej pory. Nie zmrużyłam oka nawet na sekundę. Za każdym razem, kiedy próbowałam zasnąć w moim umyśle tworzyły się jakieś straszne i jednocześnie chore obrazy. Przewracałam się z boku na bok, ale nawet to nie pomagało. Przystałam na wpatrywaniu się w księżyc, który swoją drogą akurat tej nocy był piękny. "Koleżanki" z mojej sali kilka razy próbowały nawiązać ze mną kontakt, na marne. Moimi jedynymi odpowiedziami na ich pytania było tylko: tak i nie, ewentualnie aha lub no. Rano pielęgniarki przyniosły mi śniadanie, które nawiasem mówiąc bardziej wyglądało jak paćka dla małego, niż posiłek dla osoby w wieku osiemnastu lat. Aktualnie mama próbuje mi to na siłę wsadzić do buzi z marnym skutkiem. W międzyczasie zdążyłam jej powiedzieć wszystko (dosłownie wszystko) o moim stanie, na co zareagowała rzewnym płaczem i wyszła z sali. Zdezorientowana i jednocześnie zawstydzona zaistniałą sytuacją opadłam na poduszki. Po chwili jednak musiałam się podnieść, bo usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.
Nie zastanawiając się długo szybko mu odpisałam, a nasza rozmowa potoczyła się w zaskakującym tempie.
(reszta wiadomości będzie w języku polskim, żebym nie musiała każdej tłumaczyć).


Dopiero, kiedy kliknęłam "wyślij" zdałam sobie sprawę, co najlepszego zrobiłam. Niall nie miał zielonego pojęcia o mojej ciąży, tak samo jak cała reszta (oprócz Zayna) więc teraz pewnie będą snuć domysły, dlaczego jestem w szpitalu. Nie zdążyłam nawet walnąć się w głowę, żeby odzyskać zdrowy rozsądek, a "one love" rozdzwoniło się w całej sali. Oczywiście to był Niall, gdzie w tle było słychać całą resztę. Musiałam zmyślić przyczynę mojego pobytu tutaj. Przecież nie mogłam im najzwyczajniej w świecie zdradzić naszej tajemnicy. Zdawało się by, że rozmowa przebiegła pomyślnie i każdy uwierzył w moje delikatne kłamstewko, ale nigdy nie byłam dobrym kłamcą. Kiedy już chciałam się z nimi pożegnać telefon przechwyciła osoba, która teraz była ostatnią na calusieńkim świecie, z którą bym chciała rozmawiać.
- Halo, halo! Jesteś tam? - usłyszałam TEN głos.
- Ta-tak.
- Czy to coś związanego z maleństwem?
- Powiedziałeś im? - krzyknęłam z przerażeniem w głosie. Moje ciało ogarnął paraliż.
- Nie, nie, spokojnie. Wyszedłem do innego pomieszczenia. Powiedz mi, czy coś wam się stało?
- Go już nie ma - załkałam, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
DZISIAJ DO 23 ODPOWIEM NA KAŻDE PYTANIE NA ASKU. ASK ONLINE hahah:) zapraszam do rozmowy ze mną :) Nie bójcie się, nie gryzę ;>